[Odwilż] Eine kostengünstige Urnenbestattung
-
W tym miejscu zamierzam tworzyć w odcinkach powieść. Nie jest wykluczone, że skończy się na jednym odcinku, gdyż jak każdy marny literat mogę stracić natchnienie.
Angus Hergemon był doktorem. W kraju przodków - Teutonii - mawiało się na takich lekarzy, że są ginekologami. W Dreamlandzie posługiwano się bardziej eleganckim określeniem, iż są specjalistami od chorób kobiecych. Oprócz tego, czego sprawny czytelnik byłby w stanie się domyśleć już z pierwszych zdań niniejszego, z braku lepszego określenia autor pozwala sobie użyć słowa dziełko, zaś dla mniej biegłych w posługiwaniu się umysłem czytelników śpieszę z wyjaśnieniem, był Dreamlandczykiem teutońskiego pochodzenia. Poza tym był mężczyzną w średnim wieku, stanu wolnego. Nadto zajmował przyjemne trzypokojowe mieszkanie prawie w centrum Tauzenu, ze służbówką i służącą w niej. Budynek był zbudowany w stylu tauzeńskiego modernizmu, zaś służąca pochodziła z Baridasu. Ponieważ umawiał się ze sclavińską studentką z wymiany, to przyjąć można, iż zarówno Tauzen jak i niniejsza powieść są czymś bardzo unijnym.
Angus wyszedłszy ze swojego gabinetu zzuł rękawiczki lateksowe i wyrzucił je do kosza stojącego w rogu recepcji. Uśmiechnął się do recepcjonistki słysząc, iż więcej pacjentek na dziś już nie ma. Pożegnawszy się ze swoją pracownicą założył płaszcz i wyszedł przed budynek. Pogmerał chwilę w swojej skórzanej torbie i wyciągnął kluczyki do Przedbiedy kombi. Zająwszy miejsce w bursztynowożółtym pojeździe przekręcił kluczyk w stacyjce. Rozrusznik chwilę się pokręcił po czym silnik zawył cicho.
Podczas gdy samochód w zasadzie sam sunął po szerokich ulicach Tauzenu jego kierowca zatopił się w swoich rozważaniach na tyle, iż nie był w stanie nawet podziwiać pięknej modernistycznej architektury poprzetykanej tu i ówdzie szerokimi klombami z rozłożystymi drzewami pyszniącymi się żółtymi liśćmi, które nieodmiennie zwiastowały jesień. Stąd też był ten płaszcz. Prawdziwy Dreamlandczyk zawsze ubierał się w płaszcz, jak pada. Albo gdy miało padać. Dreamlandczycy ogólnie miłowali się w okryciach wierzchnich i zwyczaj ten całkiem dobrze korespondował z klimatem Tauzenu, gdzie upalne i suche lata oraz mroźne zimy oddzielane od siebie były dość obfitymi opadami atmosferycznymi.
Angus wrócił myślami do czasów swojego dzieciństwa, gdzie wychowywał się na podwórkach pomiędzy dwupiętrowymi domkami z czerwonej cegły w Srebrny Rogu. Pamiętał ojca górnika dołowego, po którego pewnego słonecznego niedzielnego popołudnia przyszła prefektura i po którym ślad wszelki zaginął. Pamiętał, że gdy wyła syrena na pobliskiej kopalni, to wszystkie matki i żony strwożone biegły do okien i modliły się, by to nie nazwiskach ich synów i mężów wisiały później na tablicach pobliskich świątyń. Pamiętał też ubóstwo, gdy czekoladę jedzono dwa razy w roku, pomarańcze raz w roku, a papieru toaletowego w ogóle nie było. Pamiętał jak droga, którą chodził do szkoły zakręcała wokół stacji kolejowej, gdzie ładowano węgiel. Pamiętał, jak jego starsi koledzy chodzili kraść tam węgiel i kiedyś jeden z nich uciekając przed prefekturą spadł z nasypu i pociąg odciął mu ramię.
Dźwięk ambulansu pędzącego na sygnale wyrwał go na chwilę z tych rozważań. Zjechał na chwilę na prawo, a gdy pojazd uprzywilejowany go wyminął, wrócił do stania w korku. Ciężko wzdychając odnalazł ostatniego papierosa w paczce i odpaliwszy głęboko zaciągnął się dymem. Wypuszczając z płuc gryzący dym ponownie zatopił się w świecie swoich wspomnień.
To był dzień zakończenia szkoły. Po odebraniu świadectw zamierzał szybko wrócić do domu i zignorować połajanki matki związane ze słabymi wynikami w nauce oraz pełne wyrzutów sugestie, iż po podstawówce jedyne co go czeka, to górnicza szkoła zawodowa. Ostatecznie, jeżeli ktoś urodził się na Helence, to potem kończył szkoły na Helence, gdzie poza kiepską podstawówką była tylko jeszcze gorsza zawodówka, żenił się na Helence, rodziły mu się kolejne dzieci na Helence, umierał na Helence, a potem chowali go na cmentarzu na Helence. Z Helenki nie dało się uciec. Helenka naznaczała człowieka na zawsze i czyniła to w sposób niewidzialny, ale przy tym i oczywisty dla każdego, kto mieszkał w Srebrnym Rogu.
Wszedłszy do domu od razu poczuł, iż coś jest nie tak. Na stole w jednym z dwóch pokoi jakie mieli tam do dyspozycji, stały dwie walizki. Zamiast zwyczajnej rozpaczy na przedwcześnie przeoranej zmarszczkami twarzy matki po raz pierwszy w życiu dostrzegł zdecydowanie, a nawet pewnego rodzaju zaciętość. Bez słowa wręczyła mu jedną z walizek, a następnie, nie zamknąwszy nawet drzwi, szybkim krokiem udali się do portu. Angus ledwo za nią nadążył. Po kilku dniach nieprzyjemnego rejsu na statku handlowym wysiedli na nabrzeżu w Tauzenie nie znając języka i bez grosza przy duszy.
Jego rozmyślania ponownie zostały przerwane. Tym razem przyczyną nie był jednak dźwięk karetki, ale zdający się wyrastać wprost z ziemi żółty budynek szpitala miejskiego. Postawiwszy auto na miejscu dla personelu rzucił za przednią szybę zalaminowaną kartę oznajmiającą, iż jest lekarzem i z trzaskiem zamknął drzwi od auta.
-
@aleksander billige*
-
Angus wspinał się po schodach odlanych z lastryko, nazywanym także złośliwie dreamlandzkim marmurem. Oświetlona jaskrawym światłem jarzeniówek klatka schodowa tutejszego szpitala łączyła kolejne piętra korytarzy, których ściany zdobiły zielonkawe lamperie. W połyskliwej powierzchni płytek, którymi były wyłożone odbijało się ostre światło.
Dotarłszy na piąte piętro bez słowa minął szklane drzwi z żelaznymi okuciami, na których czarną farbą odbito napis "Onkologia", zaś pod nim doklejono na kartce wydrukowany wyraz "geriatryczna". Odpowiedziawszy pielęgniarce na pozdrowienie skierował swoje kroki ku sali nr 5. Zastukawszy w ościeżnicę otwartych drzwi pewnie przekroczył próg i przywitał się ze swoją matką.
-Gusiu, to ty? - na twarzy starszej kobiety pojawił się słaby uśmiech - Gusiu? - zapytała z wahaniem
-Mamo - Angus odpowiedział uśmiechem zbliżając się do metalowego łóżka swojej matki - Kupiłem ci pomadki kakaowe - dodał, stawiając na szafeczce nocnej opakowanie popularnych na Tauzenie słodyczy.Minuty mijały z wolna, gdy matka Angusa opowiadała historie z przeszłości. Angus mógłby przysiąc, że już je wielokrotnie słyszał i za każdym razem długa opowieść o tym, że ktoś chodził do szkoły, wziął ślub, a potem urodziły mu się bliźnięta była jedynie uwerturą do tego, że ten ktoś już dawno umarł. Losy kolejnych postaci splatały się w jedno i stanowiły żywą lekcję historii Helenki. Mimo to, Angus nie zrażał się opowieściami matki i gdy ta snuła swoją opowieść trzymał ją za rękę, zaś przed w jego umyśle przesuwały się kolejne obrazy złączone z tego, co sam z Teutonii zapamiętał, tego co widział na zdjęciach i jak sam sobie tamte czasy wyobrażał.
-Ale obiecaj mi Gusiu - ton matki nagle przestał być rozmarzony i stał się wyjątkowo rzeczowy zrywając tę mimowolną projekcję filmów w głowie Angusa - Obiecaj mi - dodała z naciskiem patrząc mu prosto w oczy
-Mamo? - zapytał syn z wahaniem
-Chce być pochowana w Teutonii jak już umrę - urwała nagle
-Nie umrzesz mamo! - żachnął się Angus
-Umrę! - prawie wykrzyknęła matka Angusa - Niedługo umrę - dodała z naciskiem - Każdy musi umrzeć - wyszeptała