Chociaż nie znam waszych wizji co do konstrukcji całego systemu gospodarczego , to myślę że najlepszą i chyba jedyną możliwą opcją jest opcja I. Całą zabawa polega na tym, żeby właśnie myśleć o budżecie i gospodarce w warunkach ograniczonych zasobów. Rzeki pieniędzy skończą się prędzej czy później bezwartościowym pieniądzem i w konsekwencji milionami na kontach, których nie da się na nic wydać. Wszyscy chyba już to przerabialiśmy. Cały system należy tak skonstruować aby automatycznie dążył do równowagi.
Pieniądz nie ma żadnej wartości samej w sobie. Podstawową funkcją pieniądza jest nie gromadzenie pięniędzy, lecz<b>podtrzymywanie możliwości</b> wymiany towarów i usług (nazwijmy to możliwością "sprzedaży" tego co się uda stworzyć uczestnikom). I mam tu na myśli nie tylko systemową produkcję, ale równorzędnie pracę twórczą. Dlatego też nie należy myśleć bezpośrednio o pieniądzu, lecz o podaży pieniądza odpowiedniej żeby podtrzymać zapotrzebowanie na ruch w gospodarce. Jeżeli całym ruchem w gospodarce jest wypłata pensji i zakup kilku drobnych usług(np. herbów) to ilość pieniądza w gospodarce powinna dążyć prawie do zera. Jeśli jest na co wydać pieniądze to ilość pieniądza powinna się zwiększać. I tutaj jest rola dla banku centralnego. I na pewno nie jest nią dodruk kasy na comiesięczne wypłaty . Trzeba opracować zasady wg. których bank będzie regulował ilość pieniędzy w gospodarce w zależności od potrzeb. Jest to kwestia zebrania kilku osób świadomych tego o czym piszę i ustalenia sensownych reguł.
Inflacja jest tylko papierkiem lakmusowym pokazującym wielkość nierównowagi między pieniądzem w gospodarcem a zapotrzebowaniem na niego. Ale żeby wogóle ją dostrzec i móc cokolwiek na jej podstawie zrobić trzeba mieć jakiś standard jej liczenia. A żeby mieć ten standard, trzeba mieć jakieś stałe transakcje na podstawie któych można ją liczyć, jakieś stałe potrzeby(może wyżywienie, zamieszkanie, itp.) oraz elastyczne mechanizmy dostosowywania cen. Po to żeby inflacja mogła "pracować", zamiast kumulować swą moc w postaci milionów na naszych kontach.
Jeśli wytwórczość w gospodarce w danym miesiącu wynosi np 1mln, a w następnym tylko 500 tys. to przy działajacej inflacji i tej samej podaży pieniądza (czytaj pensji z budżetu) ceny powinny gwałtownie skoczyć do góry i jednocześnie bank centralny powinien ściągać kasę z rynku żeby doprowadzić do równowagi, co w konsekwencji będzie zmuszało do zmniejszania pensji. I odwrotnie. Najlepiej zobrazuje to anegdota opowiadana chyba wszystkim studentom ekonomii na wykładach: Załóżmy że mamy 100 zł i jedynym towarem na jaki możemy je wydać jest chleb. I jeśli tego chleba jest do kupienia tylko 5 szt. To chleb powinien kosztować 20 zł, jeśli tego chleba będzie do kupienia 10 bochenków to powinien kosztować 10 zł
Podaż pieniędzy, popyt na pieniądz, kontra realna podaż i popyt na towary systemowe/wytwory pracy + mechanizmy pozwalające na dostosowywanie się cen. Bez jakiegokolwiek z tych filarów cały system tak czy inaczej będzie leżał i ręczne dostosowywanie na dłuższą metę także nic nie da. Skończy się tym samym co w Scholandii, Dreamlandzie czy Sarmacji.
Trochę pofilozofowałem, ale w dalszym ciągu nie wiem jak widzicie gospodarkę w tej Unii
Najlepsze posty napisane przez Andy Sky
-
RE: Gospodarka Unii.
Najnowszy post utworzony przez Andy Sky
-
RE: System gospodarczy - bank pomysłów
@Aluś-de-la-Ciprofloksja napisał w System gospodarczy - bank pomysłów:
Cały problem polega na tym, że wielu chce przekładać prawa i zasady świata realnego, do świata wirtualnego. A przecież gospodarka wirtualna charakteryzuje się trzema czynnikami. Po pierwsze brak w niej materii. Nie ma żadnej materii, a zatem wszystko w tejże gospodarce jest elementem umownym. Istnieje w systemie, bądź nie. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, by ktoś, może być główny inżynier, wielki planista, albo inny urzędnik jakkolwiek go nazwiemy, deus ex machina stworzył nagle potrzebne dobro, bądź dobro niepotrzebne zlikwidował.
Skoro zatem mamy do czynienia z gospodarką, która w ogóle nie opiera się o istnienie materii, to nie mamy do czynienia z jakąkolwiek podażą dóbr. W istocie podaż dóbr zależna jest od czynników materialnych, a to od ilości surowców, liczby robotników i technologii potrzebnej do jej przetworzenia. Poziom technologii może zmniejszyć ilość surowców oraz liczbę robotników przy utrzymaniu określonego wolumenu produkcji. W świecie realnym by wyprodukować krzesło potrzebujemy surowca (drewno), środków produkcji (parku maszynowego) siły roboczej (stolarzy) i odpowiedniej wiedzy (technologia produkcji). W naszym przypadku jednak nie tyle osiągnęliśmy granicę rozwoju technicznego, co wręcz ją przekroczyliśmy. Wystarczy nam programista (jeden robotnik) o odpowiednich umiejętnościach (techne programisty zastępuje tutaj technologię produkcji) by bez jakichkolwiek surowców na wejściu wyprodukować nie tylko tyle krzeseł ile potrzebujemy, ale tyle krzeseł ile jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Tak jak bycie królem czy księciem ograniczone jest naszą wyobraźnią tak liczba krzeseł ograniczona jest naszą wyobraźnią i znajomością liczebników. Tak samo każdego produktu możemy mieć nieprzebrane ilości.
Tak, ale....
Spójrzmy na to z innej strony. Powyższy cytat w największym uproszczeniu sprowadza się do sytuacji, iż żeby wytworzyć towar X, musimy posiadać zasoby A+B+C. Zapomnijmy o tym na chwilę. Skoro w wirtualnym świecie możemy zrobić wszystko, więc możemy też ukształtować potrzebne nam prawa ekonomii pod wirtualne warunki. Więc odwróćmy sytuację, dostarczmy produkt X bez jakichkolwiek warunków(czytaj zasobów), ale w zamian wygenerujmy popyt w gospodarce na zasoby A, B i C. Ten popyt mogą zaspokajać tylko specjalne jednostki potrafiące to zrobić - czyli firmy, robiąc to samo, ale już na swoim lokalnym poziomie. Na to wszystko nałóżmy aspekt lokalizacji naszej/naszych firm/miast/zasobów. Np. ten post może wygenerować pewne zasoby w gospodarce z lokalizacją w moim Scholopolis, przynosząc pewne efekty miastu i jednostce administracyjnej. Ba! możemy nawet wrócić do XX wieku i zapomnieć na chwilę że ten post dociera do was z prędkością światła i przyjąć że musieliśmy odbyć pewne podróże między wszystkimi uczestnikami żeby ta dyskusja się toczyła, tym większe im więcej uczestników i postów tu się znajdzie. Nawet elementy zupełnie narracyjne, jak np. muzeum może generować pewien popyt - typu potrzeba transportu, wyżywienia i wiele innych. Wyobraźnia może być spora A co najważniejsze nie powiązane z konkretnym obywatelem odwiedzającym muzeum, lecz z lokalizacją danego obiektu. Zorganizowanie powiązań w ten sposób jest konieczne, bowiem oderwie od uczestników systemu czynności, które zawsze doprowadzają do klęski każdy system oparty na klikactwie. Uczestnik zabawy nie musi być nawet świadom że powinien kupić bilet czy coś innego, jeśli chce odwiedzić muzeum, system zrobi to za niego i wystawi na rynek popyt na odpowiednie towary. To pozwoli bawić się w gospodarkę, handel, produkcję tym osobom, które chcą w to się bawić, natomiast pozostali będą mogli cieszyć się wyłącznie tym co lubią - dyskusjami, polityką czy galeriami, zupełnie bez świadomego uczestnictwa w gospodarce, jeśli ich to nie kręci. Ale jednocześnie ich działania będą miały wpływ na cały obraz gospodarkiPróba odgrywania gospodarki rynkowej w świecie wirtualnym z konieczności doprowadzi do stworzenia jej marksistowskiej karykatury, swoistej parodii samej siebie, albowiem będzie to gospodarka niedoboru, w której nieograniczone dobra są ukrywane przed uczestnikami gospodarki, by zapewnić odpowiednią ich cenę.
Takiej sytuacji nie będzie, gdyż przedsiębiorcy nie będzie się opłacało zaspokajać popytu. Po prostu w chwili w której będzie chciał zaspokoić popyt na dane dobro już będzie wiedział że mu się nie opłaci. Że jego ruch spowoduje straty, zmobilizuje to do szukania innych okazji zarobku. I w odwrotnej sytuacji - dłuższego baraku zaspokojenia popytu - system wymusi większą atrakcyjność zwiększonymi cenami. Natomiast istotnym problemem może być tutaj że będzie walka w gospodarce nie tyle o zarobek co o najwyższe stopy zwrotu. W przypadku sukcesu takiego systemu (czytaj. duży odsetek społeczeństwa będzie się chciał bawić w gospodarkę) spowoduje to bardzo niską opłacalność, choć i pewne ten problem da się rozwiązać. Choć nie jestem do końca przekonany czy to jest problemem, czy zwykłym mechanizmem rynkowym, który należałoby zostawić bez ingerencji.
A i to dopiero w sytuacji, w której potrzeby związane z bazą będą przymusowe. Gdyż potrzeby związane z nadbudową, tj. kultura, sztuka, polityka itp. w istocie są powodem i przyczyną, dla których się tu znaleźliśmy. I są one najzupełniej darmowe, gdyż twórca nie potrzebuje sprzedać swojego dzieła, by przeżyć, gdyż nie ma potrzeb związanych z bazą.=|>
Nie do końca, mnie do mikronacji przyciągała ciekawość ludzi, ich pasji i właśnie ciekawość działania systemu gospodarczego w sztucznych warunkach.
Czas na suspens. W istocie jestem przekonany, iż jedyny sensowny w mikronacjach system, to system inflacyjny. Rozumiem przez to system, którego celem jest podążanie za kolejnymi wsiami, kolejnymi sztolniami, kolejnymi końmi, ale ich liczba zmierza do nieskończoności, zaś kolejne posiadane dobra są elementem osobistej satysfakcji każdego z mieszkańców, stanowią pewien element rywalizacji, kto będzie miał więcej koni, a przez to przypominają coś na kształt dobra veblenowskiego. Dobrze zrozumiał to jeden z kandydatów w elekcji u naszej "sąsiadki". Oczywiście system ten się w końcu wypali i znudzi. Ale to następuje w przeciągu 3-4 lat, a to w mikronacjach wieczność.
Tutaj zupełnie się nie zgodzę. Wydaje mi się ze angażowanie się w coś co z góry wiemy że skończy się klęską jest zbędne. Mam wrażenie że mikronauci, nie uczą się na własnych błędach. Nawet jaki taka konstrukcja okaże się wielkim sukcesem, będzie przyjemna, przyciągająca to i tak w pewnym momencie dysproporcje między wyjadaczami a nowymi będą tak przytłaczające że ten system będzie umierał. Cokolwiek stworzymy musi być elastyczne. Ekonomia realna sama rozwiązuje ten problem i po prostu wyrzuca poza nawias wszystko co nie pasuje do systemu, w ten sposób go korygując pod sytuację. I my musimy przede wszystkim o tej elastyczności myśleć, konstruując cokolwiek. Tego elementu przede wszystkim zabrakło systemowi scholandzkiemu żeby uchronić się przed długą agonią i to samo przeczuwam w kwestii sarmackich systemów, których co prawda nie znałem, ale pojawiające się tu i ówdzie krótkie wasze wzmianki, pozwalają właśnie taki wniosek wyciągnąć.
To był kwadrans filozofa
-
Kod Unii
Szanowni,
Zwracam się do osób trzymających pieczę nad sprawami technicznymi. Proponuję zastanowić się nad kwestią utrzymywania systemu jako otwartego oprogramowania. Zawsze takie projekty rozbijają się o konia pociągowego i kończą się fiaskiem jak koń zdechnie. Być może to mógłby być ten nasz skok w przód, w nowy wymiar technologii. -
RE: Gospodarka Unii.
Chociaż nie znam waszych wizji co do konstrukcji całego systemu gospodarczego , to myślę że najlepszą i chyba jedyną możliwą opcją jest opcja I. Całą zabawa polega na tym, żeby właśnie myśleć o budżecie i gospodarce w warunkach ograniczonych zasobów. Rzeki pieniędzy skończą się prędzej czy później bezwartościowym pieniądzem i w konsekwencji milionami na kontach, których nie da się na nic wydać. Wszyscy chyba już to przerabialiśmy. Cały system należy tak skonstruować aby automatycznie dążył do równowagi.
Pieniądz nie ma żadnej wartości samej w sobie. Podstawową funkcją pieniądza jest nie gromadzenie pięniędzy, lecz<b>podtrzymywanie możliwości</b> wymiany towarów i usług (nazwijmy to możliwością "sprzedaży" tego co się uda stworzyć uczestnikom). I mam tu na myśli nie tylko systemową produkcję, ale równorzędnie pracę twórczą. Dlatego też nie należy myśleć bezpośrednio o pieniądzu, lecz o podaży pieniądza odpowiedniej żeby podtrzymać zapotrzebowanie na ruch w gospodarce. Jeżeli całym ruchem w gospodarce jest wypłata pensji i zakup kilku drobnych usług(np. herbów) to ilość pieniądza w gospodarce powinna dążyć prawie do zera. Jeśli jest na co wydać pieniądze to ilość pieniądza powinna się zwiększać. I tutaj jest rola dla banku centralnego. I na pewno nie jest nią dodruk kasy na comiesięczne wypłaty . Trzeba opracować zasady wg. których bank będzie regulował ilość pieniędzy w gospodarce w zależności od potrzeb. Jest to kwestia zebrania kilku osób świadomych tego o czym piszę i ustalenia sensownych reguł.
Inflacja jest tylko papierkiem lakmusowym pokazującym wielkość nierównowagi między pieniądzem w gospodarcem a zapotrzebowaniem na niego. Ale żeby wogóle ją dostrzec i móc cokolwiek na jej podstawie zrobić trzeba mieć jakiś standard jej liczenia. A żeby mieć ten standard, trzeba mieć jakieś stałe transakcje na podstawie któych można ją liczyć, jakieś stałe potrzeby(może wyżywienie, zamieszkanie, itp.) oraz elastyczne mechanizmy dostosowywania cen. Po to żeby inflacja mogła "pracować", zamiast kumulować swą moc w postaci milionów na naszych kontach.
Jeśli wytwórczość w gospodarce w danym miesiącu wynosi np 1mln, a w następnym tylko 500 tys. to przy działajacej inflacji i tej samej podaży pieniądza (czytaj pensji z budżetu) ceny powinny gwałtownie skoczyć do góry i jednocześnie bank centralny powinien ściągać kasę z rynku żeby doprowadzić do równowagi, co w konsekwencji będzie zmuszało do zmniejszania pensji. I odwrotnie. Najlepiej zobrazuje to anegdota opowiadana chyba wszystkim studentom ekonomii na wykładach: Załóżmy że mamy 100 zł i jedynym towarem na jaki możemy je wydać jest chleb. I jeśli tego chleba jest do kupienia tylko 5 szt. To chleb powinien kosztować 20 zł, jeśli tego chleba będzie do kupienia 10 bochenków to powinien kosztować 10 zł
Podaż pieniędzy, popyt na pieniądz, kontra realna podaż i popyt na towary systemowe/wytwory pracy + mechanizmy pozwalające na dostosowywanie się cen. Bez jakiegokolwiek z tych filarów cały system tak czy inaczej będzie leżał i ręczne dostosowywanie na dłuższą metę także nic nie da. Skończy się tym samym co w Scholandii, Dreamlandzie czy Sarmacji.
Trochę pofilozofowałem, ale w dalszym ciągu nie wiem jak widzicie gospodarkę w tej Unii