-|
Jak wiadomo, nie samą pracą żyje człowiek. Zatem, korzystając z pogody i chwili wolnego od papierków, baz danych, picia kawy, a także zgromadzeń miejskich, Antoni Moskwicz udał się w góry. Mianowicie, ponieważ wolny jest tylko jeden dzień, w Góry Rode. Celem stał się szczyt Rodos.
Wyprawa zaczęła się o 5:45 rano, żeby możliwie wcześnie dojechać do Dawidów Bankowych - miasta górniczego w Małej Furii. Aby wprowadzić się w klimat, podróż odbyła się pociągiem konwencjonalnym. Samochodem byłoby to niemożliwe, ponieważ autostrada nr 1 szybko ulega zakorkowaniu podczas szczytu komunikacyjnego porannego, między godziną 6:00 a 8:30.
|-
-|
Oczywiście, nikt nie lubi być na czas. Szczególnie pociągi. Na początek pociąg, którego planowy odjazd był o godzinie 6:11, opóźnił się o 30 minut, jak powiedziano w informacji, z powodu nagłej choroby kierownika pociągu. Około godziny 6:32 przyszedł - jak się okazało, jego chorobą był ból głowy wywołany kacem. Po wyzerowaniu buteleczki oznaczonej jako "Wódka Królewska - Czysta 75%" i kolejnych minutach pociąg zaczął przyjmować pasażerów. Wszystkie miejsca siedzące zostały zajęte, a osób stojących było wtedy niewiele. Przybyło ich na przystanku Førerstad Wiatry - wtedy konieczne było ich dopychanie przez innych pasażerów, czekających na pociąg szybkobieżny do Rodo. Tak, w Førerstad pociągi pasażerskie zatrzymują się na każdej stacji i każdym przystanku niezależnie od kategorii. Wyjątkiem są tylko pociągi nocne hotelowe i pociągi nadzwyczajne specjalnego znaczenia nie istnieją takie pociągi!
"Puszka z sardynkami", gdzie czuć było woń mocno przetrawionego alkoholu, dojechała nareszcie do Walgardu, ale nie zmniejszyło to ścisku. Zmienili się po prostu pasażerowie - większość ubranych w garnitury, prawdopodobnie biznesmenów i bizneswomen, wyszła i na ich miejsce weszło kilku, na oko, siłaczy. Pociąg ruszył, część pasażerów otworzyła swoje pudełka pełnych jajek na twardo. I sam Antoni zdecydował się na śniadanie, natomiast jego jajka na twardo były w formie pasty jajecznej w kanapce. Niepoznający jeszcze barona Moskwicza krzywo się spojrzeli nie uznając takiej formy jajek na twardo podczas podróży pociągiem.
Wreszcie, Dawidy Bankowe. Wszyscy pasażerowie wysiedli, siłacze skierowali się do kopalni lub na przystanek autobusowy, do autobusu z
kartką "KWK Arnold", "KWK Januszek", "KU Wojtyła" czy inną oznaczającą kierunek kopalni, niekoniecznie węgla. Cud, że to jeszcze jeździ,
|-
Sama wyprawa na górę nie sprawiała problemu, ruch turystyczny dzisiaj nie był duży. Przynajmniej po pokonaniu pierwszego wzniesienia, którego większość nie była zdolna pokonać w codziennych ubraniach. Samemu Moskwiczowi się jakoś udało, po jednym upadku. Dalej było już spokojniej, chociaż nikt nie powiedział, że łatwo.
Na samym szczycie spokój i tylko kilkoro turystów robiących sobie zdjęcia. Widoki przepiękne na całą wyspę, przez chmury nie było widać brzegu lądowej części Unii Saudadzkiej. Było około godziny czternastej.
Poza wizytą na szczycie Antoni odwiedził także schronisko, gdzie zjadł obiad. Mianowicie smażonego pstrąga z frytkami, do popicia było piwo z lokalnego browaru rzemieślniczego u podnóża gór. Humor dopisywał już dużo bardziej, w głowie lekko szumiało po kilku solidnych kuflach każdego z pięciu rodzajów piwa. Jeszcze kilka zdjęć i powrót - słońce zaczyna zachodzić.

Godzina 19:40, jeszcze szybka wizyta w cukierni po drożdżówki na drogę powrotną. Kolejki nie było, towar już w większości wykupiony, ale udało się coś dobrego dostać. Powrót na stację, tym razem w kasie biletowej zakupiony został bilet na pociąg szybkobieżny bezpośrednio do Førerstad przez Rodo.
Pociąg nie przyjechał, a jak powiedziała megafonistka i co pokazało się na tablicy przyjazdowo-odjazdowej, został odwołany. Wszyscy posiadacze biletów, w tym Antoni, ruszyli do kas biletowych lub informacji kolejowej, by uzyskać informację co robić. Wszystkim wypisano dokument uprawniający do przejazdu pociągami dalekobieżnymi normalnotorowymi, ponieważ najbliższy pociąg szybkobieżny w kierunku Rodo odjedzie dopiero około godziny 22:30 - jest to ostatni z pociągów szybkobieżnych. Każdy dostał odpowiednio wypisany papier w zależności od wykupionego biletu. Pociąg Moskwicza przyjechał o 20:35, był to pośpieszny Guslar-Rodo przez Krzyżany. Charakterystyczny zapach unosił się w wagonach i widać, że wagony są eksploatowane intensywnie. Nic niezwykłego - miejsce zajęte razem z innymi towarzyszami podróży, którym też pociąg nie przyjechał. Czas na drożdżówki.
O godzinie 21:37, o dziwo planowo, pociąg skończył bieg w Rodo. Teraz szybko przesiadka do pociągu do Førerstad, bo odjazd o 21:43.

Tablica przyjazdowo-odjazdowa nie działała, ale był jeszcze tradycyjny rozkład jazdy. Moskwicz poszedł na peron, ale zatrzymuje go Straż Kolejowa - peron zamknięty dla podróżnych. Znaczy to, że stoi tam PONSZ z ładunkiem ura... Powtarzam, że nie ma takich pociągów!
Zapowiedź megafonowa odjazdu. To był ten! Sprint na peron, już za późno. Kiedy następny... Ostatnia nadzieja na szybkobieżny... Opóźniony o 160 minut, czyli przyjedzie o godzinie 00:25. Co się stało? Podobno jeden z pociągów uderzył w jelenia i nie było komu go sprzątnąć, do tego konstrukcja pociągu została naruszona do tego stopnia, że trzeba było wzywać pociąg ratunkowy, by go odholować. Ostatecznie wybór padł na osobowy do stacji Førerstad Rynek przez Trynidad. Przynajmniej będzie blisko do domu.

W Trynidadzie, około 22:36, dosiadło się sporo osób, ale wszyscy wyglądali na zmęczonych. Poza jednym jegomościem, już z rozhulanym gaźnikiem.
-DREAMLAND GÓRĄ! - wykrzyczał nagle jakieś 5 minut po odjeździe. Czyżby mu się święta pomyliły? Festiwal twardej, spoconej kremuffki dopiero w październiku. Pewnie naoglądał się powtórek z wrestlingu, często pokazują je w telewizji wieczorem, gdy sezon na walki się skończy.
Minęła 23:22, pociąg skończył bieg. Wszyscy wysiedli, a na peronie leżało kilku studentów otoczonych butelkami z piwem. Czyżby codwutygodniowy maraton studentów Politechniki zwany "Mocny Full"? Nie, oni raczej nie, bo maraton organizują dopiero za tydzień. Czas do łóżka, by móc się zająć bezproblemowo pracą.