Ryk maszyny transportowej zwanej potocznie samochodem był czymś, co rzadko słyszało się na Białopolu. Baron lubi udawać, że jego lenno to centrum południowej loardyjskiej cywilizacji, jednak nawet sami mieszkańcy Dwubrzegu wiedzą że już sami Brończycy są mniej barbarzyńscy od przeciętnego torfowca z Białopola. Pomimo że wieś była największą w baronii, to nawet jej zyski czy kolektywizacja w Syndykat nie pozbyła się reputacji rodzin torfowców jako kłusowników i złodziei koni. Ci sami zwrócili się w kierunku drogi na której stanęło zgrabne, lecz cholernie przestarzałe i zaniedbane auto z wymalowaną nazwą FUTURISTISCHER SELBSTMORDFAHRER.
Z zardzewiałego BMW wyszedł specyficzny tajniak w garniturze i okularach. Niewyprasowana marynarka i opaska z symbolem Dwubrzegu - wieża na szarym polu pomiędzy falami - sugerowała że był człowiekiem barona. Po otwarciu drzwi, co skrzypiały głośniej niż sam ryk maszyny, wyszedł z niego sam baron. Torfowcy zdjeli czapki na widok swojego pana. Ci specyficzni robotnicy byli z rodziny Vysypco, jednak Doktora Magistra nagrodzonego Medalem Torfowiska nie było nigdzie widać.
"No, kochani moi. Torf się suszy? Mokry? Dobry?" Saerucaeg zakaszlał, a bracia, czy tam kuzyni Vysypco co zaniemówili z wizyty dziedzica mogli tylko kiwnąć głową. "To wspaniale, hehe. Maruś, podaj mi ten karto... medalek, z bagażnika, ano." Torfowcy zwrócili się do tajniaka, który zaczął siłować się z bagażnikiem. Uśmiechnięty baron w płaszczu mógł tylko właśnie uśmiechać się w stronę jego poddanych, co albo gapili się na barona, tajniaka, lub ciut lekko za długo na opony starego auta. Mariuś walczył z bagażnikiem kolejne pół minuty, dopóki nie kopnął go - nic to nie dało.
"Maruś, a użyłeś kluczy?"
Po kolejnych trzydziestu sekundach, siłowania się tym razem z zamkiem i kluczami, bagażnik się otworzył. Antek podał baronowi czarny, kwadratowy (prędzej prostokątny, ale nikt o tym nie będzie walczył) medal baronowi. Saerucaeg wybrał pierwszego, lepszego i najstarszego torfowca i do niego podszedł. "Jak cię zwą?" Spytał się mężczyznę, który prawie upuścił swój sleán. Nie była to tradycyjna łopata, a dwustronne narzędzie wyrobione właśnie dla tego honorowego zawodu.
"A-a-Aitek, Aitek Vysypco, panie." Baron znowu zaczął kaszleć. "Majtek? No dobrze. Majtku Wysypka, za twoją ciężką pracę i honorowanie długiej tradycji twoich przodków, i tak dalej i tak dalej, nagradzam cię Medalem Torfowiska" "Cillian, pan Dwubrzegu, wręczył do rąk Aitka pomalowany na czarno karton z uśmiechem. Ten tylko znowu zaniemówił, i zagapił się na medal. "No, uśmiech! Tylko obiecaj mi, że powiesz swoim by nie rzucali kamieniami w auta. I nie kradnijcie żadnych aut! Konie już tak, brończycy coś mi tam narzekali pod nosem, hehe. Tak trzymać, Majtek." Cillian kiwną głową tajniakowi, który głosno zamkną bagażnik auta, wpuścił do niego barona i prędko odjechał.
Droga ku Fierarant była spędzona w ciszy. dopóki Mariuś nie otworzył buzi. "Myślisz, że Bronn dotrzyma swojej obietnicy?" Szepnął tajniak, który przez lusterko spojrzał się na barona. “Muszą, mają nic do stracenia i wszystko do wygrania. Ale czy ktoś kiedykolwiek po najeździe zaufał Brończykowi?” *Saerucaeg uśmiechnął się do tajniaka, i wrócił do swojej porannej gazety.