Wioska Drahan
-
Loretta wyszła z samochodu i zmierzała w stronę wodza
-Aav Darga, jestem Loretta. Chcialibyśmy porozmawiać o pewnej kobiecie jeżeli można. - powiedziała. -
A ta już się popisuje znajomością jednego przywitania w obcym języku – mruknęła Anna.
Jednocześnie rzuciła kątem oka spojrzenie w kierunku Magnusa, któremu dalej nie ufała. O ile ona sama nie obawia się zbyt wielu rzeczy, tak w tym momencie czuła że stąpa po grząskim gruncie. Nie chodziło tu nawet o jej wrodzoną nieufność. Zaczęła nawet wierzyć, że ze strony Loretty nie będzie grozić jej nic złego. Na tyle, na ile ją poznała, nie jest to osoba, która dokonuje kroków bezsensownych. A tym byłoby zwrócenie się przeciwko niej, wszak zmniejszyłoby to szansę jej towarzyszki na wykonanie zadania oraz sławę i honor, jakie mogłaby otrzymać od loży.Nie mogła jednak tego powiedzieć o innych. Jest wśród nich podejrzany członek loży, który z nieznanych powodów im pomaga. Jest w środku plemienia, które doświadczyło wiele krzywd od teutońskich kolonizatorów. Trzeba zachować wszelką czujność.
Ostrożnie więc zaczęła rozmowę ze swojej strony.
– Witam wodzu – skłoniła się lekko – Jestem Anna. Słyszałam o problemach w wiosce. Jestem zielarką. Uzdrowicielem. Mogę pomóc – starała się mówić prostymi zdaniami, by zostać dobrze zrozumianą – Tak jak mówi Lori, potrzebujemy wiedzy. My pomożemy wam, Wy pomożecie nam.
-
Loretta skrzywila się na zdrobnienie swojego imienia, jednak nie był to czas i miejsce aby robić raban o takie pierdoły.
-
Magnus odpalił papierosa, uniósł głowę do góry i uważnie słuchał rozmowy, choć sam nie przedstawił się ani nie wtrącał się w jej przebieg.
Wódz pokiwał głową i powiedział:
-- Idzie.
Pomachał ręką i zaprowadził wszystkich obecnych, w tym również Magnusa, i w kierunku jednego z namiotów. Podniósł dłoń do góry i najpierw wkroczył do środka wyłącznie z chłopcem.
Po chwili Bilguun wyłonił się z wnętrza i zaprosił wszystkich machnięciem reki.
W środku na posłaniu leżała kobieta w wieku między czterdzieści a pięćdziesiąt lat, przykryta trzema futrami. Czarne niczym smoła włosy przylepiły jej się do twarzy, zasłaniając niewielkie szparki, jakie tworzyły oczy.
-- Uhh... – westchnął Magnus z niesmakiem - proletariat... - dodał szeptem do Loretty, machając przy tym ręką przed nosem, gdyż w środku panował zaduch wymieszany z zapachem choroby.
Bilguun podbiegł do Anny i niemalże przytknął jej do twarzy jakieś zioła i główkę czosnku.
-- Nie pomaga. – wyjaśnił Wódz.
-
Lorettcie niedobrze zrobilo się od zapachu wewnątrz namiotu. Przez moment próbowała walczyć z uczuciem nudności, jednak wiedziała że tą potyczkę przegra. Bez słowa odwróciła się na pięcie i wyszła poza namiot, gdy tylko znalazła się na swieżym powietrzu zwymiotowała w najbliższych krzakach.
-Ja pierdole - powiedziała cicho do siebie.
-
Anna wchodząc do namiotu, poczuła charakterystyczny zaduch.
Patrząc na twarz kobiety, bez problemu stwierdziła, że musi mieć wysoką gorączkę. Spojrzała na zioła, które pokazał jej młody chłopak. Czosnek. Rumianek stepowy. Szałwia. Książec pospolity. No, żeby pomóc podstawowemu choremu wystarczy… Żeby zwykły śmiertelnik poszedł się porzygać od generowanego zapachu przez chorego – też.
– Jak długo jest w takim stanie? – Anna zadała pytanie wodzowi wioski.
– Gorączka od dwóch nocy. Najpierw mała. Teraz duża.Nie jest źle. Anna raz jeszcze spojrzała na kobietę. Jej ciało drży. Prawa ręka leży bezładnie na łóżku, zaś lewą trzyma skórę, którą jest przykryta w okolicach brzucha. Młoda uzdrowicielka pewnym krokiem podchodzi do chorej w celu odsłonięcia przykrycia kobiety. Ta, nawet mimo osłabienia nie chce do tego dopuścić.
– Wodzu, muszę obejrzeć pacjentkę.
Wódz skinął głową. Gdy jego ręka przesunęła skórę, kobieta już nie oponowała i pozwoliła oczom Anny ujrzeć przyczynę jej stanu – w okolicach brzucha widoczna była rana. Nie zasklepiała się dobrze – widoczna była naleciałość ropna. Dziewczyna podeszła, by przyjrzeć się ranie, dzięki czemu zaobserwowała przyczynę tego stanu rzeczy. Rana była szyta. Mimo iż nie jest lekarzem, a zwykłą alchemiczką, rozpoznała, że założone były nieudolnie, zapewne przez kogoś z miejscowych. Po dokonaniu podstawowych oględzin, wstała i odeszła od kobiety, mówiąc do wodza:– Potrzebuję skorzystać z kuchni.
Została zaprowadzona do ogniska, dostała również kociołek, który na jej prośbę został napełniony wodą.
– No to pora pokazać swoje umiejętności!Na początku będzie trzeba pacjentkę znieczulić i uspokoić. Kobieta prawdopodobnie nie spała z bólu. Na to może pomóc tylko rdest trzyczaszkowski. Odmiana rdestu, silnie spokrewniona z rdestem teutońskim, ale występujący w okolicy południowo centralnej i wschodniej Sarmacji. Choć ma właściwości lecznicze, nie jest powszechnie używany, ze względu na silne działanie halucynogenne. Zazwyczaj działa uspokajająco, odprężająco, uśmierza ból, chociaż pojawiają się doniesienia, że przedawkowany może prowadzić do pobudzenia i wzmożonej agresji, zastosowanie odpowiedniej dawki zadziała jako idealny składnik bazowy.
Zioło to dokładnie pokroiła, zmiażdżyła w swoim moździerzu, odmierzyła pięć miarek i wsypała zawartość do garnka z wrzącą wodą.
Pora na katalizator, aby wzmocnić działanie uśmierzające ból. Zajrzała do swojej księgi ziół, przekartkowała ją uważnie… I wybrała. Książec pospolity. Próbowali już go podawać, więc mają do niego dostęp. Poprosiła o przyniesienie jej tego zioła i dorzuciła jego dwie miarki do garnka.
Chociaż zazwyczaj stosowany jest na krNwawienie, co również będzie pożądane przy miksturze, to przede wszystkim idealnie katalizuje właściwości przeciwgorączkowe rdestu.
No i jeszcze potrzeba inhibitora, aby spowolnić działanie substancje. Roztwór byłby całkiem mocny, ale ważne jest to, aby działał przez dłuższy czas. To zioło tak często stosowała że zawsze ma je ze sobą. Marpedka pospolita. 1 miarka zmielona w moździerzu szybko rozwiązała sprawę.
Tak przygotowaną miksturę wlała do miseczki, z której napić się miała pacjentka. Nim jednak lekarstwo zaniosła, dodała do tego jeszcze jeden składnik, który znajdował się w jej apteczce. W naczyniu rozpuściła dwie tabletki aspiryny. Choć jej mikstury zawsze działały, w takich przypadkach warto polegać na sprawdzonej medycynie, niż na ziołowych pomysłach alchemika.
Wtem wróciła do namiotu i podeszła do kobiety. – Proszę, napij się tego – podsunęła jej miseczkę. Niestety, kobieta odmawiała współpracy. Anna nauczona poprzednią sytuacją, powiedziała do starszego mężczyzny.
– Wodzu, to jej pomoże.
Wódz tylko skinął i powiedział kilka słów w nieznanym jej języku. Kobieta zaczęła pić. Początkowo skrzywiła się, ale po chwili zaczęła pić dalej. Aż w końcu opróżniła naczynie.
Anna nachyliła się nad pacjentką. – Możesz się trochę dziwnie poczuć. To normalne. Teraz zajmę się raną.
Skierowała się ponownie w stronę zranienia. Kurwa. Nie jestem lekarzem – pomyślała. Zacisnęła jednak zęby i pomyślała – ale przynajmniej mam na ten temat jakiekolwiek pojęcie. Parę ran, w czasie moich podróży musiałam opatrzyć. Więc… Dam sobie radę!
Odczekała kilka minut, aby środek podany kobiecie zaczął działać. Po czym przystąpiła do roboty. Na początku ranę trzeba było ją przemyć. Użyła do tego reszty wywaru który gotowała – ze względu na użyte zioła, będzie miał on właściwości przyspieszające gojenie ran, jak i powinien zadziałać nieco bakteriobójczo. Nim zaczęła pracę, powiedziała:
– Proszę uważać. Może boleć – po tych słowach nastąpiły dwie rzeczy, praktycznie równocześnie. Anna dotknęła rany, zaś kobieta syknęła z bólu. Pomimo iż środek zaczął już działać, odczuwalny ból był niemiłosierny. Mimo tego, oprócz pierwszego szoku, pacjentka spokojnie znosiła działania Anny.
W kroku następnym, trzeba było zadbać o to, żeby z rany nie powstawała dalsza infekcja. Ze swojej apteczki wyjęła jakąś brązowawą maść, po czym zaaplikowała ją na ranę.
Stara kobieta wyraźniej lepiej zaczęła znosić dokonywane na niej zabiegi. Jej twarz zdawała się mniej obolała, jakby z chwili na chwilę zaczęła się czuć coraz lepiej. Mój wywar zaczyna działać – pomyślała Anna. Gdy tylko skończę, ona będzie śnić o pięknym, kolorowym świecie… Trochę jej zazdroszczę. Móc tak na chwilę… Po prostu zapomnieć. O trudach i niedogodnościach. W momentach, gdy boisz się, co stanie się następnego dnia… Po prostu zasnąć. Spokojnie. Chyba każdy na to zasługuję. Chyba ja powinnam na to zasłużyć… Na spokojny sen…
Anna szybko otrząsnęła się z tych myśli. Nie czas teraz na to. Pora na ostatnią operację. Operację, której obawiała się najbardziej, ale też operację, która jest niezbędna, by rana mogła się prawidłowo zagoić. Z apteczki wyjęła igłę z nitką.
– No dobra Anuś, pokaż jakim jesteś chojrakiem. – powiedziała do siebie Anna. Nie zrobi tego idealnie, nie zrobi tego nawet dobrze. Ale zrobi to lepiej, niż to co widzi obecnie. Przystąpiła do rany i zaczęła poprawiać szew, ostrożnie zdejmując obecny. Jej ręce się trzęsły. Choć znała podstawy z opowieści, nie robiła tego nigdy samemu. I tak, pierwszy raz w życiu, Anna opatrzyła ranę. Choć była to robota nieudolna, dzięki temu, że miała lepsze wyposażenie, udało się jej poprawić szew.
Po zakończonej pracy wstała, umyła ręce i zwróciła się do wodza.
– Zrobiłam co mogłam. Powinno jej pomóc, choć myślę, ze powinniście zabrać ją do szpitala. Za parę dni trzeba będzie zdjąć szwy. Jutro przyrządzę podobny wywar.
Po tych słowach opuściła namiot. Nie chciała dziś już tam wracać. Wiedziała, że zrobiła tyle ile mogła by pomóc kobiecie. Lecz czy to wystarczy?
-
Gdy Loretta wyskoczyła z namiotu, Magnus przyglądnął się jeszcze chwilę temu, co działo się w środku, jednak po chwili również wyszedł i odszukał Lorettę. Wręczył jej wyszywaną swoimi inicjałami bawełnianą chusteczkę, która najwidoczniej spryskana była perfumami o akcencie drzewa sandałowego.
ponieważ zabieg trochę trwał, Loretta ma jeszcze czas na poprowadzenie rozmowy z Magnusem. Jeśli @Joanna-Izabela chce, to możemy poprowadzić na priv i opublikuje tę rozmowę w swoim pościeJuż w trakcie zabiegu Anna miała dobre przeczucia. Widziała, że pacjentka odpręża się, leki przeciwbólowe działały. Wkrótce zrobiła się chłodniejsza i bezwiednie zapadła w sen.
Gdy tylko Anna wyszła z namiotu, Bilguun wyskoczył zaraz za nią. Klęknął przed nią, chwycił ją w pasie i ścisnął, zaciskając oczy.
-- Bayarlalaa! Bayarlalaa! – mówił, całując ją po rękach, jeśli mu na to pozwoliła.
Za całą resztą wyszedł również wódz. Skinął głową Annie.
-- Dziękuję. – powiedział poważnie. – Duża pomoc. Teraz my pomóc. Co potrzeba?
Anna +3 do leczenie -
Anna popatrzyła na ściskającego ją chłopca. Dobra robota – pomyślała. Właśnie zyskała osobę, która zrobi dla niej naprawdę wiele. A jak wiadomo takie osoby to bardzo solidni sojusznicy.
Uśmiechnęła się do Bilguuna i zapytała:
– To Twoja matka?Na skinienie wodza odpowiedziała również skinieniem i odpowiedziała:
– Mamy kilka pytań ale… – zrobiła charakterystyczny gest wskazując swój brzuch – zjadłabym teraz coś…Rzuciła spojrzenie Lorettcie jakby chciała powiedzieć, że teraz jej kolej na wykazanie się. Anna, po posiłku miała zamiar zamienić też kilka słów z wdzięcznym chłopcem. Młodzi mają zwykle dużo mniej do ukrycia niż starzy. Choć niekiedy dorośli nie mówią im wszystkiego, sami są spostrzegawczy. Miała nadzieję, że Loretta skutecznie wypyta wodza, ona zaś spróbuje wyciągnąć wiedzę od młodzieńca.
-
Loretta miala nadzieje rozejrzeć się po wiosce podczas gdy Anna bawiła się w lekarkę. Niestety mdłości były zbyt silne, aby coś konstruktywnego zrobić.
Widząc, że Anna próbuje pokazać wodzowi, że jest głodna tylko fuknęła. Czy nie jest świadoma, że niektóre gesty wcale nie są takie zrozumiałe dla innych ludów? Co za egoizm. Patrząc na to, że sama była głodna jednak postanowiła zapytać:
-Darga aa, bid yum idej bolokh uu?
Coż spożywanie posiłków, a może i alkoholu pozwala na luźniejszą atmosfere, co pomoga w znalezieniu odpowiednich informacji.
-
Bulduun popatrzył z mokrymi oczami na Annę, a Wódz przytaknął w jego imieniu. Chłopiec jeszcze raz podziękował, po czym w tym momencie wrócił do namiotu matki, by przy niej czuwać.
Tymczasem Wódz zaprowadził Annę, Lorettę i Magnusa do swojego namiotu. Rozmiarowo nie odróżniał się od pozostałych. W środku podzielony był na kilka izb przepierzonych materiałem, przez który przedzierały się co jakiś czas różne osoby, kilka kobiet i mnóstwo dzieci w różnym wieku. Mężczyzna odganiał je machnięciem reki i niskim poburkiwaniem.
Wódz zaprosił swoich gości, aby zasiedli na grubym dywanie, gdzie stał niski stoliczek. Wkrótce kobiety nakryły go półmiskami z suszonym mięsem, podpłomykami oraz wyrobami z koziego mleka. Do picia podano wodę oraz wino domowego wyrobu. Ponadto postawiono również dzbanek z jakimś naparem i jakiegoś rodzaju ciasto, które smakowało korzennie.
Potem do stołu dosiadła się młoda dziewczyna w wieku około dwudziestu lat, która zajęła miejsce obok Magnusa i dawała mu gestami do zrozumienia, że będzie go obsługiwać.
-- Wódz? – zapytał Wódz wioski Magnusa, po czym wręczył mu do ręki nabitą czymś fajkę. – Twoja żony bardzo duża pomoc moja wioska. My dziękować.
-
Loretta zdziwila sie na slowa Wodza wioski. Jak to Magnus mial żonę? Dobrze, ze miedzy nimi do niczego nie doszło, bo teraz by sobie pluła w brodę. Aby nie palnąc czegoś głupiego wziła do ręki suszone mieso i szybko wsadzila go do ust, zastanawiajac sie o co w tym wszystkim do cholery chodzi.
-
Anna się skrzywiła na myśl, że jej pomoc została przypisana do bycia służką tego palanta. Cholerny patriarchalizm.
No cóż. Teraz chciała tylko porządnie zjeść. Liczyła że Loretta stosownie wypyta wodza.