Droga na Lolandburg [Gra fabularna]
-
Nastawienie koczownika
1-60 przyjazne
61-80 neutralne
81-99 wrogie
100 – szczęśliwy traf
Wynik 5
Nastawienie rudzielca
1-60 przyjazne
61-80 neutralne
81-99 wrogie
100 – szczęśliwy traf
Wynik 8Koczownik aż podskoczył w miejscu, gdy przy jego stoliku pojawiła się dziewczyna. Podobnie jego ptak zatrzepotał skrzydłami i zaskrzeczał, ale widząc, że jego Pan nie rusza się z miejsca, pozostał również na swoim i przyglądał się Annie zachowując ostrożność.
Chłopak podrapał się po głowie i uśmiechnął zmieszany, zerkając nerwowo na Annę i omiatając otoczenie spojrzeniem.
-- Tak. – odpowiedział w końcu. – Ja Bilguun, tu Tsakhiagiin – wskazał na orła. – Dobry. – powiedział, wskazując ponownie na orła. - Mieszka tutaj. Ja z Drahanem. – powiedział z nietypowym akcentem. Widać było, że niełatwo było mu się wysławiać po teutońsku.
***
Tymczasem Loretta przysiadła się do stolika rudowłosego mężczyzny. Ten wciąż miał pokerową minę z lekko kpiącym uśmieszkiem. Nie obawiał się patrzeć w oczy kobiecie, ale też w pewien sposób pozostawał dystyngowany, choć zdystansowany. Nie odpowiedział od razu. Kazał jej chwilkę czekać i dopiero po tym podniósł się z oparcia krzesła i wyciągnął w jej stronę cygaretkę. Była to cygaretka wyrobu loardzkiego sygnowana herbem, który widniał również na jego broszce. Gdy włożyła cygaretkę do ust, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kamizelki pozłacaną zapalniczkę i odpalił nią cygaretkę Loretty. Po tym oparł się znów o oparcie krzesła z tak samo znudzoną pozą jak poprzednio.
--Ciekawy przypadek, spotkać na tym odludziu Jaśnie Wielmożną w towarzystwie jakiegoś buractwa. – odezwał się w końcu, oceniając pochodzenie Loretty na Baronessę.
Dariusz natomiast czekał na kobiety przy wejściu do stacji.
Offtop: Czas na post do 23.04 do końca dnia.
Loretta i Anna zakupy -20 kr każda -
Loretta widząc herb była coraz bardziej zainteresowana. Szlachetnie urodzeni zazwyczaj byli nudziarzami i na pewno nie siedzieli w barze na stepach. Cos było nie tak z tym jegomościem, tylko co?
-Trudno spotkać arystokratów w takim miejscu to fakt. Natomiast zawsze lubiłam podróżować i się dokształcać dlatego aktualnie szukam plemienia Drahanem. Dobry wstęp aby poznać tą fascynującą kulturę, no i większe szanse dogadania się, ze względu na pewną ich znajomość teutońskiego. Moi towarzysze mają podobne cel podroży, chociaż nie wiem czy podobne pobudki - powiedziała Loretta, mówiąc w sumie prawdziwie o jednym ze swoich motywów tej wycieczki - Ciekawi mnie co natomiast co Pan robi na tym odludziu. Z tą pozłacaną zapalniczką równie dobrze co niektórzy mogliby odrąbać Panu rękę.
Loretta specjalnie nie próbowała silić się na tytulaturę. Ranga jegomościa na pewno była wyższa niż jej własna, natomiast była bardzo ciekawa reakcji rudego. Wkurzy się? Zacznie ją poprawiać? Tak by zrobiła większość śmietanki społecznej. Ale coś wewnętrznie jej mówiło, że loradczyk jest inny niż oni.
-
Gdy Anna usłyszała teutońską mowę i słowo „Drahanem”, jej serce aż zabiło szybciej. Czy w końcu w tej podróży szczęście się do niej uśmiechnęło?
Teraz tylko tego nie spieprzyć. Zaczęła w myślach powtarzać reguły. Uśmiech. Prosta mowa. Unikanie słów, które mogłyby gościa obrazić.
– Miło mi Cię poznać! Jestem Anna – użyła swojego najczęściej używanego imienia ze względu na jego prostotę. – Przyjechałam tutaj żeby poznać Was. Pokażesz nam swoją ziemię? Jak daleko jesteście? Czy wiesz gdzie znaleźć spanie?
Starała się wypowiadać pytania powoli i formułować jak najprostsze słowa. Liczyła, że zabrzmiała na tyle naturalnie, żeby nie spłoszyć towarzysza i zdobyć jego zaufanie.
-
Loretta rzut na kłamstwo
Bazowo 60 %, bo nie ma powodu ci nie wierzyc
i 10% za generalnie argumentacje
1-70 - sukces
71-99 - porażka
100 sukces
Wynik 2
+1 kłamstwoRudy wzniósł brwi do góry, gdy Loretta wyjaśniła przyczyny swojej podróży. Wydawać by się mogło, że zaskoczyły go. To wrażenie szybko znikło, gdy Loretta znacznie obniżyła jego rangę społeczną, źle się do niego zwracajac. Zamiast zdziwienia, na jego twarzy pojawił się delikatny grymas. Wpuścił głośno powietrze nosem i przymknął oczy, wyrażając w ten sposób lekką, ale powstrzymywaną irytację. Schował zapalniczkę do wewnętrznej kieszeni.
-- Dikusy nie mają nic ciekawego do zaproponowania. – powiedział, rozglądając się po lokalu. – Chyba, że masz fetysz związany z namiotami i zapachem kóz. – dodał, uśmiechając się do siebie pod nosem. Najwidoczniej uznał zachowanie Loretty za prowokacyjne i wszedł w tę grę, zwracając się do niej już bezpośrednio „Per Ty”. – Ja natomiast czekam na kogoś, kto się spóźnia. – dodał w odpowiedzi na zapytanie ze strony Loretty.
***
Chłopak zmarszczył brwi i popatrzył na Annę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Zastanowił się chwilę, po czym zaczął odpowiadać.
-– Spać tu. – pokazał palcem na kobietę za ladą. - Drahan daleko. – powiedział w końcu, drapiąc się po głowie. – Po co? – zapytał, patrząc ufnie w oczy Annie.
Offtop: Czas do 26 do końca dnia.
-
Lorette szlag trafił na te słowa rudowłosego ale lata treningu nie dały po sobie poznać, że właśnie zaczynała go mieć za skończonego idiotę.
-Wydaje mi się, że mogą mieć wiecej do zoferowania niż bale i sztuczne uśmiechy - odpowiedziała - Oh, w takim razie mam nadzieje, że nie przeszkadzam.
Loretta zastanawiała się cały czas co zrobić aby dostać się do auta arystokraty.
-
Anna poczuła na sobie wzrok towarzysza. Ewidentnie uśmiech pomógł. Wiedziała, że musi wymyślić taki powód, by był wiarygodny i żeby nie wygonili ich z wioski, nim jeszcze do niej dojechali.
– Przybywam z daleka. Podróżowałam daleko poza oceanem. Poznałam mnóstwo kultur. Zaszczytne byłoby dla mnie poznać Twoją. Spędzić dzień lub kilka wśród Twoich kamratów. Zrozumieć i lepiej poznać Wasze problemy.Ton głosu Anny zmienił się, a uśmiech na ustach przerodził się w udawany smutek.
– Słyszałam, że konflikty w regionie narastają. Być może… Mogłabym jakoś pomóc? Dlatego wyruszyłam w tę trudną podróż. – spojrzała prosząco na towarzysza – Pomożesz mi? -
Rudowłowy przewrócił oczami z kpiącym uśmieszkiem na ustach, po czym skierował wzrok na Lorettę.
-- Co kto lubi. Jedni bale, drudzy lepienie miski z gówna nietoperza. – odparł na temat balów i sztucznych uśmiechów. Puścił dymek nad stolikiem i machnął ręką na kobietę, która stała za ladą. – Wygląda na to, że jeszcze chwilę będę musiał tutaj poczekać. Nie pogardzę towarzystwem. – Po tych słowach kobieta zza lady przyniosła im po lokalnym, zmrożonym piwie. – Skąd pochodzisz, miłośniczko dzikusów. I dlaczego nie dosiadłaś się z koleżanką do jednego z nich? – zapytał, wskazując głową na mężczyznę, z którym rozmawiała Anna. Ptak na oparciu krzesła właśnie w tym momencie zrobił kupę, obryzgując podłogę.
***
Chłopak zrobił wielkie oczy i odsunął się tak, że oparł się plecami na krześle. Najwidoczniej nie do końca zrozumiał, co Anna miała na myśli. Wkrótce wyraźnie posmutniał. Popatrzył na swojego ptasiego przyjaciela. Powiódł wzrokiem po stole, potem nieobepochyleniecnie po Lorettcie i rudowłosym przy stoliku obok. W końcu skierował zbolały wzrok na Annę i powiedział:
-- Ty leczy? – zapytał niepewnie. – Chory. Drahan. – powiedział załamującym się głosem. – Ty pomaga?
-
Loretta pociągnęła łyk piwa i spojrzała się na Loardczyka.
-Nie wyglądasz jak reszta artystokracji i nie jesteś tacy jak oni. Inaczej byś wiedział kim jestem. Mój ród może nie jest książęcy ale na pewno dość znany z tabloidów. - ostatnie zdanie wypowiedziała smutno, mimowolnie dotykając ręka szramy na policzku. - Czasami mimo dobrego rodowodu jesteśmy bardziej dzikusami niż oni. A ty dlaczego czekasz na kogoś w barze na stepach, zamiast bawić się na balach w Srebrnym Rogu? -
Ja… – zaczęła niepewnie Anna, zbita z tropu pytaniem – Tak. Myślę że będę potrafiła pomóc.
Zawahała się. Choć miała sporo wiedzy o lekach i dobrze radziła sobie z ziołami, nie była wykwalifikowanym lekarzem. Choć jej ulubionym medycznym działaniem było raczej niepostrzeżone dawanie osobom których akurat nie lubiła, leków na przeczyszczenie niż operacje, to jednak zarówno potrafiła wydobyć lecznicze działanie ziół, jak i użyć apteczkę, którą miała przy sobie. Co jednak zrobi jak sprawa jest trudniejsza? Szczególnie, że te całe plemię będzie pewnie gdzieś głęboko w stepie z dala od cywilizacji?
– Jeśli mnie zaprowadzisz do swoich, zrobię co w mojej mocy by pomóc. Czy możesz opisać co się stało twojemu towarzyszowi? – zapytała, zastanawiając się czy jej apteczka jest wystarczająco dobrze zaopatrzona.
-
Po słowach Loretty pewien ledwie zauważalny tik przeszedł po twarzy rudowłosego. Zmrużył oczy, po czym zaczął przyglądać się w milczeniu Lorettcie.
-- Wieści spoza Loardii docierają do nas tylko szczątkowo poprzed cesarską telewizję i teutońskie media, które... rzadko są w zakresie moich zainteresowań i poszukiwań. – odparł w końcu. – Loardzka arystokracja zawsze będzie dla teutońskiej trochę egzotyczna. I odwortnie. – dodał po tym, popijając piwo i uśmiechając się tym razem bardziej sympatycznie i szczerze. – Rzadko bywam w stolicy. – wyjaśnił. – Gdy ma się pod sobą plantację tytoniu i nie można liczyć na niczyje wsparcie niełatwo jest rzucić wszystko i balować w Srebrnym Rogu. – powiedział cierpkim tonem, przyglądając się temu, jak złoty trunek krąży w jego szklance, gdy nią poruszał. – A loardzkie interesy wymagają czasem tego, by spotkać się na pustkowiu z szemranymi typami. – puścił do Loretty oczko, po czym usiadł prosto i oparł się przedramionami o blat stołu. – Ciesz się więc, że masz ten komfort i możesz urządzać wycieczki na koniec świata. A potem wrócić do stolicy, ubrać ładną kieckę i bawić się w towarzystwie Cesarskiego Rodu.
***
Chłopakowi zaświeciły się oczy, gdy usłyszał odpowiedź z ust Anny. Porwał się na równe nogi i z emocji złapał ją za ręce. Zaskoczony ptak podskoczył na oparciu krzesła i zaskrzeczał głośno, machając dwa razy skrzydłami.
-- Mash ikh bayarlalaa! – powiedział rozemocjonowany, a gdy zorientował się, że zareagować trochę nazbyt emocjonalnie, puścił Annę i siadł znów na krześle. Podrapał się po głowie. W końcu złapał się za czoło i zrobił zbolałą minę. Cały czas patrzył na Annę. Po chwili złozył dłonie z wyprostowanymi palcami ze sobą i przyłożył do policzka. Zamknął oczy i zaczął chrapać. – Drahan... daleko. – powiedział w końcu i rozłożył ręce szeroko. Potem zaczął machać rękami, jakby trzymał kierownicę i zaczął wydawać z siebie dźwięki: - Brumm!
Offtop: Czas do 07.05 do końca dnia.
-
Wysoka gorączka. Bóle… No to się dowiedziałam dużo – pomyślała Anna. Od grypy, przez pasożyty, po zatrucia. Może to być tak naprawdę wszystko. Spojrzała na ucieszonego młodzieńca. No ale jest użyteczny więc trzeba mu pomóc.
– No dobrze. Więc wyruszymy jutro z rana – spojrzała w stronę w stronę Loretty, która w najlepsze romansowała z Teutończykiem. – Mam nadzieję, że moja towarzyszka wykona dobrą robotę…
-
-Twój kolega jakoś się jednak nie zjawia. Może się zgubił gdzieś na stepach? - powiedziała Loretta i dopiła ostatni łyk piwa jaki został w butelce - Wiesz, niby ludy pierwotne ale z tego co wiem to często bywają całkiem nieźle uzbrojone. Warto by było go poszukać...
-
@Joanna-Izabela
-- Ubzrojone? – rudzielec zmarszczył czoło i odchylił się na krześle do tyłu. Popatrzył przenikliwie na Loterrę. – Co masz na myśli?@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk
I zanim Loretta zdążyła odpowiedzieć, na zewnątrz rozległ się nietypowy odgłos – ryk silnika motocyklowego i tętent kopyt. Gdy Loretta i Anna wyjrzały przez witrynę stacji benzynowej, ujrzały, jak pewien mężczyzna w kasku zatrzymuje się przed wejściem. Miał na sobie skórzane ubranie motocyklowe i kask, przez co nie można było rozpoznać jego twarzy. Był w towarzystwie kilku mężczyzn o ciemniejszej karnacji, którzy siedzeli na koniach. Bez dwóch zdań można było rozpoznać w nich koczowników. Mieli na sobie wisiorki z piórami, lecz ubrania częściowo współczesne.
-- Jest i moja randka. – zakpił rudowłosy. – Wybacz, to nie powinno długo zająć.
Po tych słowach wyszedł ze stacji i podszedł do mężczyzny w kasku. Wyciągnął do niego rękę, lecz ten w odpowiedzi wskazał palcem na stację wprost na Lorettę. Zaczęli o czymś rozmawiać.
Gdy chłopak zauważył przyjezdnych, odruchowo i w popłochu pochylił się i chyba chciał wejść pod stół, ale w ostatniej chwili opanował się, patrząc na twoją towarzyszkę. Wyprostował się, ale odwrócił plecami do witryny i zaśmiał się nerwowo do Anny.
- Altay... – zaczął coś mówić do niej. – Zła. Nie idzie. Siedzi. Chowa. – mamrotał przez zaciśnięte zęby.
Offtop: Czas do 14.05 do końca dnia.
-
Anna spojrzała na paniczną reakcję swojego towarzysza. Widać było że się bał. Mało powiedziane. Był przerażony. Widać nie tylko w Sarmacji polują na wiedźmy… – zaśmiała się w duchu.
Tak czy siak to wiele komplikuje. Nawet jeśli Teutończycy mają auto, nici z pokojowego załatwienia sprawy.
Anna spojrzała w stronę kasy. Zauważyła że starsza kobieta, która wyglądała jakby znała się na samochodach wciąż tam jest. Cóż – wygląda na to że nie będą mogli porzucić przydupasa z loży wraz z jego gruchotem.
– Nie bój się, mamy swoje auto. Tak jakby. Tylko że się trochę popsuło i trzeba je naprawić. Myślę, że ta kobieta – wskazała dyskretnie na kobietę – zna się na rzeczy.
Pomyślała przez chwilę. Ten młodzieniec jest strasznie pocieszny. Być może widok dzikusa w potrzebie przemówi do serca i mechanik nie zedrze z nas wszystkich oszczędności i pomoże w potraktowaniu zlecenia jako pilne?
Wstała od stołu i rzuciła z uroczym uśmiechem do młodzieńca:
– Hej, a może pomożesz mi w rozmowie? -
Loretta wiedziała, że o niej rozmawiają jednak nie słyszała o czym. Nauczona doświadczeniem wymacała swój sztylet by móc do niego sięgnąć w każdej chwili. Jednak mimo tego jej twarz przywdziała maska obojętności. Może nie mają nic złego na myśli, a zrobienie rozróby nie było racjonalnym pomysłem...
-
Rozmowa rudzielca z mężczyzną w kasku nie trwała długo. Po chwili przestali już wskazywać na Lorettę i wymienili się tylko pewnymi informacjami. Na koniec uścisnęli sobie ręce, a rozmówca Loretty machnął ręką do mężczyzn na koniach. Po tych tamci rozjechali się, a rudy wszedł z powrotem na stację. Z kieszeni wyciągnął portfel i kluczyki. Podszedł do lady, rzucił na nią kilka koron w banknocie, a potem ruszył w stronę pozostawionej przy stoliku dziewczyny. Stanął nad nią, w ręku podrzucał kluczyki do auta i uśmiechał się do niej.
-- Spadam stąd. Ale mam dobry humor. Jeśli znudziło ci się bawienie w koczowniczkę, mogę podrzucić cię do Lolandburga. – zaproponował.
***
Tymczasem Anna i koczowniczy chłopak ruszyli do lady. Stała przed nią kobieta z mechaniczną ręką. Pucowała szklanki do piwa. Gdy ich ujrzała, uśmiechnęła się niczym przemiła staruszka i zapytała:
-- W czym mogę służyć?
-
-Poczekaj momencik - powiedziała do rudowłosego
Loretta podeszła do Anny i zapytała
-Ogarnęłaś już gdzie są koczowniczy i w którą, stronę trzeba jechać czy nadal nie wiemy nic? -
—Dobry wieczór! - Zaczęła uprzejmie Anna. - Szukamy noclegu i pomocy mechanika. Przyjechałam z zachodu z niedojebanym kierowcą i ciapowatą koleżanką. Potrzebujemy się dostać do wioski Drahan. – powiedziała ściszonym głosem by postronne osoby nie mogły dosłyszeć celu podróży.
Może będzie mogła nam pani pomóc?
I w tym czasie nadbiegła Loretta. Zamiast odpowiedzieć na pytanie zadała złośliwie pytanie:
— I jak tam randka? Poznaj Bilguuna, plemię chłopaka ma problemy zdrowotne. I myślę że naszą powinnością jest im pomóc bezinteresownie!
Mówiąc to spojrzała jej prosto w oczy dając do zrozumienia że chłopak jest kluczem do ich celu.
— Właśnie zapytałam gdzie znajdziemy pomoc z autem. Idzie noc.
-
Loretta odwróciła się do Loardczyka i uśmiechnęła się
-Co ty na to, żeby przeżyć przygodę? Podrzuciłbyś naszą trójkę tam gdzieś bliżej jego plemienia. Wiesz siedzenie cały czas na plantacji jest nudne. Nie daj się prosić. - podeszła do niego dość blisko i spojrzała mu w oczy. -
rzut na przekonywanie Loretta porażka
koszt naprawy 400 kr
czas naprawy 7 godzinKobieta za ladą przytaknęła, zatknęła sobie jakąś szmatę za pas i rzekła.
-- Dajcie mi, rybki, chwilę. Rzucę okiem na to, co jest do naprawy. – powiedziała głosem przemiłej staruszki, po czym wyszła ze stacji, dając pozostałym chwilę na naradzenie się.
W tym czasie rudy wcale nie słuchając zalecenia Loretty udał się krok w krok za nią i z niemałym zaciekawieniem podsłuchiwał, obserwując scenę swoimi przygaszonymi oczami. Staksował Annę i chłopaka wzrokiem, po czym uśmiechnął się kącikiem ust.
-- Ją to może bym jeszcze jakoś wpakował do bagażnika, ale ten i to ptaszysko obsrają mi tapicerkę. – powiedział, podśmiechując się lekko do siebie. Potem spojrzał na Lorettę i wyraźnie rozbawiony powiedział. – Daj sobie spokój z tymi wieśniakami. Jedziesz do Lolandburga czy nie?
Mniej więcej w tym momencie wróciła kobieta zza lady i już od wejścia na głos zaczęła komentować.
-- Na wasze szczęście silnik się nie zatarł. Auto będzie jeździć. - po chwili znów znalazła się za ladą i zaczęła coś zliczać na kalkulatorze. - Części plus robocizna. To będzie 400 koron. Ale nocleg dam wam w cenie. Do rana będziecie musieli poczekać.