Droga na Lolandburg [Gra fabularna]
-
-Pani Loretto może w takim razie udamy się na rozmowę w cztery oczy?-zapytała Lisa lekko się uśmiechając.
-
-Oh, czyżbyśmy mieli zagubionego loardzkiego rycerza? - zwróciła się do rudowłosego patrząc mu prosto w oczy -Jeżeli tak to powinieneś chociaż jakoś potwierdzić swoją pozycje.
Po czym spojrzała na nową przybyłą-Nie wiem czy zauważyłaś ale mamy dość gorący okres. Noże przy gardle, problemy z transportem, a odwórcenie się plecami do tego gościa- tu pokazała na Loardczyka - prawdopodobnie mogłoby się skończyć kolejną szramą na mojej twarzy. Anno może nie tak ciasno przy tej szyi z tym nożem, nie chcemy chyba mu przelać jego arystokratycznej krwi, szczególnie jak się okaże, że służy Jej Cesarskiej Mości
-
Anna prychnęła na uwagę Loretty o przelewaniu krwi rudzielca. Przecież nikomu by krzywdy nie zrobiła o ile by na to nie zasłużył. Tak jak tamten opryszek na pustkowiach. I jak ten ochroniarz w Sarmacji. I…
Może faktycznie powinna uważać? Odsunęła delikatnie nóż od gardła Teutończyka i powiedziała zaciskając zęby:
– Lepiej żebyś był w stanie udowodnić dobre zamiary. -
@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk @Natasha-von-Sarm-a-la-Triste
--Oh! Nie sądzę, by Jej Łaskawość Reichritter Srebrnego Rogu Natalia Alatriste von Lichtenstein ucieszyła się na wieści, że ucierpiał Znamienity Fechter Magnus von Saurier… - powiedział i czując, że Anna poluzowała uściska, pozwolił sobie na to, by chwycić łagodnie dłoń, w której trzymała sztylet, i odsunąć ją sobie całkowicie od szyi. Robił to powoli I ostrożnie. – Nie ukrywam, że jestem nieco urażony waszym zachowaniem, drogie Panie. – mówił dalej, uśmiechając się cały czas. Był to uśmiech nieudolnie udający ciepły i serdeczny, jaki to może posłać wyłącznie osoba wyzuta z wszelkiej empatii. – Nie wiem czym zasłużyłem sobie na tę nieufność… nie wspominając o próbie kradzieży auta. – stwierdził, chrząkając. Cały czas patrzył na Lorettę wyczekująco. – Jednak! – podniósł ręce do gory na wysokości klatki piersiowej, otworzył dłonie. – Nie żywię głębokiej urazy. Proponuję rzucić w niepamięć ten przykry epizod. – zaproponował, a uśmiech tańczył mu na ustach we wstrzymywanym rozbawieniu, aż ukazywał swoje białe zęby. – Zacznijmy od początku. Powiedzcie mi, czemu szukacie dzikusów, a ja być może będę potrafił wam pomóc! Oczywiście jako wierny Fechter Jej Cesarskiej Mości.
-
Anna wkurzyła się na próbę odsunięcia jej dłoni. Zamachnęła się drugą ręką i uderzyła Teutończyka pięścią wprost w twarz, wydzierając się na cały głos
– To nie Ty wyznaczasz nam warunki skurwielu!
W jej oczach pojawił się ogień. Zęby miała zaciśnięte. Przepełniał ją gniew. Sztylet w jej dłoni jakby zaczął bardziej błyszczeć. A może to promienie zachodzącego słońca wywarły taki efekt? Ciężko powiedzieć. Bez wątpienia jednak, nawet najtwardsi przestraszyliby się w tym momencie Anny.
– No, misiaku – zwróciła się do Teutończyka – i tak się dowiedziałeś już od nas za dużo. Gadaj co wiesz – mówiąc to niebezpiecznie przysuwała nóż do gardła – I lepiej żeby było to dla nas przydatne.
-
Loretta widząć zachowanie Anny poczuła irytacje
-Może zamiast zachowywać się jak dzikus, zadzwoniłabyś do Loży w celu potwierdzenia tożsamości - warkneła - Przy okazji, za zabicie innego agenta możesz szybko zawisnąć na stryczku. Myślę, że szlachetnie urodzony rycerz jest bardziej wiarygodny niż kobieta z bagien gellońskich. Odłóż ten nóź - ostatnie zdanie wysyczała. -
– Wiesz czym się różnimy droga Lorciu? Zwiedziłam cały świat i wyszłam z tego żywo. Nie jestem mordercą. A na pewno nie przy tylu świadkach. Jednak w ramach samoobrony zrobię wszystko. – Mówiąc te słowa popatrzyła prosto w oczy Teutończyka.
– Tak czy siak, chyba nie zadzwonię jak pilnuję tego typa, no nie?
-
-Ja ci dam Lorcie. Idz już zadzwoń... - po czym zwróciła się do rudego - Nie zamierzam być tak niegrzeczna jak Anna natomiast jeżeli jesteś rycerzem tak jak mówisz wydaje mi się, że bedziesz wstanie ocenić kto umie się posługiwać bronią. Lubie moje sztylety ale nie lubię ich czyścić z krwi, wiec bądz tak łaskawy i nie rób niespodziewanych ruchów - w przeciwieństwie do jej koleżanki nie zamierzała przykładać mu noża do gardła. Gdyby uciekał zawsze mogła cisnąć sztylet z odpowiedniej odległości ale jeżeli przeczucie jej nie myliło loardczyk nie będzie sprawiał kłopotów. Przynajmniej nie takich...
-
Przyglądając się kłótni Lisa czuła się niezręcznie.
-Dobra może przestańcie się kłócić.- przerwała dyskusję- Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie. Ja mogę zabrać jedną osobę na motor. A reszta... Wy się tym zajmijcie. -
Magnus westchnął i skrzywił się, gdy otrzymał ostrzegawszy cios od Anny. Podniósł więc ręce z powrotem do góry i obserwował wymianę zdań między kobietami, raz spoglądając na jedną, raz na drugą.
Anna po krótkiej rozmowie telefonicznej z recepcją potwierdziła, że rzeczywiście w Loży jest zarejestrowany niejaki Znamienity Fechter Magnus von Saurier. Mężczyzna w wieku około 32 lat, rudowłosy. Udzielono jej również informacji, że jest to posiadacz ziemski i podupadły plantator tytoniu, którego włości mieszczą się niedaleko wybrzeża graniczącego z wyspą Auterra.
Gdy Anna wróciła po rozmowie telefonicznej, Magnus zaczął mówić:
-- Nie widzę innego rozwiązania, niż takie, że ... dzikus pojedzie na motorze. Ptak sobie poleci za nim... – zaproponował, po czym spojrzał z lekką obawą na Annę, uśmiechając się przy tym krzywo. – Może Pani Loretta pojedzie ze mną w aucie... a ty – wskazał na Annę- jesteś niska i szczupła. Zmieściłabyś się do bagażnika... – zaryzykował, widocznie rozbawiony swoją propozycją. – Nadal nie wiem jednak, dokąd chcecie jechać. I w jakim celu...
-
-Myślę, że nasz plemienny kolega może jechać z Anną zmieszczą się na tym motorze. Jedźmy już bo za dużo czasu straciliśmy.
Loretta spojrzala na Anne i zaczeła się pakować do samochodu.