Cichy dźwięk płynącej łodzi
-
Port, jak i całe Marduk zasnute było gęstą mgłą, przez którą z wielkim trudem było widać jedynie nieliczne światła latarni portowych. Wieczór był całkowicie bezwietrzny, a tafla morza pozbawiona choć jednej zmarszczki. Wśród wszechogarniającej ciszy słychać było dyskretny dźwięk płynącej łodzi.
Tempo w jakim odgłos narastał wskazywało, że jest to relatywnie duża jednostka, a do portu zbliża się powoli, tak jakby sternik nie był do końca przekonany co do obranego kierunku. W końcu do pomostu przybił dość duży jacht. Takielunek był porwany, a burty zniszczone, z wielkim trudem dało się odczytać niegdyś dumnie nakreślony napis Perła Oceanów. Stan jachtu jasno wskazywał, że jego sternik przez ostatnie tygodnie zdany był tylko na siebie.
Z jachtu zeskoczyła postać ze sportową torbą przewieszoną przez ramię, uwiązała jacht i skierowała się na mały placyk mieszczący się przy porcie. Czekała tam nadszarpniętą zębem czasu limuzyna, z której wysiadł podstarzały kierowca, który otworzył bagażnik i wrzucił tam torbę podaną przez nadchodzącą postać.
– Wasza Wysokość – zaczął kierowca, lecz szybko umilkł widząc grymas na twarzy nadchodzącego.
– Wiele się działo? – spytał tenże.
– Wiele, a ludzie różne rzeczy mówili – odpowiedział kierowca.
– Ludzie zawsze różne rzeczy mówią. Pieniądze zostawili w spokoju?
– Zostawili.
Kierowca sięgnął w głąb bagażnika po wypchany worek i podał go swojemu interlokutorowi, który wyjął kilka grubych rulonów banknotów. Rzucił na nie okiem i wsadził do kieszeni kurtki.
– Jakieś śmieszne te banknoty.
Kierowca otworzył i zamknął drzwi ułatwiając zajęcie miejsca swojemu rozmówcy na tylnej kanapie, po czy zajął swoje miejsce i odpalił basowo brzmiący silnik. Dźwięk odjeżdżającej limuzyny był ostatnim, co mogło wybudzić ze snu nielicznych mieszkańców Marduk.
-
Cześć tato.
-
Joanna Izabela siedziała w swoim gabinecie w zamku w Złotym Rogu, gdy do pokoju wszedł służący odziany w czarny frak. Królowa Teutonii szybko dostrzegła, że na srebrnej tacy znajduje się list z pieczęcią dostępną tylko tajnym służbom. W jej spojrzeniu pojawił się cień niepokoju, który był związany z uczuciem, że jest to kolejna nieprzyjemna wiadomość. Tylko takie pojawiały się ostatnich dniach. Jednak pewną ręką otworzyła kopertę i przeczytała treść, która miała dotrzeć wyłącznie do jej oczu.
– Tym razem jakaś miła odmiana – mruknęła do siebie, a na jej twarzy przemknął uśmiech, który nie byłby odpowiedni dla królewskiego majestatu.
-
Szofer wyłączył telefon i skierował zieloną limuzynę na międzymiastową wiodącą do Zielnyboru. Gdy tylko zaczęły się serpentyny gwałtownie przyspieszył, a po kilku kilometrach ostrej jazdy, tuż za jednym z zakrętów skręcił w boczną, leśną dróżkę i wyłączył motor oraz światła.
Po kilkudziesięciu sekundach główną drogą przemknął czarny SUV. Uważny obserwator zauważyłby, że zarówno jego kierowca, jak i pasażer ubrani byli w garnitury, i pomimo mroku nosili okulary odblaskowe. Gdy tylko ucichł dźwięk czarnego SUVa szofer uruchomił silnik i ruszył w przeciwną stronę.
-
Faceci w garniturach w końcu znaleźli zieloną limuzynę, tyle że pod lotniskiem w Ruhnhoff. Nie było już jednak śladu ani po kierowcy, ani tym bardziej po pasażerze. Monitoringu również nie było, w koszu znaleziono jedynie pusty płócienny worek.
W wykazie korzystających z lotów rejsowych nie znaleźli szukanego pasażera, brak było też jakichkolwiek informacji o czarterach odrzutowców. Poszukiwanie właściciela auta urwało się na spółce leasingowej z Ciprofloksji, której przedstawiciel wskazał, że myszy zeżarły papiery i nie wiedzą komu leasingowali starego zielonego Bentleya, a tym bardziej gdzie go szukać.
W międzyczasie okazało się, że Perła Oceanów nie jest już zacumowana w Marduk, a nieszczęśliwie nikt nie pilnował portu. Również i ten trop się urywał. W sumie dali się wyrolować jak dzieci.