Port, jak i całe Marduk zasnute było gęstą mgłą, przez którą z wielkim trudem było widać jedynie nieliczne światła latarni portowych. Wieczór był całkowicie bezwietrzny, a tafla morza pozbawiona choć jednej zmarszczki. Wśród wszechogarniającej ciszy słychać było dyskretny dźwięk płynącej łodzi.
Tempo w jakim odgłos narastał wskazywało, że jest to relatywnie duża jednostka, a do portu zbliża się powoli, tak jakby sternik nie był do końca przekonany co do obranego kierunku. W końcu do pomostu przybił dość duży jacht. Takielunek był porwany, a burty zniszczone, z wielkim trudem dało się odczytać niegdyś dumnie nakreślony napis Perła Oceanów. Stan jachtu jasno wskazywał, że jego sternik przez ostatnie tygodnie zdany był tylko na siebie.
Z jachtu zeskoczyła postać ze sportową torbą przewieszoną przez ramię, uwiązała jacht i skierowała się na mały placyk mieszczący się przy porcie. Czekała tam nadszarpniętą zębem czasu limuzyna, z której wysiadł podstarzały kierowca, który otworzył bagażnik i wrzucił tam torbę podaną przez nadchodzącą postać.
– Wasza Wysokość – zaczął kierowca, lecz szybko umilkł widząc grymas na twarzy nadchodzącego.
– Wiele się działo? – spytał tenże.
– Wiele, a ludzie różne rzeczy mówili – odpowiedział kierowca.
– Ludzie zawsze różne rzeczy mówią. Pieniądze zostawili w spokoju?
– Zostawili.
Kierowca sięgnął w głąb bagażnika po wypchany worek i podał go swojemu interlokutorowi, który wyjął kilka grubych rulonów banknotów. Rzucił na nie okiem i wsadził do kieszeni kurtki.
– Jakieś śmieszne te banknoty.
Kierowca otworzył i zamknął drzwi ułatwiając zajęcie miejsca swojemu rozmówcy na tylnej kanapie, po czy zajął swoje miejsce i odpalił basowo brzmiący silnik. Dźwięk odjeżdżającej limuzyny był ostatnim, co mogło wybudzić ze snu nielicznych mieszkańców Marduk.