Ekspedycja w głąb Polartyki
-
Północ.
Loża Rycerzy Teutońskich uważa północ jako święty kierunek świata. Cillian nie wiedział dokładnie dlaczego. Może nigdy nie interesował się bardzo teologią, może jednak nigdy nie dostał dostępu do dawno zamkniętych ksiąg liturgicznych loży, które są dostępne tylko w dni koronacji, kiedy drzwi do Świątyni są otwarte, a zamknięte po koronacji następnego Cesarza lub Cesarzowej. Odpowiedź może była prosta. Jednak Teutonia rozwinęła się do stanu w którym nie potrzeba jej jednolitego wyznania. Kult Hergoliena i świętej linii był wystarczający, a więc Loża wkrótce upadła.
Cillian postawił nogi na okręcie flagowym ekspedycji. Był to ogromny statek, pełen badaczy różnego sortu, przyrodników, kartografów a nawet kilku arystokratów. Jedni chcieli zobaczyć świat, dożyć emocji. Drudzy? Starsi głupcy, którzy uważają to jako pielgrzymkę. Był też jeden taki, co zainwestował fortunę, mając nadzieję że dostanie duży folwark, tylko dla siebie. Ciekawie co zrobi z zamarzniętą równiną. Spytał się Cillian w myślach.
Dwa mniejsze statki miały eskortować ekspedycję, w przypadku gdyby spotkała się na piratów z Tropicany czy gorzej, gellonów. A może zwykle ktoś mieszkał na dalekiej północy, i lepiej było by podróżować z asystą niż bez. Kilku marynarzy targało torby z inicjałami bezimiennego profesora. Inni wiązali liny i przygotowywali okręt. Kapitan preferował żeby odpłynęli podczas odpływu - a może przypływu? Mężczyzna już nie pamiętał, więc udał się pod pokład by znaleźć swoją kajutę.
Pół godziny później okręt i eskorta ruszyły, zostawiając Srebny Róg daleko w tyle. Saerecuaeg zastanawiał się, czy dobrym wyborem było przewodzenie ekspedycji.
-
Podczas naszych pierwszych kilku dni wędrówki nie widzieliśmy dużo, a wszystkich owiała nuda. Co lepsze, ci arystokraci zaczęli narzekać że załoga dziwnie się na nich patrzy. A jak ma się na ich patrzyć? Dzisiaj zauważyliśmy wieloryba, co niebezpiecznie blisko postanowił przepłynąć obok nas. Dało to trochę napięcia, co zatrzymało kolejne skargi na innych członków tej wesołej karuzeli. Co więcej-
"Saerucaeg!"
Cillian podniósł się i wyszedł z kajuty, by oprzeć się na balustradzie.
"Coś się stało?"
"Nie ma zapasów!"
"Jak to nie ma zapasów?"
"Nie ma, zniknęły! Wszystkie już zużyte. Brakuje i chleba i ledwo mamy wodę."
To będzie długa podróż.
-
Załogę Cilliana już niedługo miał dopaść głód. Wtedy to jeden z majtków pokładowych wypatrzył pozostałości innego statku uroczące się na wodzie. Może warto byłoby tam popłynąć w poszukiwaniu jedzenia lub czystej wody? Z drugiej strony z jakiegoś powodu statek się rozbił, popłynięcie w tamte rejony wydaje się być mało rozważne. Decyzje trzeba było podjąć już teraz, a jedynym który mógł to zrobić był przywódcą całej wyprawy.
-
"Zapasy warte kilku miesięcy, o tak nagle zniknęły! Albo ktoś się bał że nie dostanie swojej racji i wszystko zabrał. Pff." Lord Zarządca usiadł na pustej, drewnianej beczce. Był załamany, i już chciał wracać do domu.
"Płyniemy tam, z eskortą. Łapiemy co możemy i płyniemy dalej. Jak jest to za mało, zawracamy." Rzucił rozkazy, i statki ruszyły w stronę wraku.
-
Dopływając do wraku statku załoga Cilliana zobaczyła 5 skrzynek o nieokreślonej zawartości, które można było wyłowić. Z oddali było również słychać płacz, najprawdopodobniej kobiety. Czy załoga postanowi pomóc biedaczce, czy tylko weźmie dobra materialne?
-
Dobra, ratujcie i ją, najwyżej wyszoruje nam podłogi. A ja idę pod prysznic. Tylko nie zatopcie statku. - rzucił do załogi, ruszył w dół schodami do swojej kajuty.
-
Załoga wyłowiła 5 skrzynek oraz płaczącą kobietę, była ona zmarznięta oraz wyglądała jak siedem nieszczęść. Kompani Cilliana otwierali po kolei wyłowione skarby, a ich oczom ukazało się:
- Harpun którym mogli polować na wieloryby lub inne morskie stwory
- Beczułka wina, które pachniało wybitnie dobrze jak na zwyczajny sikacz pijany podczas wypraw.
- Tkaniny marnej jakości, które nadają się tylko jako szmaty do podłogi.
- Cała beczułka wody pitnej, którą starczy na ok. 2 dni racjonalnego użycia.
- Skrzynka śledzi baridajskich w occie, która starczy na ok. 4 dni
Wartość skrzynek była ustalana losowo za pomocą @Andrzej-Fryderyk, Wartość skrzynek to: 9, 7, 2, 5, 6 gdzie 1 to nic użytecznego, a 10 bardzo użyteczne.
-
Cillian obejrzał broń. - Produkt z Skytji, ale co by tu robił Skytyjski okręt? Jesteśmy ledwo pół drogi na północ. Szczerze, to mieliśmy zakupić takie w porcie, więc to mniej wydatków dla nas. - Lord spojrzał się na kobietę, zniesmaczony jak to ciągle płakała. - Co tu się stało? - Zapytał się, rzucając jej futro by nie zmarzła na śmierć.
-
Kobieta rzuciła się na futro starając się nim okryć jak najdokładniej. Po czym popatrzyła szerokimi oczami na Cilliana i wydała parę dźwięków, które słów zupełnie nie przypominały. Widać pożytku z niej nie będzie żadnego, za to jedna więcej gęba do wyżywienia. Teraz trzeba było się zastanowić co zrobić dalej...
-
Wszyscy jesteście cholernymi idiotami, że nikt nie sprawdził zapasów. Płyniemy do Skytji, jak będziecie głodować to wasza wina! Jedzenia powinno starczyć aż dopłyniemy do portu. Wino ma być rozdane pomiędzy marynarzy, tylko i wyłącznie! - krzyknął do załogi. - A ty. - odwrócił się znowu do kobiety - Mogliśmy cię zostawić. No cóż, poszorujesz podłogi czy będziesz pracowała na zmywaku, ale nie będziesz siedzieć i robić nic.
-
Załoga zabrała się do pracy, natomiast kobieta zamknęła się w kajucie nadal nie mówiąc ani słowa. Ten dzień upłynął bez żadnych dalszych przygód. Może to i lepiej? Jednak to dopiero początek podróży, kto wie co będzie dalej...
@Andrzej-Fryderyk nie mial ręki wylosował 5 na ten dzień, także standardowa leniwa podróż
-
Port.
Pomimo wczesnego kryzysu z zapasami, a po tym agresywnego buntu tych bardziej bogatszych pasażerów że czemu oni nie dostali wina trzy Teutońskie okręty dopłynęły do Sangajokk. Było w cholerę zimno, a fakt że miało być jeszcze zimniej wisiał nad ekspedycją przyzwyczajoną do łagodnych Teutońskich zim. Ludzie się rozeszli, szukając najbliższej bar knajpy, a Lord Zarządca został oczekując służby która pewnie miała zamiar na pobranie opłaty za zjedzone już dorsze. Oparł się o balustradę, wysyłając ludzi by odebrali sprzęt zakupiony tygodnie temu.
Planem jest utworzyć obóz, port, i oczekiwać na resztę transportu. Jednak z takim budżetem co przerasta Lorda Kustosza przebudujemy pół archipelagu.Loardczyk szybko się wyprostował, widząc samochód podjeżdżający pod zadokowany okręt. Gdzie leżały te papiery?
-
Kobieta którą uratowali podczas podróży siedziała z plikiem papierów oraz kawałkiem węgla. Rysowała to co zobaczyła podczas wyprawy oraz dziwną mapę, która nie przypominała znanych dotychczas lądów. Nie była świadoma, że kartki na których tworzy obrazy są kluczowe dla przebiegu dalszej wyprawy.
W międzyczasie załoga Cilliana zeszła na ląd i udała się do najbliższego baru. Widok cycatych, zazwyczaj lekko podstarzałych kurew podnosiła morale marynarzy, którzy to chętnie korzystali z ich nieco zwiędłych wdzięków. Piwo oraz rum lały się strumieniami tak, że już przejmujący chłód nie sprawiał nikomu problemów
Natomiast arystokraci udali się do najwytworniejszej restauracji znajdującej się w porcie. Wydając połowę majątku na dorsza skytyjskiego oraz wino obmawiali kapitana statku, który to nie traktował ich odpowiednio do ich rangi. Jednak wraz z donoszonym alkoholem nastrój coraz bardziej się poprawiał. Gdyby tylko wiedzieli, że wino które piją można równie dobrze dostać w barze dla marynarzy za 2 korony, a dorsz wcale nie jest dorszem tylko śledziem...
-
Odpoczywając przez tydzień w Sangajokk, marynarze zdobyli na morałach, wypełniono magazyn po brzegi i wszyscy się dobrze bawili - nawet jeśli wydali fortuny w słabych miejscówkach. Ekspedycja jednak musiała ruszyć dalej, na wschód od miasta. Opuszczona ziemia Polartyki czekała na nich, A Cillian nie spodziewał się tam niczego innego niż jałowej ziemi i mrozu.