Droga na Lolandburg [Gra fabularna]
-
Anna poczuła na sobie wzrok towarzysza. Ewidentnie uśmiech pomógł. Wiedziała, że musi wymyślić taki powód, by był wiarygodny i żeby nie wygonili ich z wioski, nim jeszcze do niej dojechali.
– Przybywam z daleka. Podróżowałam daleko poza oceanem. Poznałam mnóstwo kultur. Zaszczytne byłoby dla mnie poznać Twoją. Spędzić dzień lub kilka wśród Twoich kamratów. Zrozumieć i lepiej poznać Wasze problemy.Ton głosu Anny zmienił się, a uśmiech na ustach przerodził się w udawany smutek.
– Słyszałam, że konflikty w regionie narastają. Być może… Mogłabym jakoś pomóc? Dlatego wyruszyłam w tę trudną podróż. – spojrzała prosząco na towarzysza – Pomożesz mi? -
Rudowłowy przewrócił oczami z kpiącym uśmieszkiem na ustach, po czym skierował wzrok na Lorettę.
-- Co kto lubi. Jedni bale, drudzy lepienie miski z gówna nietoperza. – odparł na temat balów i sztucznych uśmiechów. Puścił dymek nad stolikiem i machnął ręką na kobietę, która stała za ladą. – Wygląda na to, że jeszcze chwilę będę musiał tutaj poczekać. Nie pogardzę towarzystwem. – Po tych słowach kobieta zza lady przyniosła im po lokalnym, zmrożonym piwie. – Skąd pochodzisz, miłośniczko dzikusów. I dlaczego nie dosiadłaś się z koleżanką do jednego z nich? – zapytał, wskazując głową na mężczyznę, z którym rozmawiała Anna. Ptak na oparciu krzesła właśnie w tym momencie zrobił kupę, obryzgując podłogę.
***
Chłopak zrobił wielkie oczy i odsunął się tak, że oparł się plecami na krześle. Najwidoczniej nie do końca zrozumiał, co Anna miała na myśli. Wkrótce wyraźnie posmutniał. Popatrzył na swojego ptasiego przyjaciela. Powiódł wzrokiem po stole, potem nieobepochyleniecnie po Lorettcie i rudowłosym przy stoliku obok. W końcu skierował zbolały wzrok na Annę i powiedział:
-- Ty leczy? – zapytał niepewnie. – Chory. Drahan. – powiedział załamującym się głosem. – Ty pomaga?
-
Loretta pociągnęła łyk piwa i spojrzała się na Loardczyka.
-Nie wyglądasz jak reszta artystokracji i nie jesteś tacy jak oni. Inaczej byś wiedział kim jestem. Mój ród może nie jest książęcy ale na pewno dość znany z tabloidów. - ostatnie zdanie wypowiedziała smutno, mimowolnie dotykając ręka szramy na policzku. - Czasami mimo dobrego rodowodu jesteśmy bardziej dzikusami niż oni. A ty dlaczego czekasz na kogoś w barze na stepach, zamiast bawić się na balach w Srebrnym Rogu? -
Ja… – zaczęła niepewnie Anna, zbita z tropu pytaniem – Tak. Myślę że będę potrafiła pomóc.
Zawahała się. Choć miała sporo wiedzy o lekach i dobrze radziła sobie z ziołami, nie była wykwalifikowanym lekarzem. Choć jej ulubionym medycznym działaniem było raczej niepostrzeżone dawanie osobom których akurat nie lubiła, leków na przeczyszczenie niż operacje, to jednak zarówno potrafiła wydobyć lecznicze działanie ziół, jak i użyć apteczkę, którą miała przy sobie. Co jednak zrobi jak sprawa jest trudniejsza? Szczególnie, że te całe plemię będzie pewnie gdzieś głęboko w stepie z dala od cywilizacji?
– Jeśli mnie zaprowadzisz do swoich, zrobię co w mojej mocy by pomóc. Czy możesz opisać co się stało twojemu towarzyszowi? – zapytała, zastanawiając się czy jej apteczka jest wystarczająco dobrze zaopatrzona.
-
Po słowach Loretty pewien ledwie zauważalny tik przeszedł po twarzy rudowłosego. Zmrużył oczy, po czym zaczął przyglądać się w milczeniu Lorettcie.
-- Wieści spoza Loardii docierają do nas tylko szczątkowo poprzed cesarską telewizję i teutońskie media, które... rzadko są w zakresie moich zainteresowań i poszukiwań. – odparł w końcu. – Loardzka arystokracja zawsze będzie dla teutońskiej trochę egzotyczna. I odwortnie. – dodał po tym, popijając piwo i uśmiechając się tym razem bardziej sympatycznie i szczerze. – Rzadko bywam w stolicy. – wyjaśnił. – Gdy ma się pod sobą plantację tytoniu i nie można liczyć na niczyje wsparcie niełatwo jest rzucić wszystko i balować w Srebrnym Rogu. – powiedział cierpkim tonem, przyglądając się temu, jak złoty trunek krąży w jego szklance, gdy nią poruszał. – A loardzkie interesy wymagają czasem tego, by spotkać się na pustkowiu z szemranymi typami. – puścił do Loretty oczko, po czym usiadł prosto i oparł się przedramionami o blat stołu. – Ciesz się więc, że masz ten komfort i możesz urządzać wycieczki na koniec świata. A potem wrócić do stolicy, ubrać ładną kieckę i bawić się w towarzystwie Cesarskiego Rodu.
***
Chłopakowi zaświeciły się oczy, gdy usłyszał odpowiedź z ust Anny. Porwał się na równe nogi i z emocji złapał ją za ręce. Zaskoczony ptak podskoczył na oparciu krzesła i zaskrzeczał głośno, machając dwa razy skrzydłami.
-- Mash ikh bayarlalaa! – powiedział rozemocjonowany, a gdy zorientował się, że zareagować trochę nazbyt emocjonalnie, puścił Annę i siadł znów na krześle. Podrapał się po głowie. W końcu złapał się za czoło i zrobił zbolałą minę. Cały czas patrzył na Annę. Po chwili złozył dłonie z wyprostowanymi palcami ze sobą i przyłożył do policzka. Zamknął oczy i zaczął chrapać. – Drahan... daleko. – powiedział w końcu i rozłożył ręce szeroko. Potem zaczął machać rękami, jakby trzymał kierownicę i zaczął wydawać z siebie dźwięki: - Brumm!
Offtop: Czas do 07.05 do końca dnia.
-
Wysoka gorączka. Bóle… No to się dowiedziałam dużo – pomyślała Anna. Od grypy, przez pasożyty, po zatrucia. Może to być tak naprawdę wszystko. Spojrzała na ucieszonego młodzieńca. No ale jest użyteczny więc trzeba mu pomóc.
– No dobrze. Więc wyruszymy jutro z rana – spojrzała w stronę w stronę Loretty, która w najlepsze romansowała z Teutończykiem. – Mam nadzieję, że moja towarzyszka wykona dobrą robotę…
-
-Twój kolega jakoś się jednak nie zjawia. Może się zgubił gdzieś na stepach? - powiedziała Loretta i dopiła ostatni łyk piwa jaki został w butelce - Wiesz, niby ludy pierwotne ale z tego co wiem to często bywają całkiem nieźle uzbrojone. Warto by było go poszukać...
-
@Joanna-Izabela
-- Ubzrojone? – rudzielec zmarszczył czoło i odchylił się na krześle do tyłu. Popatrzył przenikliwie na Loterrę. – Co masz na myśli?@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk
I zanim Loretta zdążyła odpowiedzieć, na zewnątrz rozległ się nietypowy odgłos – ryk silnika motocyklowego i tętent kopyt. Gdy Loretta i Anna wyjrzały przez witrynę stacji benzynowej, ujrzały, jak pewien mężczyzna w kasku zatrzymuje się przed wejściem. Miał na sobie skórzane ubranie motocyklowe i kask, przez co nie można było rozpoznać jego twarzy. Był w towarzystwie kilku mężczyzn o ciemniejszej karnacji, którzy siedzeli na koniach. Bez dwóch zdań można było rozpoznać w nich koczowników. Mieli na sobie wisiorki z piórami, lecz ubrania częściowo współczesne.
-- Jest i moja randka. – zakpił rudowłosy. – Wybacz, to nie powinno długo zająć.
Po tych słowach wyszedł ze stacji i podszedł do mężczyzny w kasku. Wyciągnął do niego rękę, lecz ten w odpowiedzi wskazał palcem na stację wprost na Lorettę. Zaczęli o czymś rozmawiać.
Gdy chłopak zauważył przyjezdnych, odruchowo i w popłochu pochylił się i chyba chciał wejść pod stół, ale w ostatniej chwili opanował się, patrząc na twoją towarzyszkę. Wyprostował się, ale odwrócił plecami do witryny i zaśmiał się nerwowo do Anny.
- Altay... – zaczął coś mówić do niej. – Zła. Nie idzie. Siedzi. Chowa. – mamrotał przez zaciśnięte zęby.
Offtop: Czas do 14.05 do końca dnia.
-
Anna spojrzała na paniczną reakcję swojego towarzysza. Widać było że się bał. Mało powiedziane. Był przerażony. Widać nie tylko w Sarmacji polują na wiedźmy… – zaśmiała się w duchu.
Tak czy siak to wiele komplikuje. Nawet jeśli Teutończycy mają auto, nici z pokojowego załatwienia sprawy.
Anna spojrzała w stronę kasy. Zauważyła że starsza kobieta, która wyglądała jakby znała się na samochodach wciąż tam jest. Cóż – wygląda na to że nie będą mogli porzucić przydupasa z loży wraz z jego gruchotem.
– Nie bój się, mamy swoje auto. Tak jakby. Tylko że się trochę popsuło i trzeba je naprawić. Myślę, że ta kobieta – wskazała dyskretnie na kobietę – zna się na rzeczy.
Pomyślała przez chwilę. Ten młodzieniec jest strasznie pocieszny. Być może widok dzikusa w potrzebie przemówi do serca i mechanik nie zedrze z nas wszystkich oszczędności i pomoże w potraktowaniu zlecenia jako pilne?
Wstała od stołu i rzuciła z uroczym uśmiechem do młodzieńca:
– Hej, a może pomożesz mi w rozmowie? -
Loretta wiedziała, że o niej rozmawiają jednak nie słyszała o czym. Nauczona doświadczeniem wymacała swój sztylet by móc do niego sięgnąć w każdej chwili. Jednak mimo tego jej twarz przywdziała maska obojętności. Może nie mają nic złego na myśli, a zrobienie rozróby nie było racjonalnym pomysłem...
-
Rozmowa rudzielca z mężczyzną w kasku nie trwała długo. Po chwili przestali już wskazywać na Lorettę i wymienili się tylko pewnymi informacjami. Na koniec uścisnęli sobie ręce, a rozmówca Loretty machnął ręką do mężczyzn na koniach. Po tych tamci rozjechali się, a rudy wszedł z powrotem na stację. Z kieszeni wyciągnął portfel i kluczyki. Podszedł do lady, rzucił na nią kilka koron w banknocie, a potem ruszył w stronę pozostawionej przy stoliku dziewczyny. Stanął nad nią, w ręku podrzucał kluczyki do auta i uśmiechał się do niej.
-- Spadam stąd. Ale mam dobry humor. Jeśli znudziło ci się bawienie w koczowniczkę, mogę podrzucić cię do Lolandburga. – zaproponował.
***
Tymczasem Anna i koczowniczy chłopak ruszyli do lady. Stała przed nią kobieta z mechaniczną ręką. Pucowała szklanki do piwa. Gdy ich ujrzała, uśmiechnęła się niczym przemiła staruszka i zapytała:
-- W czym mogę służyć?
-
-Poczekaj momencik - powiedziała do rudowłosego
Loretta podeszła do Anny i zapytała
-Ogarnęłaś już gdzie są koczowniczy i w którą, stronę trzeba jechać czy nadal nie wiemy nic? -
—Dobry wieczór! - Zaczęła uprzejmie Anna. - Szukamy noclegu i pomocy mechanika. Przyjechałam z zachodu z niedojebanym kierowcą i ciapowatą koleżanką. Potrzebujemy się dostać do wioski Drahan. – powiedziała ściszonym głosem by postronne osoby nie mogły dosłyszeć celu podróży.
Może będzie mogła nam pani pomóc?
I w tym czasie nadbiegła Loretta. Zamiast odpowiedzieć na pytanie zadała złośliwie pytanie:
— I jak tam randka? Poznaj Bilguuna, plemię chłopaka ma problemy zdrowotne. I myślę że naszą powinnością jest im pomóc bezinteresownie!
Mówiąc to spojrzała jej prosto w oczy dając do zrozumienia że chłopak jest kluczem do ich celu.
— Właśnie zapytałam gdzie znajdziemy pomoc z autem. Idzie noc.
-
Loretta odwróciła się do Loardczyka i uśmiechnęła się
-Co ty na to, żeby przeżyć przygodę? Podrzuciłbyś naszą trójkę tam gdzieś bliżej jego plemienia. Wiesz siedzenie cały czas na plantacji jest nudne. Nie daj się prosić. - podeszła do niego dość blisko i spojrzała mu w oczy. -
rzut na przekonywanie Loretta porażka
koszt naprawy 400 kr
czas naprawy 7 godzinKobieta za ladą przytaknęła, zatknęła sobie jakąś szmatę za pas i rzekła.
-- Dajcie mi, rybki, chwilę. Rzucę okiem na to, co jest do naprawy. – powiedziała głosem przemiłej staruszki, po czym wyszła ze stacji, dając pozostałym chwilę na naradzenie się.
W tym czasie rudy wcale nie słuchając zalecenia Loretty udał się krok w krok za nią i z niemałym zaciekawieniem podsłuchiwał, obserwując scenę swoimi przygaszonymi oczami. Staksował Annę i chłopaka wzrokiem, po czym uśmiechnął się kącikiem ust.
-- Ją to może bym jeszcze jakoś wpakował do bagażnika, ale ten i to ptaszysko obsrają mi tapicerkę. – powiedział, podśmiechując się lekko do siebie. Potem spojrzał na Lorettę i wyraźnie rozbawiony powiedział. – Daj sobie spokój z tymi wieśniakami. Jedziesz do Lolandburga czy nie?
Mniej więcej w tym momencie wróciła kobieta zza lady i już od wejścia na głos zaczęła komentować.
-- Na wasze szczęście silnik się nie zatarł. Auto będzie jeździć. - po chwili znów znalazła się za ladą i zaczęła coś zliczać na kalkulatorze. - Części plus robocizna. To będzie 400 koron. Ale nocleg dam wam w cenie. Do rana będziecie musieli poczekać.
-
Loretta spojrzała się na Anne i wiedziała, że myślą o tym samym. No cóż jeżeli chłopaczek nie chciał po dobroci to trzeba będzie inaczej. Wiedziała, że Bagienna Dama zdecydowanie będzie miała lepsze szanse w zastraszeniu Loardczyka, sama postanowiła odwrócić jego uwagę tak, aby jej towarzyszka miała efekt zaskoczenia.
-W sumie masz racje co do tych wieśniaków - Loretta przysunęła się do loradczyka tak, żeby stał on do Anny tyłem - Jestem ciekawa jakie atrakcje w tym Lolandburgu są , mam nadzieje ze opowiesz mi o nich po drodze - nie próbowała go zbytnio kokietować, jednak wykorzystywała fakt, że wcześniej był do niej pozytywnie nastawiony. -
Anna spojrzała na oddalającą się Lorettę z jej towarzyszem. Zrozumiała co chce osiągnąć jej towarzyszka podróży.
Obdarzyła staruszkę uroczym uśmiechem:
– Pani wybaczy, muszę załatwić pewną sprawę z moją niezdarną towarzyszką.Po czym jej wzrok powędrował w stronę wyjścia, gdzie znajdował się ich cel. Położyła dłoń na rękojeści sztyletu i spokojnie udała się za swoim celem. Przypomniała sobie wszystko co nauczyła się w swoich podróżach o zastraszaniu i ruszyła do akcji.
W mgnieniu oka znalazła się tuż za plecami aroganckiego Teutończyka. Loretta o dziwo zrobiła dobrą robotę – wydawało się że niczego się nie spodziewał. Wykorzystała okazję. Lewą ręką pochwyciła za ramię, odciągając cel nieco do tyłu, zaś prawą wyciągnęła sztylet i przyłożyła zdecydowanie do szyi Teutończyka, wypowiadając słowa:
– Chyba jednak zabierzesz nas na miejsce misiaczku. Nie radzę robić nieprzemyślanych ruchów – przycisnęła sztylet do szyi Teutończyka, tak żeby miał pewność, że nie będzie się wahać dwa razy. – Przeszukajcie go, czy nie ma żadnej broni – rzuciła do Loretty i chłopaka. -
Rzuty wyniki Kłamstwo sukces, Atak sztyletem sukces@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk
Loretta odciągnęła rudzielca, który zadowolony uśmiechał się do niej i nic nie podejrzewając wyraźnie się „nastroszył” niczym paw. Udało mu się w końcu przemówić do rozumu miłośniczki koczowników.
Tymczasem Anna zbliżała się do niego za jego plecami. Choć chciała zachować zimną krew, ręka mimowolnie zaczęła jej drżeć z emocji. Rudy był wysoki, wyższy od niej. A krok za nią szedł koczowniczy chłopiec, przyglądając się wszystkiemu rozedrgany. Usta zatykał dłonią i robił wielkie oczy.
Anna jednak nie zawahała się. Złapała rudego za rekę, wykręciła, żeby zgjął się na tyle, by mogła przystawić mu sztylet do szyi.
Gdy mężczyzna poczuł na szyi chłód odstrza, wyrzucił ręce do góry i zesztywniał. Jego oczy stały się natychmiast ponownie zgaszone, a na ustach pozostał skrzywiony uśmiech.
Wystarczyło, że Loretta odchyliła jego elegancki płaszcz, by jej oczom ukazała się skórzana kabura, a w niej wyjątkowy, kolekcjonerski pistolet ze złotymi zdobieniami. Zdążyła też wyczuć scyzoryk ukryty w kieszeni. Nie mogła jednak przyjrzeć się szczegółom, gdyż nagle światło zgasło. Trwało to zaledwie chwilę, po tym pomieszczenie rozświetliło się migającą, czerwoną barwą syreny. W stacji zawyła syrena, a kobieta zza lady mierzyła do obecnych z maszynowej broni, która nagle pojawiła się na blacie.
-- Nie znacie zasad, przyjezdni? Stacja to nie miejsce do wyrównywania rachunków. Gdybym miała to tolerować, dawno bym zwinęła interes. A teraz wypad stąd! – rozkazała.
***
Po tym, jak cała gromada wyszła przed budynek, drzwi za nimi zamknęły się na trzy spusty. Właścicielka zasunęła rolety antywłamaniowe, a na elektronicznym szyldzie wyświetlił się napis: “Zamknięte – następna stacja za 15 kilometrów na wschód”.
Wkrótce cała gromada podeszła do zielonego auta, które należało do rudego. Był to egzemplarz z dużą mocą silnika. Auto produkcji teutońskiej marki HMW (Hergemon Motorwerk) rocznik prawie dwudziestoletni, ale zadbany i stylowy. Właścicielowi nie schodził uśmiech z ust, gdy wszyscy zorientowali się, że… auto było … dwuosobowe. Natomiast wokół niego zgromadziło się pięć osób i zwierzę.
-
Lisa jechała swoim motorem, jedyną pamiątką po zmarłym ojcu, na wyznaczone miejsce. Motor był już nieco stary, zardzewiały, ale spod dobrej marki, był koloru czerwonego co było już ledwo widoczne, gdyż przez wiele lat był nieużywany i lakier zdążył wyblaknąć. Gdy dojeżdżała już do miejsca ujrzała małą stację, niestety już zamkniętą, przed stacją zaparkowany był zielony samochód. Obok, przed budynkiem, który wyglądał na warsztat, stała wysłużona laweta.
Obok zielonego samochodu stało pięć nieznajomych Lisie osób. "Wśród nich musi być cel mojej misji". Pomyślała Lisa
Pierwszym celem misji Lisy było odnalezienie niejakiej Loretty Othren. Podjechała więc obok nieznajomych i zatrzymała się. Wstała z motoru, ściągnęła kask i po chwili zapytała:
-Czy jest wśród was Loretta Othren?-po czym stanęła obok motoru i czekała na jakąkolwiek odpowiedź. -
Anna, pilnując by rudowłosy Teutończyk nie mógł poczuć się ani trochę bezpieczniej, cały czas trzymając sztylet w pobliżu jego gardła, wydarła się na cały głos w stronę stacji, robiąc przy okazji znajomy gest palcami:
– A chuj ci w pizdę ty stara szmato! Twoja matka chyba bawiła się z rodowitymi Baridajczykami, że taki baran z tego wyszedł! Two…
Nie dokończyła. Szybko zreflektowała się i spojrzała po towarzyszach. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i rzekła słodkim głosem:
– Och wybaczcie, zapomniałam się. Nie bój się młody – zwróciła się do chłopca, koczownika – zrobimy wszystko co się da by pomóc Twojemu ziomkowi.Lecz co zrobić, jak auto jest za małe?
– Ej młody, może umiesz jeździć? – Nie liczyła na za wiele. Ale cóż, zawsze jest nadzieja. – Potrafisz opisać czy droga do… – ugryzła się w język żeby nie powiedzieć nazwy plemienia – … do naszego celu jest trudna?
I w tym momencie podjechała Tymczasem podjechała do nich jakaś dziewczyna na motorze. No tak. Jakbyśmy mieli mało kłopotów na głowie.