Droga na Lolandburg [Gra fabularna]
-
Anna spojrzała na paniczną reakcję swojego towarzysza. Widać było że się bał. Mało powiedziane. Był przerażony. Widać nie tylko w Sarmacji polują na wiedźmy… – zaśmiała się w duchu.
Tak czy siak to wiele komplikuje. Nawet jeśli Teutończycy mają auto, nici z pokojowego załatwienia sprawy.
Anna spojrzała w stronę kasy. Zauważyła że starsza kobieta, która wyglądała jakby znała się na samochodach wciąż tam jest. Cóż – wygląda na to że nie będą mogli porzucić przydupasa z loży wraz z jego gruchotem.
– Nie bój się, mamy swoje auto. Tak jakby. Tylko że się trochę popsuło i trzeba je naprawić. Myślę, że ta kobieta – wskazała dyskretnie na kobietę – zna się na rzeczy.
Pomyślała przez chwilę. Ten młodzieniec jest strasznie pocieszny. Być może widok dzikusa w potrzebie przemówi do serca i mechanik nie zedrze z nas wszystkich oszczędności i pomoże w potraktowaniu zlecenia jako pilne?
Wstała od stołu i rzuciła z uroczym uśmiechem do młodzieńca:
– Hej, a może pomożesz mi w rozmowie? -
Loretta wiedziała, że o niej rozmawiają jednak nie słyszała o czym. Nauczona doświadczeniem wymacała swój sztylet by móc do niego sięgnąć w każdej chwili. Jednak mimo tego jej twarz przywdziała maska obojętności. Może nie mają nic złego na myśli, a zrobienie rozróby nie było racjonalnym pomysłem...
-
Rozmowa rudzielca z mężczyzną w kasku nie trwała długo. Po chwili przestali już wskazywać na Lorettę i wymienili się tylko pewnymi informacjami. Na koniec uścisnęli sobie ręce, a rozmówca Loretty machnął ręką do mężczyzn na koniach. Po tych tamci rozjechali się, a rudy wszedł z powrotem na stację. Z kieszeni wyciągnął portfel i kluczyki. Podszedł do lady, rzucił na nią kilka koron w banknocie, a potem ruszył w stronę pozostawionej przy stoliku dziewczyny. Stanął nad nią, w ręku podrzucał kluczyki do auta i uśmiechał się do niej.
-- Spadam stąd. Ale mam dobry humor. Jeśli znudziło ci się bawienie w koczowniczkę, mogę podrzucić cię do Lolandburga. – zaproponował.
***
Tymczasem Anna i koczowniczy chłopak ruszyli do lady. Stała przed nią kobieta z mechaniczną ręką. Pucowała szklanki do piwa. Gdy ich ujrzała, uśmiechnęła się niczym przemiła staruszka i zapytała:
-- W czym mogę służyć?
-
-Poczekaj momencik - powiedziała do rudowłosego
Loretta podeszła do Anny i zapytała
-Ogarnęłaś już gdzie są koczowniczy i w którą, stronę trzeba jechać czy nadal nie wiemy nic? -
—Dobry wieczór! - Zaczęła uprzejmie Anna. - Szukamy noclegu i pomocy mechanika. Przyjechałam z zachodu z niedojebanym kierowcą i ciapowatą koleżanką. Potrzebujemy się dostać do wioski Drahan. – powiedziała ściszonym głosem by postronne osoby nie mogły dosłyszeć celu podróży.
Może będzie mogła nam pani pomóc?
I w tym czasie nadbiegła Loretta. Zamiast odpowiedzieć na pytanie zadała złośliwie pytanie:
— I jak tam randka? Poznaj Bilguuna, plemię chłopaka ma problemy zdrowotne. I myślę że naszą powinnością jest im pomóc bezinteresownie!
Mówiąc to spojrzała jej prosto w oczy dając do zrozumienia że chłopak jest kluczem do ich celu.
— Właśnie zapytałam gdzie znajdziemy pomoc z autem. Idzie noc.
-
Loretta odwróciła się do Loardczyka i uśmiechnęła się
-Co ty na to, żeby przeżyć przygodę? Podrzuciłbyś naszą trójkę tam gdzieś bliżej jego plemienia. Wiesz siedzenie cały czas na plantacji jest nudne. Nie daj się prosić. - podeszła do niego dość blisko i spojrzała mu w oczy. -
rzut na przekonywanie Loretta porażka
koszt naprawy 400 kr
czas naprawy 7 godzinKobieta za ladą przytaknęła, zatknęła sobie jakąś szmatę za pas i rzekła.
-- Dajcie mi, rybki, chwilę. Rzucę okiem na to, co jest do naprawy. – powiedziała głosem przemiłej staruszki, po czym wyszła ze stacji, dając pozostałym chwilę na naradzenie się.
W tym czasie rudy wcale nie słuchając zalecenia Loretty udał się krok w krok za nią i z niemałym zaciekawieniem podsłuchiwał, obserwując scenę swoimi przygaszonymi oczami. Staksował Annę i chłopaka wzrokiem, po czym uśmiechnął się kącikiem ust.
-- Ją to może bym jeszcze jakoś wpakował do bagażnika, ale ten i to ptaszysko obsrają mi tapicerkę. – powiedział, podśmiechując się lekko do siebie. Potem spojrzał na Lorettę i wyraźnie rozbawiony powiedział. – Daj sobie spokój z tymi wieśniakami. Jedziesz do Lolandburga czy nie?
Mniej więcej w tym momencie wróciła kobieta zza lady i już od wejścia na głos zaczęła komentować.
-- Na wasze szczęście silnik się nie zatarł. Auto będzie jeździć. - po chwili znów znalazła się za ladą i zaczęła coś zliczać na kalkulatorze. - Części plus robocizna. To będzie 400 koron. Ale nocleg dam wam w cenie. Do rana będziecie musieli poczekać.
-
Loretta spojrzała się na Anne i wiedziała, że myślą o tym samym. No cóż jeżeli chłopaczek nie chciał po dobroci to trzeba będzie inaczej. Wiedziała, że Bagienna Dama zdecydowanie będzie miała lepsze szanse w zastraszeniu Loardczyka, sama postanowiła odwrócić jego uwagę tak, aby jej towarzyszka miała efekt zaskoczenia.
-W sumie masz racje co do tych wieśniaków - Loretta przysunęła się do loradczyka tak, żeby stał on do Anny tyłem - Jestem ciekawa jakie atrakcje w tym Lolandburgu są , mam nadzieje ze opowiesz mi o nich po drodze - nie próbowała go zbytnio kokietować, jednak wykorzystywała fakt, że wcześniej był do niej pozytywnie nastawiony. -
Anna spojrzała na oddalającą się Lorettę z jej towarzyszem. Zrozumiała co chce osiągnąć jej towarzyszka podróży.
Obdarzyła staruszkę uroczym uśmiechem:
– Pani wybaczy, muszę załatwić pewną sprawę z moją niezdarną towarzyszką.Po czym jej wzrok powędrował w stronę wyjścia, gdzie znajdował się ich cel. Położyła dłoń na rękojeści sztyletu i spokojnie udała się za swoim celem. Przypomniała sobie wszystko co nauczyła się w swoich podróżach o zastraszaniu i ruszyła do akcji.
W mgnieniu oka znalazła się tuż za plecami aroganckiego Teutończyka. Loretta o dziwo zrobiła dobrą robotę – wydawało się że niczego się nie spodziewał. Wykorzystała okazję. Lewą ręką pochwyciła za ramię, odciągając cel nieco do tyłu, zaś prawą wyciągnęła sztylet i przyłożyła zdecydowanie do szyi Teutończyka, wypowiadając słowa:
– Chyba jednak zabierzesz nas na miejsce misiaczku. Nie radzę robić nieprzemyślanych ruchów – przycisnęła sztylet do szyi Teutończyka, tak żeby miał pewność, że nie będzie się wahać dwa razy. – Przeszukajcie go, czy nie ma żadnej broni – rzuciła do Loretty i chłopaka. -
Rzuty wyniki Kłamstwo sukces, Atak sztyletem sukces@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk
Loretta odciągnęła rudzielca, który zadowolony uśmiechał się do niej i nic nie podejrzewając wyraźnie się „nastroszył” niczym paw. Udało mu się w końcu przemówić do rozumu miłośniczki koczowników.
Tymczasem Anna zbliżała się do niego za jego plecami. Choć chciała zachować zimną krew, ręka mimowolnie zaczęła jej drżeć z emocji. Rudy był wysoki, wyższy od niej. A krok za nią szedł koczowniczy chłopiec, przyglądając się wszystkiemu rozedrgany. Usta zatykał dłonią i robił wielkie oczy.
Anna jednak nie zawahała się. Złapała rudego za rekę, wykręciła, żeby zgjął się na tyle, by mogła przystawić mu sztylet do szyi.
Gdy mężczyzna poczuł na szyi chłód odstrza, wyrzucił ręce do góry i zesztywniał. Jego oczy stały się natychmiast ponownie zgaszone, a na ustach pozostał skrzywiony uśmiech.
Wystarczyło, że Loretta odchyliła jego elegancki płaszcz, by jej oczom ukazała się skórzana kabura, a w niej wyjątkowy, kolekcjonerski pistolet ze złotymi zdobieniami. Zdążyła też wyczuć scyzoryk ukryty w kieszeni. Nie mogła jednak przyjrzeć się szczegółom, gdyż nagle światło zgasło. Trwało to zaledwie chwilę, po tym pomieszczenie rozświetliło się migającą, czerwoną barwą syreny. W stacji zawyła syrena, a kobieta zza lady mierzyła do obecnych z maszynowej broni, która nagle pojawiła się na blacie.
-- Nie znacie zasad, przyjezdni? Stacja to nie miejsce do wyrównywania rachunków. Gdybym miała to tolerować, dawno bym zwinęła interes. A teraz wypad stąd! – rozkazała.
***
Po tym, jak cała gromada wyszła przed budynek, drzwi za nimi zamknęły się na trzy spusty. Właścicielka zasunęła rolety antywłamaniowe, a na elektronicznym szyldzie wyświetlił się napis: “Zamknięte – następna stacja za 15 kilometrów na wschód”.
Wkrótce cała gromada podeszła do zielonego auta, które należało do rudego. Był to egzemplarz z dużą mocą silnika. Auto produkcji teutońskiej marki HMW (Hergemon Motorwerk) rocznik prawie dwudziestoletni, ale zadbany i stylowy. Właścicielowi nie schodził uśmiech z ust, gdy wszyscy zorientowali się, że… auto było … dwuosobowe. Natomiast wokół niego zgromadziło się pięć osób i zwierzę.
-
Lisa jechała swoim motorem, jedyną pamiątką po zmarłym ojcu, na wyznaczone miejsce. Motor był już nieco stary, zardzewiały, ale spod dobrej marki, był koloru czerwonego co było już ledwo widoczne, gdyż przez wiele lat był nieużywany i lakier zdążył wyblaknąć. Gdy dojeżdżała już do miejsca ujrzała małą stację, niestety już zamkniętą, przed stacją zaparkowany był zielony samochód. Obok, przed budynkiem, który wyglądał na warsztat, stała wysłużona laweta.
Obok zielonego samochodu stało pięć nieznajomych Lisie osób. "Wśród nich musi być cel mojej misji". Pomyślała Lisa
Pierwszym celem misji Lisy było odnalezienie niejakiej Loretty Othren. Podjechała więc obok nieznajomych i zatrzymała się. Wstała z motoru, ściągnęła kask i po chwili zapytała:
-Czy jest wśród was Loretta Othren?-po czym stanęła obok motoru i czekała na jakąkolwiek odpowiedź. -
Anna, pilnując by rudowłosy Teutończyk nie mógł poczuć się ani trochę bezpieczniej, cały czas trzymając sztylet w pobliżu jego gardła, wydarła się na cały głos w stronę stacji, robiąc przy okazji znajomy gest palcami:
– A chuj ci w pizdę ty stara szmato! Twoja matka chyba bawiła się z rodowitymi Baridajczykami, że taki baran z tego wyszedł! Two…
Nie dokończyła. Szybko zreflektowała się i spojrzała po towarzyszach. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i rzekła słodkim głosem:
– Och wybaczcie, zapomniałam się. Nie bój się młody – zwróciła się do chłopca, koczownika – zrobimy wszystko co się da by pomóc Twojemu ziomkowi.Lecz co zrobić, jak auto jest za małe?
– Ej młody, może umiesz jeździć? – Nie liczyła na za wiele. Ale cóż, zawsze jest nadzieja. – Potrafisz opisać czy droga do… – ugryzła się w język żeby nie powiedzieć nazwy plemienia – … do naszego celu jest trudna?
I w tym momencie podjechała Tymczasem podjechała do nich jakaś dziewczyna na motorze. No tak. Jakbyśmy mieli mało kłopotów na głowie.
-
Loretta zauważyła nową dziewczyne na motorze. Czyżby była to pomoc od Loży?
-To ja jestem Lorretta - odpowiedziała, jednak nie spuszczała oczu z rudego. W końcu jedna chwila nieuwagi i mieliby przewalone - A ty kim jestes? - spytała mało uprzejmie ale nie był to czas i miejsce, aby odgrywać rolę dobrej szlachcianki.Zastanawiała się jak rozwiązać fakt, że są 2 miejsca w samochodzie na 4, no obecnie z Lisą 5 osób. Mógłby co prawda jechać razem na motorze ale nadal jedna osoba jest zbędna w całym towarzystwie. Szkoda jej było, że rudowłosy nie był bardziej skory do pomocy, nawet go polubiła.
-
-Ja jestem Lisa. Przyjechałam tu na polecenie Loży. Miałam odnaleźć Lorettę i zapytać o szczegóły misji. Tak więc jakie są szczegóły misji?-powiedziała przypominając sobie gdy idąc znalazła ogłoszenie Loży o pracę.
-
Loretta zirytowała się, że nowa tak szybko mówi o misji przy tych obcych ludziach.
"To nierozważne i głupie" -pomyslała.
-Nie teraz- warknęła i podeszła do rudowłosego - Pomóż nam po dobroci, nie chce żeby cie skrzywdzili. Musi być możliwość, żebyśmy wszyscy wydostali się z tego miejsca i prawdopodobnie o tym wiesz. -
@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk @Natasha-von-Sarm-a-la-Triste
Nadzieja Anny była płowa. Młody koczownik niewiele zrozumiał z tego, co powiedziała. Mocno spłoszony patrzył na wszystkich zgromadzonych i ostatecznie wzruszył ramionami.
Gdy natomiast Lisa powiedziała słowo „Loża”, a następnie „Misja”, rudowłosy zrobił wielkie oczy. I nerw nad okiem zadrżał mu wyraźnie. Nieobecnym wzrokiem powiódł po ziemi. A gdy padła prośba ze strony Loretty, chrząknął, oblizał wargi i z wielkim trudem hamował uśmiech.
-- Wygląda na to, że mnie okłamałaś, miłośniczko dzikusów. – powiedział spokojnie, bez wyrzutów. – Nie uważasz, że mi również jesteś winna informacji „O szczegółach misji”? – zapytał, akcentując ostatnie słowa tak, żeby brzmieć jak Lisa. – Żeby wam pomóc, musiałbym wiedzieć, czego dokładnie potrzebuje Loża. I czego nie przekazuje loardzkim rycerzom...
-
-Pani Loretto może w takim razie udamy się na rozmowę w cztery oczy?-zapytała Lisa lekko się uśmiechając.
-
-Oh, czyżbyśmy mieli zagubionego loardzkiego rycerza? - zwróciła się do rudowłosego patrząc mu prosto w oczy -Jeżeli tak to powinieneś chociaż jakoś potwierdzić swoją pozycje.
Po czym spojrzała na nową przybyłą-Nie wiem czy zauważyłaś ale mamy dość gorący okres. Noże przy gardle, problemy z transportem, a odwórcenie się plecami do tego gościa- tu pokazała na Loardczyka - prawdopodobnie mogłoby się skończyć kolejną szramą na mojej twarzy. Anno może nie tak ciasno przy tej szyi z tym nożem, nie chcemy chyba mu przelać jego arystokratycznej krwi, szczególnie jak się okaże, że służy Jej Cesarskiej Mości
-
Anna prychnęła na uwagę Loretty o przelewaniu krwi rudzielca. Przecież nikomu by krzywdy nie zrobiła o ile by na to nie zasłużył. Tak jak tamten opryszek na pustkowiach. I jak ten ochroniarz w Sarmacji. I…
Może faktycznie powinna uważać? Odsunęła delikatnie nóż od gardła Teutończyka i powiedziała zaciskając zęby:
– Lepiej żebyś był w stanie udowodnić dobre zamiary. -
@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk @Natasha-von-Sarm-a-la-Triste
--Oh! Nie sądzę, by Jej Łaskawość Reichritter Srebrnego Rogu Natalia Alatriste von Lichtenstein ucieszyła się na wieści, że ucierpiał Znamienity Fechter Magnus von Saurier… - powiedział i czując, że Anna poluzowała uściska, pozwolił sobie na to, by chwycić łagodnie dłoń, w której trzymała sztylet, i odsunąć ją sobie całkowicie od szyi. Robił to powoli I ostrożnie. – Nie ukrywam, że jestem nieco urażony waszym zachowaniem, drogie Panie. – mówił dalej, uśmiechając się cały czas. Był to uśmiech nieudolnie udający ciepły i serdeczny, jaki to może posłać wyłącznie osoba wyzuta z wszelkiej empatii. – Nie wiem czym zasłużyłem sobie na tę nieufność… nie wspominając o próbie kradzieży auta. – stwierdził, chrząkając. Cały czas patrzył na Lorettę wyczekująco. – Jednak! – podniósł ręce do gory na wysokości klatki piersiowej, otworzył dłonie. – Nie żywię głębokiej urazy. Proponuję rzucić w niepamięć ten przykry epizod. – zaproponował, a uśmiech tańczył mu na ustach we wstrzymywanym rozbawieniu, aż ukazywał swoje białe zęby. – Zacznijmy od początku. Powiedzcie mi, czemu szukacie dzikusów, a ja być może będę potrafił wam pomóc! Oczywiście jako wierny Fechter Jej Cesarskiej Mości.