Droga na Lolandburg [Gra fabularna]
-
rzut na przekonywanie Loretta porażka
koszt naprawy 400 kr
czas naprawy 7 godzinKobieta za ladą przytaknęła, zatknęła sobie jakąś szmatę za pas i rzekła.
-- Dajcie mi, rybki, chwilę. Rzucę okiem na to, co jest do naprawy. – powiedziała głosem przemiłej staruszki, po czym wyszła ze stacji, dając pozostałym chwilę na naradzenie się.
W tym czasie rudy wcale nie słuchając zalecenia Loretty udał się krok w krok za nią i z niemałym zaciekawieniem podsłuchiwał, obserwując scenę swoimi przygaszonymi oczami. Staksował Annę i chłopaka wzrokiem, po czym uśmiechnął się kącikiem ust.
-- Ją to może bym jeszcze jakoś wpakował do bagażnika, ale ten i to ptaszysko obsrają mi tapicerkę. – powiedział, podśmiechując się lekko do siebie. Potem spojrzał na Lorettę i wyraźnie rozbawiony powiedział. – Daj sobie spokój z tymi wieśniakami. Jedziesz do Lolandburga czy nie?
Mniej więcej w tym momencie wróciła kobieta zza lady i już od wejścia na głos zaczęła komentować.
-- Na wasze szczęście silnik się nie zatarł. Auto będzie jeździć. - po chwili znów znalazła się za ladą i zaczęła coś zliczać na kalkulatorze. - Części plus robocizna. To będzie 400 koron. Ale nocleg dam wam w cenie. Do rana będziecie musieli poczekać.
-
Loretta spojrzała się na Anne i wiedziała, że myślą o tym samym. No cóż jeżeli chłopaczek nie chciał po dobroci to trzeba będzie inaczej. Wiedziała, że Bagienna Dama zdecydowanie będzie miała lepsze szanse w zastraszeniu Loardczyka, sama postanowiła odwrócić jego uwagę tak, aby jej towarzyszka miała efekt zaskoczenia.
-W sumie masz racje co do tych wieśniaków - Loretta przysunęła się do loradczyka tak, żeby stał on do Anny tyłem - Jestem ciekawa jakie atrakcje w tym Lolandburgu są , mam nadzieje ze opowiesz mi o nich po drodze - nie próbowała go zbytnio kokietować, jednak wykorzystywała fakt, że wcześniej był do niej pozytywnie nastawiony. -
Anna spojrzała na oddalającą się Lorettę z jej towarzyszem. Zrozumiała co chce osiągnąć jej towarzyszka podróży.
Obdarzyła staruszkę uroczym uśmiechem:
– Pani wybaczy, muszę załatwić pewną sprawę z moją niezdarną towarzyszką.Po czym jej wzrok powędrował w stronę wyjścia, gdzie znajdował się ich cel. Położyła dłoń na rękojeści sztyletu i spokojnie udała się za swoim celem. Przypomniała sobie wszystko co nauczyła się w swoich podróżach o zastraszaniu i ruszyła do akcji.
W mgnieniu oka znalazła się tuż za plecami aroganckiego Teutończyka. Loretta o dziwo zrobiła dobrą robotę – wydawało się że niczego się nie spodziewał. Wykorzystała okazję. Lewą ręką pochwyciła za ramię, odciągając cel nieco do tyłu, zaś prawą wyciągnęła sztylet i przyłożyła zdecydowanie do szyi Teutończyka, wypowiadając słowa:
– Chyba jednak zabierzesz nas na miejsce misiaczku. Nie radzę robić nieprzemyślanych ruchów – przycisnęła sztylet do szyi Teutończyka, tak żeby miał pewność, że nie będzie się wahać dwa razy. – Przeszukajcie go, czy nie ma żadnej broni – rzuciła do Loretty i chłopaka. -
Rzuty wyniki Kłamstwo sukces, Atak sztyletem sukces@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk
Loretta odciągnęła rudzielca, który zadowolony uśmiechał się do niej i nic nie podejrzewając wyraźnie się „nastroszył” niczym paw. Udało mu się w końcu przemówić do rozumu miłośniczki koczowników.
Tymczasem Anna zbliżała się do niego za jego plecami. Choć chciała zachować zimną krew, ręka mimowolnie zaczęła jej drżeć z emocji. Rudy był wysoki, wyższy od niej. A krok za nią szedł koczowniczy chłopiec, przyglądając się wszystkiemu rozedrgany. Usta zatykał dłonią i robił wielkie oczy.
Anna jednak nie zawahała się. Złapała rudego za rekę, wykręciła, żeby zgjął się na tyle, by mogła przystawić mu sztylet do szyi.
Gdy mężczyzna poczuł na szyi chłód odstrza, wyrzucił ręce do góry i zesztywniał. Jego oczy stały się natychmiast ponownie zgaszone, a na ustach pozostał skrzywiony uśmiech.
Wystarczyło, że Loretta odchyliła jego elegancki płaszcz, by jej oczom ukazała się skórzana kabura, a w niej wyjątkowy, kolekcjonerski pistolet ze złotymi zdobieniami. Zdążyła też wyczuć scyzoryk ukryty w kieszeni. Nie mogła jednak przyjrzeć się szczegółom, gdyż nagle światło zgasło. Trwało to zaledwie chwilę, po tym pomieszczenie rozświetliło się migającą, czerwoną barwą syreny. W stacji zawyła syrena, a kobieta zza lady mierzyła do obecnych z maszynowej broni, która nagle pojawiła się na blacie.
-- Nie znacie zasad, przyjezdni? Stacja to nie miejsce do wyrównywania rachunków. Gdybym miała to tolerować, dawno bym zwinęła interes. A teraz wypad stąd! – rozkazała.
***
Po tym, jak cała gromada wyszła przed budynek, drzwi za nimi zamknęły się na trzy spusty. Właścicielka zasunęła rolety antywłamaniowe, a na elektronicznym szyldzie wyświetlił się napis: “Zamknięte – następna stacja za 15 kilometrów na wschód”.
Wkrótce cała gromada podeszła do zielonego auta, które należało do rudego. Był to egzemplarz z dużą mocą silnika. Auto produkcji teutońskiej marki HMW (Hergemon Motorwerk) rocznik prawie dwudziestoletni, ale zadbany i stylowy. Właścicielowi nie schodził uśmiech z ust, gdy wszyscy zorientowali się, że… auto było … dwuosobowe. Natomiast wokół niego zgromadziło się pięć osób i zwierzę.
-
Lisa jechała swoim motorem, jedyną pamiątką po zmarłym ojcu, na wyznaczone miejsce. Motor był już nieco stary, zardzewiały, ale spod dobrej marki, był koloru czerwonego co było już ledwo widoczne, gdyż przez wiele lat był nieużywany i lakier zdążył wyblaknąć. Gdy dojeżdżała już do miejsca ujrzała małą stację, niestety już zamkniętą, przed stacją zaparkowany był zielony samochód. Obok, przed budynkiem, który wyglądał na warsztat, stała wysłużona laweta.
Obok zielonego samochodu stało pięć nieznajomych Lisie osób. "Wśród nich musi być cel mojej misji". Pomyślała Lisa
Pierwszym celem misji Lisy było odnalezienie niejakiej Loretty Othren. Podjechała więc obok nieznajomych i zatrzymała się. Wstała z motoru, ściągnęła kask i po chwili zapytała:
-Czy jest wśród was Loretta Othren?-po czym stanęła obok motoru i czekała na jakąkolwiek odpowiedź. -
Anna, pilnując by rudowłosy Teutończyk nie mógł poczuć się ani trochę bezpieczniej, cały czas trzymając sztylet w pobliżu jego gardła, wydarła się na cały głos w stronę stacji, robiąc przy okazji znajomy gest palcami:
– A chuj ci w pizdę ty stara szmato! Twoja matka chyba bawiła się z rodowitymi Baridajczykami, że taki baran z tego wyszedł! Two…
Nie dokończyła. Szybko zreflektowała się i spojrzała po towarzyszach. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i rzekła słodkim głosem:
– Och wybaczcie, zapomniałam się. Nie bój się młody – zwróciła się do chłopca, koczownika – zrobimy wszystko co się da by pomóc Twojemu ziomkowi.Lecz co zrobić, jak auto jest za małe?
– Ej młody, może umiesz jeździć? – Nie liczyła na za wiele. Ale cóż, zawsze jest nadzieja. – Potrafisz opisać czy droga do… – ugryzła się w język żeby nie powiedzieć nazwy plemienia – … do naszego celu jest trudna?
I w tym momencie podjechała Tymczasem podjechała do nich jakaś dziewczyna na motorze. No tak. Jakbyśmy mieli mało kłopotów na głowie.
-
Loretta zauważyła nową dziewczyne na motorze. Czyżby była to pomoc od Loży?
-To ja jestem Lorretta - odpowiedziała, jednak nie spuszczała oczu z rudego. W końcu jedna chwila nieuwagi i mieliby przewalone - A ty kim jestes? - spytała mało uprzejmie ale nie był to czas i miejsce, aby odgrywać rolę dobrej szlachcianki.Zastanawiała się jak rozwiązać fakt, że są 2 miejsca w samochodzie na 4, no obecnie z Lisą 5 osób. Mógłby co prawda jechać razem na motorze ale nadal jedna osoba jest zbędna w całym towarzystwie. Szkoda jej było, że rudowłosy nie był bardziej skory do pomocy, nawet go polubiła.
-
-Ja jestem Lisa. Przyjechałam tu na polecenie Loży. Miałam odnaleźć Lorettę i zapytać o szczegóły misji. Tak więc jakie są szczegóły misji?-powiedziała przypominając sobie gdy idąc znalazła ogłoszenie Loży o pracę.
-
Loretta zirytowała się, że nowa tak szybko mówi o misji przy tych obcych ludziach.
"To nierozważne i głupie" -pomyslała.
-Nie teraz- warknęła i podeszła do rudowłosego - Pomóż nam po dobroci, nie chce żeby cie skrzywdzili. Musi być możliwość, żebyśmy wszyscy wydostali się z tego miejsca i prawdopodobnie o tym wiesz. -
@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk @Natasha-von-Sarm-a-la-Triste
Nadzieja Anny była płowa. Młody koczownik niewiele zrozumiał z tego, co powiedziała. Mocno spłoszony patrzył na wszystkich zgromadzonych i ostatecznie wzruszył ramionami.
Gdy natomiast Lisa powiedziała słowo „Loża”, a następnie „Misja”, rudowłosy zrobił wielkie oczy. I nerw nad okiem zadrżał mu wyraźnie. Nieobecnym wzrokiem powiódł po ziemi. A gdy padła prośba ze strony Loretty, chrząknął, oblizał wargi i z wielkim trudem hamował uśmiech.
-- Wygląda na to, że mnie okłamałaś, miłośniczko dzikusów. – powiedział spokojnie, bez wyrzutów. – Nie uważasz, że mi również jesteś winna informacji „O szczegółach misji”? – zapytał, akcentując ostatnie słowa tak, żeby brzmieć jak Lisa. – Żeby wam pomóc, musiałbym wiedzieć, czego dokładnie potrzebuje Loża. I czego nie przekazuje loardzkim rycerzom...
-
-Pani Loretto może w takim razie udamy się na rozmowę w cztery oczy?-zapytała Lisa lekko się uśmiechając.
-
-Oh, czyżbyśmy mieli zagubionego loardzkiego rycerza? - zwróciła się do rudowłosego patrząc mu prosto w oczy -Jeżeli tak to powinieneś chociaż jakoś potwierdzić swoją pozycje.
Po czym spojrzała na nową przybyłą-Nie wiem czy zauważyłaś ale mamy dość gorący okres. Noże przy gardle, problemy z transportem, a odwórcenie się plecami do tego gościa- tu pokazała na Loardczyka - prawdopodobnie mogłoby się skończyć kolejną szramą na mojej twarzy. Anno może nie tak ciasno przy tej szyi z tym nożem, nie chcemy chyba mu przelać jego arystokratycznej krwi, szczególnie jak się okaże, że służy Jej Cesarskiej Mości
-
Anna prychnęła na uwagę Loretty o przelewaniu krwi rudzielca. Przecież nikomu by krzywdy nie zrobiła o ile by na to nie zasłużył. Tak jak tamten opryszek na pustkowiach. I jak ten ochroniarz w Sarmacji. I…
Może faktycznie powinna uważać? Odsunęła delikatnie nóż od gardła Teutończyka i powiedziała zaciskając zęby:
– Lepiej żebyś był w stanie udowodnić dobre zamiary. -
@Joanna-Izabela @Andrzej-Fryderyk @Natasha-von-Sarm-a-la-Triste
--Oh! Nie sądzę, by Jej Łaskawość Reichritter Srebrnego Rogu Natalia Alatriste von Lichtenstein ucieszyła się na wieści, że ucierpiał Znamienity Fechter Magnus von Saurier… - powiedział i czując, że Anna poluzowała uściska, pozwolił sobie na to, by chwycić łagodnie dłoń, w której trzymała sztylet, i odsunąć ją sobie całkowicie od szyi. Robił to powoli I ostrożnie. – Nie ukrywam, że jestem nieco urażony waszym zachowaniem, drogie Panie. – mówił dalej, uśmiechając się cały czas. Był to uśmiech nieudolnie udający ciepły i serdeczny, jaki to może posłać wyłącznie osoba wyzuta z wszelkiej empatii. – Nie wiem czym zasłużyłem sobie na tę nieufność… nie wspominając o próbie kradzieży auta. – stwierdził, chrząkając. Cały czas patrzył na Lorettę wyczekująco. – Jednak! – podniósł ręce do gory na wysokości klatki piersiowej, otworzył dłonie. – Nie żywię głębokiej urazy. Proponuję rzucić w niepamięć ten przykry epizod. – zaproponował, a uśmiech tańczył mu na ustach we wstrzymywanym rozbawieniu, aż ukazywał swoje białe zęby. – Zacznijmy od początku. Powiedzcie mi, czemu szukacie dzikusów, a ja być może będę potrafił wam pomóc! Oczywiście jako wierny Fechter Jej Cesarskiej Mości.
-
Anna wkurzyła się na próbę odsunięcia jej dłoni. Zamachnęła się drugą ręką i uderzyła Teutończyka pięścią wprost w twarz, wydzierając się na cały głos
– To nie Ty wyznaczasz nam warunki skurwielu!
W jej oczach pojawił się ogień. Zęby miała zaciśnięte. Przepełniał ją gniew. Sztylet w jej dłoni jakby zaczął bardziej błyszczeć. A może to promienie zachodzącego słońca wywarły taki efekt? Ciężko powiedzieć. Bez wątpienia jednak, nawet najtwardsi przestraszyliby się w tym momencie Anny.
– No, misiaku – zwróciła się do Teutończyka – i tak się dowiedziałeś już od nas za dużo. Gadaj co wiesz – mówiąc to niebezpiecznie przysuwała nóż do gardła – I lepiej żeby było to dla nas przydatne.
-
Loretta widząć zachowanie Anny poczuła irytacje
-Może zamiast zachowywać się jak dzikus, zadzwoniłabyś do Loży w celu potwierdzenia tożsamości - warkneła - Przy okazji, za zabicie innego agenta możesz szybko zawisnąć na stryczku. Myślę, że szlachetnie urodzony rycerz jest bardziej wiarygodny niż kobieta z bagien gellońskich. Odłóż ten nóź - ostatnie zdanie wysyczała. -
– Wiesz czym się różnimy droga Lorciu? Zwiedziłam cały świat i wyszłam z tego żywo. Nie jestem mordercą. A na pewno nie przy tylu świadkach. Jednak w ramach samoobrony zrobię wszystko. – Mówiąc te słowa popatrzyła prosto w oczy Teutończyka.
– Tak czy siak, chyba nie zadzwonię jak pilnuję tego typa, no nie?
-
-Ja ci dam Lorcie. Idz już zadzwoń... - po czym zwróciła się do rudego - Nie zamierzam być tak niegrzeczna jak Anna natomiast jeżeli jesteś rycerzem tak jak mówisz wydaje mi się, że bedziesz wstanie ocenić kto umie się posługiwać bronią. Lubie moje sztylety ale nie lubię ich czyścić z krwi, wiec bądz tak łaskawy i nie rób niespodziewanych ruchów - w przeciwieństwie do jej koleżanki nie zamierzała przykładać mu noża do gardła. Gdyby uciekał zawsze mogła cisnąć sztylet z odpowiedniej odległości ale jeżeli przeczucie jej nie myliło loardczyk nie będzie sprawiał kłopotów. Przynajmniej nie takich...
-
Przyglądając się kłótni Lisa czuła się niezręcznie.
-Dobra może przestańcie się kłócić.- przerwała dyskusję- Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie. Ja mogę zabrać jedną osobę na motor. A reszta... Wy się tym zajmijcie. -
Magnus westchnął i skrzywił się, gdy otrzymał ostrzegawszy cios od Anny. Podniósł więc ręce z powrotem do góry i obserwował wymianę zdań między kobietami, raz spoglądając na jedną, raz na drugą.
Anna po krótkiej rozmowie telefonicznej z recepcją potwierdziła, że rzeczywiście w Loży jest zarejestrowany niejaki Znamienity Fechter Magnus von Saurier. Mężczyzna w wieku około 32 lat, rudowłosy. Udzielono jej również informacji, że jest to posiadacz ziemski i podupadły plantator tytoniu, którego włości mieszczą się niedaleko wybrzeża graniczącego z wyspą Auterra.
Gdy Anna wróciła po rozmowie telefonicznej, Magnus zaczął mówić:
-- Nie widzę innego rozwiązania, niż takie, że ... dzikus pojedzie na motorze. Ptak sobie poleci za nim... – zaproponował, po czym spojrzał z lekką obawą na Annę, uśmiechając się przy tym krzywo. – Może Pani Loretta pojedzie ze mną w aucie... a ty – wskazał na Annę- jesteś niska i szczupła. Zmieściłabyś się do bagażnika... – zaryzykował, widocznie rozbawiony swoją propozycją. – Nadal nie wiem jednak, dokąd chcecie jechać. I w jakim celu...