-
Jul nie umknęło, że graf nie odpowiedział na pytanie o swoje uczucia. Jak zawsze emocjonalnie niedostępny, pomyślała o nim. Zastanawiała się nad czymś słodkim do zjedzenia. Zawsze gdy już lekko szumiało jej w głowie, do akcji wkraczał deser. Wzrokiem rozglądnęła się za kelnerem, by zapytać go o lokalne specjalności.
-Po upadku traktatów tak wiele się zmieniło. Sam widzisz, nawet by się z tobą spotkać, pół Pollinu trzeba przelecieć. Sądząc po stanie owej linii Grodzisk-Auterra, nie ma zbyt wielkiego popytu na loty. A to oznacza, że wiele międzyludzkich relacji zostało brutalnie rozerwanych przez odległość...
Zapadła chwila ciszy, którą przerwała - Jak myślisz, co się z nią działo przez te lata? - ściszyła głos i ze zdumieniem zapytała - i co to znaczy, że nie trudno się domyśleć, skąd ma pieniądze? Prostytuuje się?
-
– Pewne rzeczy muszą się po prostu wydarzyć i tak chyba było i z traktami. Zarówno ich podpisanie, jak i późniejsze wypowiedzenie było historyczną koniecznością wobec coraz bardziej rozjeżdżających się wizji wśród obywateli państw sygnujących. I w istocie, o ile nadal wszyscy oglądają zagraniczne kanały telewizyjne i czytają zagraniczną prasę, o tyle podróżuje mało kto… – graf zamyślił się grzebiąc widelcem w makaronie z frutti di mare – A co do Natalii, nie rób sobie jaj, ma swój honor i żyje z moich pieniędzy. Liczni dżentelmeni kręcący się na jej – „jej” graf wypowiedział z przekąsem – dworze zapewne też. I serio, nie mam zielonego pojęcia co robiła przez prawie dekadę. – graf zauważył kelnera i przywołał go skinięciem ręki – Życzysz sobie coś jeszcze?
-
Słuchała Wojciecha z szeroko otwartymi oczami. Gdy wypowiedział "ma swój honor i żyje z moich pieniędzy", nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem.
-Och, Wojciech, Twoje poczucie humoru wciąż ma się dobrze! Przez moment martwiłam się, że zmiana otoczenia źle ci zrobiła, ale chyba nie jest tak źle, jak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Co do polityki... Myślę, że sytuacja finalnie może wyjść nam na dobre. Jeszcze niech trollerskie podchody znikną, a pewnie będziemy mogli normalnie funkcjonować. I może zmodernizują tę linię! Wojciech! Nie chciałbyś w nią zainwestować? Może to być żyła złota! - to było jej najmożliwiej trzeźwe spojrzenie na sytuację. W tym momencie podszedł kelner i zapytał, w czym pomóc. Jul zamówiła lody o smaku słonego karmelu. Jej mózg potrzebował glukozy. Posłała pytające spojrzenie w kierunku Wojciecha, czy on też coś będzie jeszcze zamawiał.
-
– Dla mnie tiramisu od razu dwie porcje. – dorzucił graf, a kelner udał się po zamówione smakołyki – Jul, jeśli chodzi o inwestycje, to w ostatnim czasie wydałem… – graf na chwilę przerwał, a spojrzenie skierowane w sufit wskazywało, że intensywnie coś liczy – … jakieś półtorej miliona koron i dziewięćset tysięcy libertów. Po odjęciu kosztów utrzymania dworu Natalii to już naprawdę niewiele zostaje mi na codziennie życie. – kelner przyniósł desery, a graf zamówił jeszcze butelkę frizzante – Więc serio nie będę inwestować w mało rentowną linię, zwłaszcza że z Sarmacją łączą mnie już tylko interesy. Zresztą nie angażuję się już w politykę, a są przecież znacznie ciekawsze tematy. Mają tu wyśmienite wino, prawda?
-
-Wojciech... - Jul znów zawiesiła głos - jeśli brakcie Ci środków do życia, zawsze chętnie przygarnę cię do swojej posiadłości w górach smoczych!
Siedzieli i jedli. I znów pili - która to nasza butelka wina tego wieczoru? - faktycznie ciężko jej było skupić myśli, by to zliczyć. 3? a może 4? Dziwne wydawało się to, że pomimo dobrego asortymentu, w środku było zaskakująco mało ludzi.
-Jaki mamy plan na jutro? O której jest ten pokaz mody? Powinniśmy być wcześniej? Ile on potrwa? - zaczęła się na głos zastanawiać. Jul zależało, by wrócić do Grodziska wieczornym lotem. Następny miał się odbyć dopiero za kilka dni..
-
– Będę pamiętać o twojej propozycji, ale liczę jednak na łut szczęścia w moich inwestycjach. – uśmiechnął się graf – Co do wina, to wydaje mi się, że jesteśmy już bliżej końca nić początku – dodał z jeszcze szerszym uśmiechem dając kelnerowi znak, że potrzeba pilnie kolejnej butelki – Nie mam pojęcia, o której to jutro jest, ale myślę, że nie będziemy szczególnie wyczekiwani, i nasze spóźnienie nikogo nie zasmuci. Znając Natalię, to zacznie o jakieś pogańskiej porze, typu dwunasta rano. Zastanawiam się co powinienem ubrać... Jaka jest woda w morzu? – zwrócił się na koniec do kelnera, który właśnie przyniósł kolejną butelkę i nalewał po kieliszku – Wyjątkowo ciepła!
-
-Wojciech! - znów musiała się roześmiać - nie po to przyleciałam, by spóźnić się na pokaz mody! Przecież nie wejdziemy na salę, gdy prezentowana będzie ostatnie kreacja! Nie będę potem wiedzieć, jakie są trendy...
Zdziwiła się, że permanentnie dobrze ubranemu grafowi nie zależy na obecności na wydarzeniu, na którym hipotetycznie zależeć mu powinno. A może tylko gra? Zachowywał się tego wieczoru dosyć jednak atypowo. -Co będziesz robił po pokazie? Zostajesz w Auterze? Jaki jest twój kolejny cel? I co to za interesy, o których mówisz? - zalała go falą wypowiedzi mając nadzieję, że zapamięta pytania.
-
– Najwyżej ominie nas widok kilku facetów ubranych jak klauni i kilku dziewczyn potykających się o własne nogi. Na raut na pewno zdążymy. – graf uśmiechnął się szelmowsko – Co do twoich rozlicznych pytań, to żyję z dnia na dzień, nie myśląc o tym co będzie w kolejnym miesiącu. Ba, nawet nie zawsze myślę, o kolejnym tygodniu. Nie ma sensu się do niczego przywiązywać, stąd też lekką rękę inwestuję ogromne sumy… – zamyślił się – Natomiast to co będę robić po pokazie, to w dużej mierze zależy od ciebie. Jeśli od razu polecisz do Grodziska, to i ja nie będę miał co tutaj robić…
-
Sorcha mknęła już autostradą z Ciuad de Bravo do Auterry mijając po drodze samochody, nie chciała się spóźnić. Myszy nie chciały współpracować, co spowalniało na zakrętach, ale była już bardzo blisko...
Sorcha na autostradzie -
-*chyba się zasiedzielismy. Czy ty masz się w co ubrać dziś? * - spojrzała na Wojciecha nie do końca wiedząc, czy też stracił poczucie czasu.
-muszę dziś wieczorem wrócić, obowiązki wzywają. Wzrokiem zaczęła szukać kelnerq, coby przyniósł rachunek.
-
– Istotnie już, ranek, ale w takim towarzystwie jak twoje czas zawsze płynie zaskakująco szybko. – lekko zabajerował graf – Pomożesz mi wybrać krawat? – spytał – Zastanawiam się pomiędzy dwoma wełniano-kaszmirowymi. Jeden jest cały ciemnoniebieski, a drugi w lekką granatową kratę.
Graf sięgnął do kieszeni, z której wyjął foliową koszulkę A4 pełną różnych banknotów. Wyjął kilka i zostawił uradowanemu kelnerowi, po czym wraz z wicehrabiną udali się lekko niepewnym krokiem do wynajętej tuż przy plaży willi – A jeśli chodzi o rzadkie loty do Grodziska, może uda mi się namówić Natalię, żeby użyczyła mi mojego odrzutowca…
Morze szumiało uspokajająco, a gwiazdy zapełniające do niedawna nieboskłon ustępowały powoli światłu wschodzącego słońca.
-
Jul patrzyła na rachunek... ale nic z niego nie wyczytała, cyferki na nim tańczyły dzikie tango. Wstała i poczuła, że w jej czaszce również i neurony dziko pląsają.
-Hmm.. cały ciemnoniebieski będzie bardziej ci pasował. I powinien być odpowiedni na tę okazję. I pasuje do mojej sukienki! - ostatni argument tak naprawdę był w jej mniemaniu najważniejszy - Musisz zdecydować! - wykrzyknęła ni stąd, ni zowąd - Albo zamykasz definitywnie przeszłość albo o nią walczysz! Stanie w rozkroku nikomu dobrze nie zrobiło!
Wychodząc złapała Wojciecha za ramię. Niech myśli, że jest fajny, chociaż w zasadzie tylko dzięki tej asekuracji dała radę prosto wyjść z knajpy.
-
Towarzystwo musiało przez te kilka godzin choć trochę przetrzeźwieć przed pokazem. Po wdzianiu eleganckich ubrań, jako że graf nie nadawał się do prowadzenia samochodu zamiast kabrioletem pojechali limuzyną z szoferem.
-
– Zobacz ile gwiazd! – zachwycił się graf, gdy wraz z wicehrabiną Altrimenti trzeźwieli już nad brzegiem morza, a ciepłe fale obmywały ich stopu – Widzisz te dwie jasne gwiazdy obok siebie? – graf wskazał na północną część nieboskłonu.
-
Gwiazdy plątały jej się w oczach. Oparła się o Wojciechowe ramię i przymknęła oczy. Szkoda sensu na szukanie celu w postaci 2 punktów.
Trwali tak, gdy usłyszała natężony dźwięk fal, jakby coś mocno plusnęło - Słyszałeś to? - zapytała Wojciecha. Zastanawiała się, czy to jakaś ryba, czy uczestnik imprezy. Wyobraźnia krzyczała, że to na pewno ktoś się topi...
-
Graf przytulił wicehrabinę Altrimenti i patrząc na konstelację Małego Węża zastanawiał się na ile jej zachowanie podyktowane jest ilością wypitego w ciągu ostatnich dni alkoholu. I tak miała mocną głowę, Król Dreamlandu w końcu odpadł. Nagle coś plusnęło nie tak daleko od nich, a wicehrabina spytała z lekkim przestrachem - Słyszałeś to? – a graf skierował wzrok w kierunku, z którego dobiegł ów dźwięk.
– Kurwa mać… – zaklął zrezygnowany po całym dniu graf. Na tafli lekko falującego morza, zaledwie kilkanaście metrów od nich, unosiło się zwrócone twarzą w dół ciało w wytwornej balowej sukni, będącej zapewne ostatnim krzykiem mody.
-
To wszystko działo się tak szybko! W jednej chwili, gdy ją przytulał, w głowie Jul rodziły się niecne, ale jakże emocjonujące scenariusze rozwoju dalszej akcji, od czasu rozwodu mocno brakowało jej damsko-męskich relacji, w drugiej zaś chwili gwałtownie wstał. Jul była zaskoczona, to prawda – słyszała jakiś dźwięk ale nie spodziewała się, że to może być coś poważnego.
Wojciech tymczasem w pośpiechu ściągał buty. Zrzucił z siebie marynarkę i zniknął w ciemności. W świetle księżyca widziała jego umięśnione, oblepione mokrą koszulą, barki. Płynnie poruszał się w wodzie, jej myśli znów odpłynęły w niebezpiecznym kierunku. Czar atmosfery prysnął, gdy wyłonił się z wody… ciągnąc… trupa?!
-Ja pierdole!!! - Jul krzyknęła przeraźliwie! – Co to? Czy to… żyje?
-
Ten pokaz mody był wyjątkowo pechowy. Zawsze ilekroć robiła się dobra atmosfera, ktoś musiał wszystko zepsuć. W nocy przed pokazem był to nachalny handlarz parasolami, na bankiecie najpierw Natalia, a potem Aluś rzygający przy cesarskim stole, a teraz jakieś ciało w rzece. Graf nie miał wyjścia.
Zdjął szybko marynarkę i spodnie, upewnił się że małe, metalowe pudełko jest zamknięte i znajduje się bezpieczne w marynarce, po czym rzucił się w morskie głębiny. Walcząc z falami i skutkami własnego nałogu wyciągnął na plażę ciało młodej, nieprzytomnej dziewczyny.
– Psiakrew… – spojrzał pytająco na wicehrabinę Altrimenti. W okolicy nie było żywego ducha. Tylko oni we dwoje i nieprzytomna dziewczyna. Cóż robić, co począć?
-
Może to nie przypadek, pomyślała Jul. Zawsze, gdy atmosfera robiła się gorąca, wszystko trafiał szlag. Tak, jak i teraz – z wody wynurzył się Wojciech, za sobą taszcząc kobiecą postać w sukni balowej. Jul była trzeźwa jak poranek. I zaczęła panikować. Owszem, czytała magazyn Teutońskiej Akademii Medycznej ale w tym momencie miała ziejącą dziurę zamiast pracującego mózgu. Co robić, gorączkowo myślała. Czy… to coś jeszcze żyje?
-Sprawdź, czy oddycha! – krzyknęła do Wojciecha, który był bliżej nie-wiadomo-czy-topielca.
-
Graf wyjął z kieszeni Teutońską Encyklopedię Chorób wydaną przez TAM, poszukując w niej jakiegoś wyjścia z tej jakże dramatycznej sytuacji. Korzystając z jakże szczegółowych i przejrzystych wskazówek jego bratanicy Joanny Izabeli, wykonał niezbędne badania i ustalił, że wyłowiona dziewczyna nie cierpi na skazę krasnobru, chorobę cesarską, chłonniaka dreamlandskiego, ani na białaczkę awarską. Niestety wszechwiedząca Joanna o topielcach nic nie napisała.
– Noż, kurwa mać! – warknął graf, rzucił na plażę Encyklopedię TAM-u i ze złością uderzył, niczym w swoje dawne biurko w Zielnyborze, w klatkę piersiową coraz bardziej sinej dziewczyny. I oto, co zadziwiające stał się cud. Dziewczyna gwałtownie wypluła wodę i ze świstem wciągnęła powietrze. Graf z ulgą usiadł na porzuconych wcześniej na piasku spodniach.