Hergolienowski Jarmark Bożonarodzeniowy 2020
-
Joanna Izabela widząc, że Maciej dostał autyzmu charakterystycznego dla linii Grafa Hergemona stwierdziła, że nie doczeka się odpowiedzi na zadane pytanie i wróciła na jarmark. Miała tylko nadzieje, że jej Wuj może zazna radości z namalowanych scenek na jego samochodzie. Tym razem postanowiła kupić wszystkim znaną gwiazdę teutońską, charakterystyczny kwiat który zakwita właśnie w tym okresie. Po czym zaczęła się zastanawiać w którą stronę do świątecznych przekąsek
-
Graf Hergemon już prawie doszedł do zielonego Bentleya, gdy wpadł na swoją bratanicę Joannę Izabelę zmierzającą w kierunku Jarmarku. – Cóż za niespodziewane spotkanie! – zakrzyknął mimo, że spotkanie nie dość, że było do przewidzenia, to wręcz należało się tego spodziewać, lecz takim okrzykiem przecież łatwiej zainaugurować konwersację – Nie widzieliśmy się chyba od pokazu mody w Auterze! Powiedziałbym, że wyrosłaś, ale jesteś już na takie teksty za stara, a poza tym nie wyrosłaś, nawet w tych butach. – roześmiał się ze swojego żartu, zwłaszcza że udało mu się wymyśleć żart niebywale kapeluszniczy i grzybowy – Mam coś specjalnie dla ciebie! – graf sięgnął do torby z bombkami i po chwili poszukiwań wręczył Joannie Izabeli ręcznie malowaną, drewnianą bombkę, na której artysta umieścił małego pingwina z fryzurą stylizowaną na Kim Jo Dzong, siedzącego samotnie, lecz z zawzięta miną, na ogromnym tronie.
-
Gdy na Joanne Izabele szła z ledwo co zakupionym wielkim kwiatkiem wpadła jakaś strasznie duża postać. Zastanawiała się kto to może być. W końcu większość jej poddanych raczej dygała jej z dystansu i zbytnio się do niej nie zbliżała. Dodatkowo jegomość swoimi źle obciętymi pazurami drasnął jej skórę i poczuła powoli wypływającą krew z rany. "Co za troglodyta, w ogólnie nie szanujący Hergolienowej krwi" pomyślała. Spojrzała znad kwiatka do góry, chociaż słysząc pierwsze zdanie już wiedziała kim on jest. Ten sarkastyczny ton poznała by wszędzie.
-Witaj...wuju. - powiedziała spokojnie - Widzę, że zawitałeś w końcu do nas.
W tej chwili Graf wyjął bombkę, która jak rozumiem miała być cynicznym przedstawieniem jej osoby.
-Dziękuje za prezent, na pewno powieszę na choince w naszym domu - na ostatnie dwa wyrazy położyła szczególny akcent.
Widząc, że kwiatek który niosła został nadłamany z słodkim uśmieszkiem wyciągnęła donice w stronę Grafa.
-Też mam dla ciebie prezent. Trzymaj! Idealnie pokazuje nasze rodzinne więzi.
A z jej rany, ze względu na chorobę cesarska, coraz więcej kropli krwi padało na ziemię... -
– Myślę, że w Waszym domu ta bombka będzie pasować idealnie. – graf spojrzał z góry na swoją bratanice. Trudy rządzenia odcisnęły na niej swoje piętno, wyglądała znacznie starzej niż kiedy widział ją ostatnio na pokazie mody, choć może to kwestia źle dobranej czerwonej kreacji, w czerwonym prawie każdy wygląda gorzej. Z radością przyjął podarowany mu kwiatek – Dziękuję, myślę że razem z Jul będziemy o niego potrafili zadbać, tak by mimo wszystko pięknie zakwitł! – graf miał już udać się do swojej limuzyny, gdy ze zdumieniem zauważył kapiącą z ręki bratanicy krew. Czyżby znowu samodzielne rządy ją przerosły i nie potrafiła sobie poradzić ze stresem? Graf pomyślał, że przynajmniej nie topi znowu smutków w alkoholu, tak jak na koronacji Alusia. Mimo to spytał z autentyczną troską w głosie – Asiu, znowu to robisz?
-
Joanna Izabela spojrzała się na grafa z znudzeniem
-Pytasz czy wykrwawiam się za Ciebie? No to jak za każdym razem - powiedziała z ironią
Nagle zza jej pleców zaczęły dochodzić miauknięcia, nie jedno, nie dwa, może dziesięć, może trochę więcej. No cóż, może TLGK nie zawsze chodziło za nią ale hasselandzkie cesarskie elpingi zawsze radziły sobie świetnie w wyczuwaniu bagna. Prawdę mówiąc, sama je wyczuła kiedy przez ten moment jej wuj jak zawsze złamał protokół i stanął jej na drodze. W połączeniu z jej krwią która właśnie plamiła ziemię, musiały się obudzić w nich mordercze instynkty żeby ją obronić.
-Wiesz co...rzuć ten kwiatek to ci się bardziej przyda - pośpiesznie wyjęła z torby perfumy "Teutoński lew" i popryskała nim Wojciecha, mając nadzieje że da jej to chociaż trochę czasu aby zapanować nad tymi małymi bestiami. -
Graf drapał największego elpinga za uchem, zresztą nie takie hasselandzkie bestie już poskramiał – Co za rozkoszny pieszczoch! – rzucił do bratanicy, udając że nie dostrzega jej dziwacznego zachowania. O Hergolenie, do reszty już jej odpierdoliło. Od kilku miesięcy miał wrażenie, że sytuacja ją przerasta i że zamiast kierować się własnym rozsądkiem miota się coraz bardziej słuchając nieprzychylnych podszeptów, ale nie sądził jednak, że aż tak bardzo straciła kontakt z rzeczywistością. Zdecydowanym chwytem zaciągnął bratanicę do budki z gorącą czekoladą, gdzie zamówił dwie, mocno ochrzcił ziołową wódką wyjęta z torby i podał jedną Joannie – Usiądź, napijmy się czekolady, W taki zimny dzień zrobi nam obojgu dobrze. – może faktycznie zbyt rzadko bywał w Teutonii?
-
Joanna Izabela cieszyła się, że wypsikała grafa perfumami które miały mieć zapach Króla-Seniora, zmyliło to elpingi. Widać jeszcze dało się uratować sytuacje zanim dobrały mu się do tętnicy. Oczywiście Wojciech jak zawsze uważał, że to jego niesamowity urok osobisty. Ze względu na to, że zapach bagna został zażegnany i jednak trochę go już nie widziała
postanowiła przystać na jego propozycje.
-Dobrze, wypijmy tą czekoladę tylko gorzką poproszę z duża ilością malin. -
- Może być też z malinami, ale prąd ważniejszy. Widzę, że dobrze ci zrobi. – graf zaciągnął się wonią perfum, którymi w przypływie ataku niezdiagnozowanego jeszcze pierdolca opryskała go bratanica. Zapach wskazywał, że kupiła je chyba dla jakiegoś wyjątkowo starego i pozbawionego już kontaktu z otoczeniem grzyba – Będziesz odwiedzać jakieś hospicjum, żeby ustawkę dla prasy na święta zrobić?
-
-W sumie prezent świąteczny dla Ciebie, który miałeś dostać w Wigilie. Możesz wziąć całą buteleczkę od razu. - odpowiedziała popijając gorącą czekoladę - Mam nadzieje, że ci się podoba, pasuje akurat do twojej osobowości.
Elping którego głaskał wcześniej Graf teraz bawił się jego gorącą czekoladą, próbując zrzucić jego kubek łapą ze stołu.
-
Graf wziął podaną mu buteleczkę starogrzybowych perfumów, powąchał i skrzywił się – Dziękuję za pamięć, ze skarpet też bym się ucieszył. – postawił buteleczkę na stole, tuż obok czekolady, pogłaskał elpinga i wziął nagrzany kubek w dłonie. – W Zielnyborze to dopiero były ostre zimy – zamyślił się i pociągnął łyk gorącej czekolady.
-
-W Zielnyborze nie bywałam za często. Wiesz trochę macie problem z dobrą drogą, już nie mówiąc że wcale mnie tam często nie zapraszałeś. Chociaż zamek byłby pewnie śliczny jakby go przystroić światełkami. Można by było napalić w kominku, a w środku sali balowej postawić wielką choinkę. Chociaż pewnie byś z tego marudził - Joanna wzięła elpinga na ręce i zaczęła go głaskać.
-
Graf zapatrzył się na wielką choinkę stojącą na środku Jarmarcznego placu. Ozdobiona była wyjątkowo na bogato i migotała istną feerią barw. – Na tym polegają wysokie góry, że nie da się dojechać pod drzwi autostradą. Mało kto znajdywał czas i chęci by tam gościć. Ale istotnie, dawno tam nie byłaś, skoro uważasz, że wystarczyłoby zapalić światełka i napalić w kominku. Zamek jest spustoszoną ruiną, a ostry, zimowy wiatr hula po jego wnętrzu, rozrzucając zniszczone dokumenty i obrazy oraz nakładając coraz większe warstwy śniegu. – graf bawił się łyżeczką, sprawdzając jak bardzo można ją wygiąć, zanim tani stop się podda i pęknie.
-
-Myślę, że to ty złe pamiętasz. Zamek jest opuszczony ale nie jest ruiną, wystarczy trochę pracy i chęci. Dach na pewno jest cały. Zawsze widzisz wszystko w czarnych barwach jak to człowiek z duchem starucha - Joanna Izabela zebrała kupkę śniegu i zaczęła z niej formować kulkę.
-
– Cóż, nie byłaś w Zamku gdy kolejno przetaczało się KSZ, a potem jakaś hołota krzycząca o zdradzie Zielnyboru. No ale wiadomo, w pałacu w Złotym Grodzie wygodniej. – łyżeczka przyjęła w końcu fantazyjny kształt zgodnie z oczekiwaniami grafa – Jeszcze jedną czekoladę? Mam Jagermeistra.
-
-Zdecydowanie za długo nie było cię w Twoim zamku - uśmiechnęła się przypominając sobie jak, że wysłała tam małą ekipę do załatwienia najważniejszych napraw - Zostaw na razie tą czekoladę przyda się na później - po tych słowach wycelowała kulką śniegu w ramię grafa i ją rzuciła.
-
Graf roześmiał się, pomimo tego niepokoiły go nagłe zmiany zachowania bratanicy (już zmiana nazwy na Cesarstwo wskazywała, że Joanna Izabela coraz bardziej pogrąża się w otchłani swoje szaleństwa), i strzepnął rozpryśnięty śnieg ze swojego ramienia – Jak ci się podobało w Leocji, nadal płaci się tam libertami?
-
-Zero radości z życia- zamotała do siebie - W Leocji było świetnie, wiesz uroczystości, teutońskie statki złożyły hołd, niby małe gesty, a cieszą. Od kiedy to lubisz rozmawiać o polityce? - nowy temat ją wybitnie nudził i zaczęła się zastanawiać czy z wujem mają jeszcze coś wspólnego. Może pora, aby wrócić do pałacu?
-
– To, że w czymś nie uczestniczę, nie znaczy jeszcze, że… – chciał odpowiedzieć graf, lecz zegar na wieży ratusza zaczął donośnie wybijać północ, a Joanna Izabela nerwowo spojrzała na dwie wskazówki skierowane na dwunastkę. Graf machnął z rezygnacją ręką – Późno już, a pewnie masz inne plany... Zresztą z samego rana mam samolot. – pogłaskał elpinga po głowie – Urocze stworzenia.
-
-Czyli nie zostajesz na dłużej? - wyczuwalna była nutka zawodu w jej głosie ale wiedziała, że planów Grafa nie da się zmienić więc dodała - Nie będę cię zatrzymywać.
Po czym zrobiła coś czego w zasadzie nie powinna. Szybko i niezręcznie przytuliła się do swojego wuja, co z boku musiał to wyglądać nieco komicznie.
-Faktycznie, te perfumy ci nie pasują, może jednak powinieneś używać "Hergemona" - powiedziała na odchodne.
Zaczęła wolnym krokiem iść w stronę pałacu, przywołując za sobą elpingi. Tylko, jeden ten którego głaskał Graf przez długi moment siedział na drodze i przyglądał się mu smutnymi oczkami, by po chwili pobiec za swoją panią. -
Graf odprowadził wzrokiem Joannę Izabelę, to dobrze że ciężar władzy nie zabił jeszcze do końca jej wewnętrznego dziecka. Spotkanie było zadziwiająco miłe, mimo problemów, które niewątpliwie trapiły Joannę. Westchnął, wziął torby ze sprawunkami i poszedł do swojego Bentleya. Kierowca kończył zmywać jakieś bohomazy i na widok grafa zrobił przepraszającą minę. Graf tylko machnął ręką, podał kierowcy zakupy i wsiadł do limuzyny.