Teplice
-
https://www.youtube.com/watch?v=DquxPwY91MI
Noc w Teplicach tego wiosennego czasu była czarna jak smoła w wiedźmiej kadzi. Strudzona ziemia parowała, unosząc kłęby pary nad brukowanymi ulicami. Rześka morska bryza roznosiła je nad zroszonymi zieleńcami. Cisza przerywana była sporadycznymi szeptami mieszkańców, którzy w pełni księżyca nie mogli spać, rozemocjonowani niedawnymi wydarzeniami toczącego się rajdu, i poszukując ukojenia wyglądali za okna. Pomiędzy uliczkami miasta przemykały cienie, widoczne tylko dla wprawnego obserwatora. Czy były to zbłąkane dusze? Czy zbudzeni z letargu demoniczni jeźdźcy? A może tylko ulatujące wspomnienia? Część z nich krążyla wokół starej nadpalonej katedry, która przez targane wojną nieszczęścia nie została jeszcze w pełni przywrócona do świetności.
Szepty stawały się coraz głośniejsze a szum kroków zaczął rozchodzić się echem po ścianach kamienic.
CISZA!
Głosy umilkły a drewniane wrota świątyni rozwarły się ze szczękiem, ukazując wnętrze rozświetlone wiecznym ogniem tysiąca świec. Przed ozłoconym ołtarzem stały dwie postacie, górujące niczym milczące statuły nad gromadzącym się tłumem.
Głucho wszędzie! Cicho wszędzie... Co to będzie? – zasyczała jedna z nich, stojąca z boku i skryta pod kapturem, spod którego wystawały czarne kaskady falistych włosów...
-
Druga zakapturzona postać stanęła przed zgromadzonym tłumem. W powietrzu był wyczuwalny strach. Niektórzy z obecnych sami byli świadkami objawienia się zmory, która trafiła do Unii Niepodległych Państw. Zielonooka kapłanka podeszła spokojnie do ołtarza, spojrzała na ludzi gromadzących u dołu i zawołała władczym tonem:
Czarne z gara płyną buchy
To gellonska jest zaraza
Wzywam was najcięższe duchy
Co zes w rajdzie wyszły z raza -
Spod chóru wyłoniła się kolejna zakapturzona postać i przeszła na plac przed katedrą głośno wołając:
Cóż to jest za bestia taka
Co się k'nam niechybnie zbliża
Koń co wiezie cień zombiaka
Dajcie kabel od prodiżaZamach tylko wezmę niechaj
W powietrzu już kabel śwista
A ty zarazo uciekaj
Słysząc jak potępion gwizda -
Wśród tłumu stoi postać ubrana w szarą pelerynę. Przysłuchuje się, kręci głową, wreszcie wychodzi przed szereg. Wtedy dopiero widać cóż to za przedziwny człek. Spód długiego, aż do samej ziemi, płaszcza nie widać mu nóg, a gdy idzie, tkanina wije się za nim pokaźnym trenem. Połowa jego twarzy jest niebiańsko piękna, a połowa piekielnie szpetna i wykrzywiona w paskudnym grymasie. Prawą dłoń ma jasną, smukłą i gładką, jak u kobiety, lewą zaś czarną, niby spaloną, wielką, przywodzącą na myśl zwierzęcą łapę, ale przy tym pokrzywioną i zakończoną połamanymi pazurami. Mówi głosami. Jednym śpiewnym, melodyjnym, miłym dla ucha, drugim charczącym, raz podobnym do gardłowego ryku, raz przechodzącym w wilczy skowyt.
ZDRAJCA
*Nie przepędzisz tak upiora,
Nędznym słowem, prostym gusłem,
To nielicha, harda zmora,
Nie płoszy sie taniem odpustem.Ledwie taki kto nie poznał,
Podłej myśli złej rozkoszy,
z plugastwa nie zaplótl stryczka,
Aniołek, poczciwa duszyczka
Wypłoszy zmorę tej nocy!* -
Wnet zerwał się wicher niosący stęchłe morowe powietrze. Zatańczył przed katedrą, wnosząc kurz i opadłe liście. Poprowadził do tańca szaty gromadzących się istot i prześliznął się do wnętrza katedry, gasząc część misternie podpalonych świec. W murach rozeszło się echo głosu zza światów. Świst i ryk przypominający tupot końskich kopyt i zgorzkniały oddech buchający z rozszerzonych nozdrzy. Kto wierzył, ten ujrzał, stworzenie półmartwe, ze zgniłym gellońskim ciałem okrytym strzępkami szty z numerem startowym numer 666!
To był ten czas. Wezwanie powiodło się. W murach kościoła rozległ się głos czarnowłosej zakapturzonej postaci.
Gellońska zaraza nas nawiedziła
Bezczelna niczego się nie bała
Slawońską katedrę odwiedziła
Czeka ją teraz kabałaNieproszonego gościa wypędzajcie
Mówcie przewiecznym gotykiem
Ziemię tę strudzoną ratujcie
Przed jej zgniłym dotykiem -
Zakapturzona postać wróciła do katedry i zawołała w kierunku zjawy:
Czego tu chcesz jeźdźcu śnięty?
Chcesz Sclavinii? Bądź przeklęty! -
Kapłanka spojrzała się na zdrajce. Duch ten mimo swojego podwójnego oblicza mógł przydać się w walce z Zjawa, która trafiła na ziemie Unii. Może dozna on w trakcie tego swojego oczyszczenia. Wyrzuty sumienia najbardziej szpecą, jednak teraz nadszedł czas wspólnej walki. Przynajmniej miała taka nadzieje.
Sztywne maniery głównego przeciwnika oraz bagienny swąd powodowały, ze co niektórzy zebrani osuwali się na ziemie. Jednak krew Hergoliena pomagała jej utrzymać przytomność. Żałowała, ze nikt z rodu nie przybył żeby ja wspomóc. Walka nigdy nie była tak trudna ale trzeba było ja podjąć dla dobra nas wszystkich.
Ty co bliźnich katujesz, wiezisz i wyrzynasz
I uśmiechasz się za dnia, mimo przewin swoich
Ty co walkę wszczynasz, a potem wypominasz
Zarzucając innym błąd osadów twoichWypędzamy ciebie zmoro, co zabawę tylko psujesz
Na gellonskie bagna wracaj, tam się pewnie lepiej czujesz -
O! Durniu Jaworznicki i Wałbrzyski!
Chwała tobie, panu świata!
Przyjm nasz dar z tej miski!Ty, który oszczędziłeś nas od kata!
Na chwałę twą pod Tauzenem!
Wbita została złota łopata!Ty, który obdarzasz nas tlenem!
Panie miłościwy i litościwy!
Ty, który chronisz przed benzenem!Przybył do nas zbój mściwy,
Khanda czarnego zły sługa,
Demon brudny i chciwy,Niech się stanie twa zasługa!
Demona niech zeżre bieługa! -
Demoniczny wierzchowiec zrzucił z siebie jeźdźca. Ten padł na ziemię i zaczął turlać się po niej w prawo i lewo. Błagalnymi ruchami wymachiwał rękami i jak każdy Gelloniec ugiął się w końcu przed obliczem Hergoliena wcielonego w kapłana. Ten miał wybór – litościwie dać mu odejść lub dobić go i skrócić jego cierpienia (oraz pozostałych). Zaś reszta osób obecnych w czasie ceremonii wiedziała, że może składać ofiary, by go wypędzić.
Teraz wybór kapłanowi pozostaje
Łaską go obdarzyć lub zniszczyć
Czy demon jeszcze na nogi postanie?
By dalej zabawę innym niszczyć?Czy może darami wszelakimi
W ofierze składanymi ufnie
I mocami Hergoliena wielkimi
Demona między oczy huknie? -
Kapłanka stwierdziła, ze skrócenie cierpienia by było za proste. Demon przecież miał swoich braci, którzy mogliby przybyć aby go pomścić. Wypędzenie wydawało się dobrym pomysłem - powie on o wielkości Hergelienowego rodu i będzie kulił się z przerażenia gdy tylko pomyśli jego nazwę.
Bądź maszkaro dziś przeklęty
Idź w otchłani żalu odmętyPo czym machnęła ręką tak jakby wypędzała niechcianego gościa.