Lądowanie w Ruhnhoff
-
Grafa obudziło dobijanie się do drzwi i tępy ból głowy. Wkurwiony otworzył drzwi, za którymi stał doręczyciel ze średniej wielkości paczką.
– Należy się 270 koron.
– Że co kurwa? – graf popisał się elokwencją.
– Przesyłka z Telezakupów Khando, należy się 270 koron.
– Niczego nie zamawiałem.
– Na pewno do nas dzwonił, skoro mam dla Pana paczkę.Graf wrócił się do jedynego pokoju i spojrzał w historię swojej Nokii. Faktycznie, dzwonił w nocy do tych oszustów. Szybko wyjął 270 koron i odebrał paczkę, ale doręczyciel i tak patrzył na niego jak na idiotę.
Otworzył paczkę, w środku znalazł 3 książki założyciela Telezakupów Khando "Divide et impera" oraz limitowaną szczotkę do kibla. Tył książek zdobiło dumne zdjęcie założyciela Telezakupów w Mitrze oraz napis "Wraca bestseller sprzed dekady!". Cisnął książki w róg pokoju, a szczotkę z namaszczeniem postawił przy sedesie.
– Alleluja! – rozległo się z mieszkania u góry, a dźwięki z dołu potwierdziły, że problemy gastryczne sąsiadów. nie były izolowane wyłącznie do wczorajszego wieczora.
-
Joanna Izabela w końcu doczołgała się na 7 pietro. Nawet nie wiedziała, że winda to taki wspaniały wynalazek dopóki obcas z nowej pary szpilek od
auterrskiego domu mody nie przegrał z dziurą w schodach. Zdenerwowana i bosa zapukała do mieszkania nr 78. -
Ledwie graf pokroił chleb i zaczął się przymierzać do posmarowania go pasztetem drobiowym o smaku pomidorów, a ktoś znowu zadzwonił do drzwi (być może robił to już wcześniej, ale dźwięk dzwonka mogła zagłuszać religijna ekstaza sąsiadów z góry). Zdenerwowany spodziewając się dalszych niepotrzebnych produktów z Telezakupów Khando, trzymając w ręce nóż upaprany pasztetem drobiowym o smaku pomidorów, gwałtownie otwarł drzwi wejściowe.
– Niczego już więcej od Was nie chciałem! – ryknął, po czym spojrzał przed siebie. Za zdumieniem spojrzał na czekająca na zewnątrz osobę, gdyż akurat jej się tutaj w ogóle nie spodziewał. – Aaa, to ty. Cześć, wejdź proszę.
-
Joanna Izabela weszła do mieszkanka Arcyksięcia, które wydawało się za ciasne jak na jego osobę. W przelocie spojrzała na nóź trzymany w jego ręce
– Słabe narzędzie zbrodni – skomentowała po czym skierowała się do pokoju które najbardziej przypominało pokój dzienny i widząc stan pomieszczenia wyrwało się jej - Na Hergoliena...Wojciechu... -
Graf poprawił koc narzucony na kanapę – Usiądź sobie, te chodzenie bez butów to, żeby być bliżej ludu, czy o co chodzi? – poszedł do kuchni – A co do narzędzia zbrodni, co chcesz, chleba z pasztetem drobiowym czy makreli? W ogóle kupiłem specjalnie dla ciebie książkę!
-
– Stwierdziłam, ze na bosaka to bliżej natury, natomiast jak zobaczysz u lokatorów czarne szpilki zdecydowanie za dobre jak na ten blok to daj mi znać. Za poczęstunek i książkę natomiast dziękuje - odpowiedziała siadając na kanapie - Powiedz mi po co to wszystko...
-
– Książka by ci się spodobała, bestseller założyciela Telezakupów Khando. Taka mało skomplikowana lektura, więc powinno ci się spodobać, opowiada historię o tym, jak można napuszczając na siebie ludzi sprawnie zarządzać przedsiębiorstwem przynajmniej do kolejnego rocznego sprawozdania finansowego. Dekadę temu to był absolutny hit w Sarmacji, potem nikt tego nie chciał czytać, a teraz znowu jest na topie. Sam będę czytać teraz już drugi raz. – Graf sięgnął po książkę z kupki pod ścianą i podał Królowej Teutonii egzemplarz "divide et impera" – Natomiast jeśli pytasz o sens życia, to odpowiedź jest przecież banalna, sensu nie ma.
-
Joanna Izabela wzięła prezent do ręki.
-Niech ci będzie, zajmie honorowe miejsc jak będziemy przyjmować poselstwo saramackie do tego czasu zostawimy ją gdzieś gdzie jej miejsce - odpowiedziała Królowa, a po chwili zapytała - Na poważnie zamierzasz przyjmować w tym lokalu studentów i jeść wątpliwej jakości odżywczej jedzenie? -
– Powinnaś z większym szacunkiem podchodzić do dzieł wybitnych przedsiębiorców sarmackich. – Graf właśnie kończył pałaszować chleb z pasztetem drobiowym o smaku pomidorowym (w istocie smak zapewniał sztuczny aromat, a kolor farba). Gdy zakończył konsumpcję wstał i podszedł do okna, skąd spojrzał na roztaczającą się z 7 piętra industrialną panoramę tej części Ruhnhoff.
– Nie spodziewam się, abym musiał kogoś tutaj przyjmować. – powiedział nadal patrząc w okno i stojąc plecami do Królowej – W istocie również twoja wizyta jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Odsunąłem się od polityki, wieść o wypowiedzeniu traktatu zastała mnie zresztą na Oceanie Mroźnym. Gospodarka Zielnyboru upadła, a prawie cały mój majątek mieści się w tej dużej torbie. – Graf wskazał ręką na płócienną torbę leżącą w rogu jedynego pokoju – Skoro nie chcesz niczego jeść, to może przynajmniej czegoś się napijesz?
-
– A masz coś innego do picia niż wódka? - spytała z przekąsem Joanna Izabela po czym uważniej zaczęła oglądać pokój Arcyksięcia. To co ją uderzyło to brak książek, tych opasłych tomów literatury teutońskiej które zawsze się jej z nim kojarzyły. Cała powierzchnia wydawała się aż za pusta i brak w niej było duszy. Żadnych zdjęć, papierów, obrazów i innych osobistych elementów. To czy było to wynikiem niedawnej przeprowadzki czy nowego stylu życia nie była wstanie odgadnąć.
-
– Znajdzie się herbata – Graf poszedł do kuchni, skąd przyniósł zimną herbatę w szklance znajdującej się w metalowym koszyku. Postawił herbatę na stoliku przed Joanną, po czym wrócił się do kuchni po czajnik, z którego dolał wrzątku – Tak wyszło, że nie zabawiłem długo w Dreamlandzie, a słyszałem, że zabawa była iście szampańska.
-
– Wydaje mi się, że bawiłeś się tam do rana. Chociaż możliwe, że były to tylko przewidzenia - wzięła łyk herbaty i mimo, że była ona mocno rozwodniona to dało się wyczuć znajomy aromat wanilii. Zdziwiona tym faktem spojrzała się to na nędzną szklankę, to na Arcyksięcia, a potem ponownie na szklankę. - Herbatę jednak przywiozłeś z Zielnyboru? - zadała pytanie, zastanawiając się czy to nie pora na wizytę u nadwornego lekarza.
-
– Nie wiem w sumie co to za herbata, była w tym mieszkaniu, z jakimś dziwnym cukrem. – odparł Graf – Zalałem wczoraj wieczorem i zapomniałem wypić. – Usiadł ponownie naprzeciwko Królowej, na starym stołku bez oparcia – Dobra, to powiedz w końcu co cię tutaj sprowadza, bo herbatę da się lepszą dostać w centrum.
-
Joanna Izabela spojrzała prosto w oczy Arcyksięciu. Powszechnie wiadomo, że członkowie rodu wyczuwają intencje osób gdy tylko spojrzą w te "okna duszy".
– Chciałabym żebyś wrócił do Zielnyboru, Zamku lub Pałacu Cesarskiego. Tam gdzie jest twoje miejsce. Jeżeli chcesz uciekać od polityki to zostaniesz zostawiony w spokoju. Niezależnie od naszych kłótni jesteśmy rodziną, a rodzina nie pozwala żeby jakiś jej członek żył w tym...czymś - mówiąc te słowa wskazała na pokój - Szczególnie, że wiem że to nie wynikają z fanaberii - ostatnie zdanie dodała niemal szeptem. -
Graf wybuchł szczerym śmiechem, tak głośnym, że piętro wyżej ucichły modlitwy, a piętro niżej odgłosy permanentnego srania, wstał ze starego zydla i poszedł po płócienną torbę. Wysypał na stolik przez Królową jego zawartość. Stery rulonów pozwijanych koron i libertów z wielkim trudem zmieściły się na stoliku. Spojrzał na Królową i protekcjonalnym tonem powiedział – Nawet w skarbie Królestwa nie masz tyle. – roześmiał się jeszcze raz – Chyba ciężko z wyżyn cesarskiego tronu dojrzeć własny lud, skoro ten lokal budzi u ciebie aż taką niechęć.
-
Nagle dało dosłyszeć się łomotanie w drzwi. Przed drzwiami do lokalu grafa stał jego syn ubrany w gustowny bawełniany dres i koszulkę z napisem "śmierć ks ʁosario". W prawej ręce trzymał 0,7 średniogatunkowej wódki, zaś w lewej torbę z logo sieci sklepów Chrabąszcz wypełnioną czipsami i paluszkami z kurczaka do odgrzania.
-
Królowa smutno spojrzała na Arcyksięcia
– Pieniądze to nie wszystko i nie o nie chodzi. Nie żyjesz tutaj po to aby poznać lud. Żyjesz tak ponieważ chcesz zanegować kim byleś. Próbujesz upodlić sam siebie, - Joanna Izabela wstała z kanapy i podeszła do syna Jakoba - Przestań robić sobie krzywdę. -
– Nie robię sobie krzywdy, żyje mi się tutaj całkiem nieźle… – zaczął graf, lecz jego wypowiedź przerwana została głośnym łomotaniem w drzwi. Zapewne już wcześniej ktoś się dobijał, ale najpierw zagłuszył to śmiech grafa, a potem wznowienie praktyk religijnych piętro wyżej i srania piętro niżej. Graf podszedł do drzwi, przygotowany na kolejną przesyłkę z Telezakupów Khando. Otworzył drzwi i ze zdumieniem odkrył, że na zewnątrz czeka lekko poirytowany Król Dreamlandu.
– Cześć, synu! Wchodź do środka! Rozmawiałeś po moim wyjeździe jeszcze z mamą? – wziął do ręki flaszkę wódki i zamknął drzwi za Królem – Brakuje tu mebli, usiądź proszę z Asią na kanapie. Nie w tej norze szkła, więc będziemy musieli pić z gwinta. – oznajmił, po czym zwrócił się do Królowej i dodał wspaniałomyślnie – Tobie możemy dolać do herbatki. Poza tym zobacz, tutaj przynajmniej mam z kim pogadać…
-
— Nie miałem okazji tatku - odrzekł król Dreamlandu po czym dostrzegłszy swoją krewną skinął głową w jej stronę. Zauważywszy, iż jest ubrana w elegancki płaszcz i louboutiny odnotował z uśmiechem w myślach, że nie dopasowała się do otoczenia. Z kieszeni spodni wyciągnął jeden kieliszek i wręczył go ojcu, po czym skierował swoje kroki ku kanapie, która cichym jęknięciem sprężyn oznajmiła, iż ktoś zajął na niej swoje miejsce.
— Tato - zaczął król z wahaniem - mogliśmy ci kupić coś podobnego w familokach na przedmieściach Tauzenu -
Graf zgarnął rulony ze stołu z powrotem do worka i rzucił go w kąt przy pozostałych dwóch książkach z Telezakupów Khando – W Tauzenie nie czułbym się jak w domu – odpowiedział Królowi – Kupiłem specjalnie z myślą o tobie książkę, napisał ją ten gość co założył Khando, znowu jest na Topie w Sarmacji.