Lądowanie w Ruhnhoff
-
Tani liniowy samolot twardo przyziemił na pasie w Ruhnhoff, ktoś krzyknął, ktoś się porzygał. Niewzruszony graf wziął swój bagaż podręczny i przeszedł do punktu odpraw. Użył prawdziwego paszportu, więc nadgorliwi celnicy w miarę szybko się odpierdolili.
Potem taryfą podjechał do jednej z nowszych dzielnic położonych przy centrum, gdzie wypatrzył ogłoszeniu najmu mieszkania. Po 30 minutach dzierżył już siatkę z zakupami oraz klucze do mieszkania przy ulicy Megawęża 7A/78. W klatce śmierdziało moczem, a winda wyglądała tak mało zachęcająco, że graf wspiął się na 7 piętro po zniszczonych schodach.
Mieszkanie było ciasne i duszne, w dodatku przez ściany z płyty wszystko było słychać, np. to że sąsiadka z mieszkania numer 32 przeżywa właśnie upojne chwile, a ktoś w mieszkaniu nr 45 ma właśnie sraczka, natomiast piętro wyżej rozlegały się głośne religijne śpiewy.
Graf puścił na cały regulator kanał Telezakupy Khando, na stole położył wędzoną makrelę we wczorajszej gazecie oraz flaszkę wódki. Ktoś jebał prętem w kaloryfer, na co ktoś, zapewne gdzieś na 3 piętrze, puścił głośnie techniawkę. Graf otworzył gazetę, napił się wódki z gwinta i zagryzł obrzydliwą makrelą.
-
Nietypowy gość w murach imigranckiego blokowiska w Ruhnhoff zbudził niezdrowe zainteresowanie. Plotki o jegomościu co prawda zarośniętym i podartych ubraniach jednak bez aury typowego menela szerzyły się z szybkością gellońskiej zarazy. Widać było, że wuj królowej próbował nieudolnie wmieszać się w tłum naiwnie wierząc że mu się uda. Joanna Izabela westchnęła stojąc przed blokowiskiem, nie łudziła się że nikt jej nie rozpozna, jednak dla swojego lepszego samopoczucia zdjęła z palca pierścień związany z jej władzą królewską i zawiesiła go na szyi, tak aby nie był widoczny. Po czym wkroczyła do obskurnej klatki schodowej gdzie na 7 piętrze podobno przebywał członek jej rodziny.
-
Graf po połowie makreli z większym zainteresowaniem oglądał Telezakupy Khando. Sympatyczna dupeczka oferowała właśnie uniwersalny kefasodysk, który miał dawać ulgę przy sraczce i zatwardzeniu. Graf podgłośnił telewizor, gdyż odgłosy mszy z góry zagłuszały nawet odgłos srania z dołu, a wielce zaintrygowało go to, że jeśli zamówi w ciagu 3 minut, to w cenie jednego kefasodysku otrzyma 3, a nadto limitowaną szczotkę do kibla.
-
Grafa obudziło dobijanie się do drzwi i tępy ból głowy. Wkurwiony otworzył drzwi, za którymi stał doręczyciel ze średniej wielkości paczką.
– Należy się 270 koron.
– Że co kurwa? – graf popisał się elokwencją.
– Przesyłka z Telezakupów Khando, należy się 270 koron.
– Niczego nie zamawiałem.
– Na pewno do nas dzwonił, skoro mam dla Pana paczkę.Graf wrócił się do jedynego pokoju i spojrzał w historię swojej Nokii. Faktycznie, dzwonił w nocy do tych oszustów. Szybko wyjął 270 koron i odebrał paczkę, ale doręczyciel i tak patrzył na niego jak na idiotę.
Otworzył paczkę, w środku znalazł 3 książki założyciela Telezakupów Khando "Divide et impera" oraz limitowaną szczotkę do kibla. Tył książek zdobiło dumne zdjęcie założyciela Telezakupów w Mitrze oraz napis "Wraca bestseller sprzed dekady!". Cisnął książki w róg pokoju, a szczotkę z namaszczeniem postawił przy sedesie.
– Alleluja! – rozległo się z mieszkania u góry, a dźwięki z dołu potwierdziły, że problemy gastryczne sąsiadów. nie były izolowane wyłącznie do wczorajszego wieczora.
-
Joanna Izabela w końcu doczołgała się na 7 pietro. Nawet nie wiedziała, że winda to taki wspaniały wynalazek dopóki obcas z nowej pary szpilek od
auterrskiego domu mody nie przegrał z dziurą w schodach. Zdenerwowana i bosa zapukała do mieszkania nr 78. -
Ledwie graf pokroił chleb i zaczął się przymierzać do posmarowania go pasztetem drobiowym o smaku pomidorów, a ktoś znowu zadzwonił do drzwi (być może robił to już wcześniej, ale dźwięk dzwonka mogła zagłuszać religijna ekstaza sąsiadów z góry). Zdenerwowany spodziewając się dalszych niepotrzebnych produktów z Telezakupów Khando, trzymając w ręce nóż upaprany pasztetem drobiowym o smaku pomidorów, gwałtownie otwarł drzwi wejściowe.
– Niczego już więcej od Was nie chciałem! – ryknął, po czym spojrzał przed siebie. Za zdumieniem spojrzał na czekająca na zewnątrz osobę, gdyż akurat jej się tutaj w ogóle nie spodziewał. – Aaa, to ty. Cześć, wejdź proszę.
-
Joanna Izabela weszła do mieszkanka Arcyksięcia, które wydawało się za ciasne jak na jego osobę. W przelocie spojrzała na nóź trzymany w jego ręce
– Słabe narzędzie zbrodni – skomentowała po czym skierowała się do pokoju które najbardziej przypominało pokój dzienny i widząc stan pomieszczenia wyrwało się jej - Na Hergoliena...Wojciechu... -
Graf poprawił koc narzucony na kanapę – Usiądź sobie, te chodzenie bez butów to, żeby być bliżej ludu, czy o co chodzi? – poszedł do kuchni – A co do narzędzia zbrodni, co chcesz, chleba z pasztetem drobiowym czy makreli? W ogóle kupiłem specjalnie dla ciebie książkę!
-
– Stwierdziłam, ze na bosaka to bliżej natury, natomiast jak zobaczysz u lokatorów czarne szpilki zdecydowanie za dobre jak na ten blok to daj mi znać. Za poczęstunek i książkę natomiast dziękuje - odpowiedziała siadając na kanapie - Powiedz mi po co to wszystko...
-
– Książka by ci się spodobała, bestseller założyciela Telezakupów Khando. Taka mało skomplikowana lektura, więc powinno ci się spodobać, opowiada historię o tym, jak można napuszczając na siebie ludzi sprawnie zarządzać przedsiębiorstwem przynajmniej do kolejnego rocznego sprawozdania finansowego. Dekadę temu to był absolutny hit w Sarmacji, potem nikt tego nie chciał czytać, a teraz znowu jest na topie. Sam będę czytać teraz już drugi raz. – Graf sięgnął po książkę z kupki pod ścianą i podał Królowej Teutonii egzemplarz "divide et impera" – Natomiast jeśli pytasz o sens życia, to odpowiedź jest przecież banalna, sensu nie ma.
-
Joanna Izabela wzięła prezent do ręki.
-Niech ci będzie, zajmie honorowe miejsc jak będziemy przyjmować poselstwo saramackie do tego czasu zostawimy ją gdzieś gdzie jej miejsce - odpowiedziała Królowa, a po chwili zapytała - Na poważnie zamierzasz przyjmować w tym lokalu studentów i jeść wątpliwej jakości odżywczej jedzenie? -
– Powinnaś z większym szacunkiem podchodzić do dzieł wybitnych przedsiębiorców sarmackich. – Graf właśnie kończył pałaszować chleb z pasztetem drobiowym o smaku pomidorowym (w istocie smak zapewniał sztuczny aromat, a kolor farba). Gdy zakończył konsumpcję wstał i podszedł do okna, skąd spojrzał na roztaczającą się z 7 piętra industrialną panoramę tej części Ruhnhoff.
– Nie spodziewam się, abym musiał kogoś tutaj przyjmować. – powiedział nadal patrząc w okno i stojąc plecami do Królowej – W istocie również twoja wizyta jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Odsunąłem się od polityki, wieść o wypowiedzeniu traktatu zastała mnie zresztą na Oceanie Mroźnym. Gospodarka Zielnyboru upadła, a prawie cały mój majątek mieści się w tej dużej torbie. – Graf wskazał ręką na płócienną torbę leżącą w rogu jedynego pokoju – Skoro nie chcesz niczego jeść, to może przynajmniej czegoś się napijesz?
-
– A masz coś innego do picia niż wódka? - spytała z przekąsem Joanna Izabela po czym uważniej zaczęła oglądać pokój Arcyksięcia. To co ją uderzyło to brak książek, tych opasłych tomów literatury teutońskiej które zawsze się jej z nim kojarzyły. Cała powierzchnia wydawała się aż za pusta i brak w niej było duszy. Żadnych zdjęć, papierów, obrazów i innych osobistych elementów. To czy było to wynikiem niedawnej przeprowadzki czy nowego stylu życia nie była wstanie odgadnąć.
-
– Znajdzie się herbata – Graf poszedł do kuchni, skąd przyniósł zimną herbatę w szklance znajdującej się w metalowym koszyku. Postawił herbatę na stoliku przed Joanną, po czym wrócił się do kuchni po czajnik, z którego dolał wrzątku – Tak wyszło, że nie zabawiłem długo w Dreamlandzie, a słyszałem, że zabawa była iście szampańska.
-
– Wydaje mi się, że bawiłeś się tam do rana. Chociaż możliwe, że były to tylko przewidzenia - wzięła łyk herbaty i mimo, że była ona mocno rozwodniona to dało się wyczuć znajomy aromat wanilii. Zdziwiona tym faktem spojrzała się to na nędzną szklankę, to na Arcyksięcia, a potem ponownie na szklankę. - Herbatę jednak przywiozłeś z Zielnyboru? - zadała pytanie, zastanawiając się czy to nie pora na wizytę u nadwornego lekarza.
-
– Nie wiem w sumie co to za herbata, była w tym mieszkaniu, z jakimś dziwnym cukrem. – odparł Graf – Zalałem wczoraj wieczorem i zapomniałem wypić. – Usiadł ponownie naprzeciwko Królowej, na starym stołku bez oparcia – Dobra, to powiedz w końcu co cię tutaj sprowadza, bo herbatę da się lepszą dostać w centrum.
-
Joanna Izabela spojrzała prosto w oczy Arcyksięciu. Powszechnie wiadomo, że członkowie rodu wyczuwają intencje osób gdy tylko spojrzą w te "okna duszy".
– Chciałabym żebyś wrócił do Zielnyboru, Zamku lub Pałacu Cesarskiego. Tam gdzie jest twoje miejsce. Jeżeli chcesz uciekać od polityki to zostaniesz zostawiony w spokoju. Niezależnie od naszych kłótni jesteśmy rodziną, a rodzina nie pozwala żeby jakiś jej członek żył w tym...czymś - mówiąc te słowa wskazała na pokój - Szczególnie, że wiem że to nie wynikają z fanaberii - ostatnie zdanie dodała niemal szeptem. -
Graf wybuchł szczerym śmiechem, tak głośnym, że piętro wyżej ucichły modlitwy, a piętro niżej odgłosy permanentnego srania, wstał ze starego zydla i poszedł po płócienną torbę. Wysypał na stolik przez Królową jego zawartość. Stery rulonów pozwijanych koron i libertów z wielkim trudem zmieściły się na stoliku. Spojrzał na Królową i protekcjonalnym tonem powiedział – Nawet w skarbie Królestwa nie masz tyle. – roześmiał się jeszcze raz – Chyba ciężko z wyżyn cesarskiego tronu dojrzeć własny lud, skoro ten lokal budzi u ciebie aż taką niechęć.
-
Nagle dało dosłyszeć się łomotanie w drzwi. Przed drzwiami do lokalu grafa stał jego syn ubrany w gustowny bawełniany dres i koszulkę z napisem "śmierć ks ʁosario". W prawej ręce trzymał 0,7 średniogatunkowej wódki, zaś w lewej torbę z logo sieci sklepów Chrabąszcz wypełnioną czipsami i paluszkami z kurczaka do odgrzania.
-
Królowa smutno spojrzała na Arcyksięcia
– Pieniądze to nie wszystko i nie o nie chodzi. Nie żyjesz tutaj po to aby poznać lud. Żyjesz tak ponieważ chcesz zanegować kim byleś. Próbujesz upodlić sam siebie, - Joanna Izabela wstała z kanapy i podeszła do syna Jakoba - Przestań robić sobie krzywdę.