-
– Będę pamiętać o twojej propozycji, ale liczę jednak na łut szczęścia w moich inwestycjach. – uśmiechnął się graf – Co do wina, to wydaje mi się, że jesteśmy już bliżej końca nić początku – dodał z jeszcze szerszym uśmiechem dając kelnerowi znak, że potrzeba pilnie kolejnej butelki – Nie mam pojęcia, o której to jutro jest, ale myślę, że nie będziemy szczególnie wyczekiwani, i nasze spóźnienie nikogo nie zasmuci. Znając Natalię, to zacznie o jakieś pogańskiej porze, typu dwunasta rano. Zastanawiam się co powinienem ubrać... Jaka jest woda w morzu? – zwrócił się na koniec do kelnera, który właśnie przyniósł kolejną butelkę i nalewał po kieliszku – Wyjątkowo ciepła!
-
-Wojciech! - znów musiała się roześmiać - nie po to przyleciałam, by spóźnić się na pokaz mody! Przecież nie wejdziemy na salę, gdy prezentowana będzie ostatnie kreacja! Nie będę potem wiedzieć, jakie są trendy...
Zdziwiła się, że permanentnie dobrze ubranemu grafowi nie zależy na obecności na wydarzeniu, na którym hipotetycznie zależeć mu powinno. A może tylko gra? Zachowywał się tego wieczoru dosyć jednak atypowo. -Co będziesz robił po pokazie? Zostajesz w Auterze? Jaki jest twój kolejny cel? I co to za interesy, o których mówisz? - zalała go falą wypowiedzi mając nadzieję, że zapamięta pytania.
-
– Najwyżej ominie nas widok kilku facetów ubranych jak klauni i kilku dziewczyn potykających się o własne nogi. Na raut na pewno zdążymy. – graf uśmiechnął się szelmowsko – Co do twoich rozlicznych pytań, to żyję z dnia na dzień, nie myśląc o tym co będzie w kolejnym miesiącu. Ba, nawet nie zawsze myślę, o kolejnym tygodniu. Nie ma sensu się do niczego przywiązywać, stąd też lekką rękę inwestuję ogromne sumy… – zamyślił się – Natomiast to co będę robić po pokazie, to w dużej mierze zależy od ciebie. Jeśli od razu polecisz do Grodziska, to i ja nie będę miał co tutaj robić…
-
Sorcha mknęła już autostradą z Ciuad de Bravo do Auterry mijając po drodze samochody, nie chciała się spóźnić. Myszy nie chciały współpracować, co spowalniało na zakrętach, ale była już bardzo blisko...
Sorcha na autostradzie -
-*chyba się zasiedzielismy. Czy ty masz się w co ubrać dziś? * - spojrzała na Wojciecha nie do końca wiedząc, czy też stracił poczucie czasu.
-muszę dziś wieczorem wrócić, obowiązki wzywają. Wzrokiem zaczęła szukać kelnerq, coby przyniósł rachunek.
-
– Istotnie już, ranek, ale w takim towarzystwie jak twoje czas zawsze płynie zaskakująco szybko. – lekko zabajerował graf – Pomożesz mi wybrać krawat? – spytał – Zastanawiam się pomiędzy dwoma wełniano-kaszmirowymi. Jeden jest cały ciemnoniebieski, a drugi w lekką granatową kratę.
Graf sięgnął do kieszeni, z której wyjął foliową koszulkę A4 pełną różnych banknotów. Wyjął kilka i zostawił uradowanemu kelnerowi, po czym wraz z wicehrabiną udali się lekko niepewnym krokiem do wynajętej tuż przy plaży willi – A jeśli chodzi o rzadkie loty do Grodziska, może uda mi się namówić Natalię, żeby użyczyła mi mojego odrzutowca…
Morze szumiało uspokajająco, a gwiazdy zapełniające do niedawna nieboskłon ustępowały powoli światłu wschodzącego słońca.
-
Jul patrzyła na rachunek... ale nic z niego nie wyczytała, cyferki na nim tańczyły dzikie tango. Wstała i poczuła, że w jej czaszce również i neurony dziko pląsają.
-Hmm.. cały ciemnoniebieski będzie bardziej ci pasował. I powinien być odpowiedni na tę okazję. I pasuje do mojej sukienki! - ostatni argument tak naprawdę był w jej mniemaniu najważniejszy - Musisz zdecydować! - wykrzyknęła ni stąd, ni zowąd - Albo zamykasz definitywnie przeszłość albo o nią walczysz! Stanie w rozkroku nikomu dobrze nie zrobiło!
Wychodząc złapała Wojciecha za ramię. Niech myśli, że jest fajny, chociaż w zasadzie tylko dzięki tej asekuracji dała radę prosto wyjść z knajpy.
-
Towarzystwo musiało przez te kilka godzin choć trochę przetrzeźwieć przed pokazem. Po wdzianiu eleganckich ubrań, jako że graf nie nadawał się do prowadzenia samochodu zamiast kabrioletem pojechali limuzyną z szoferem.
-
– Zobacz ile gwiazd! – zachwycił się graf, gdy wraz z wicehrabiną Altrimenti trzeźwieli już nad brzegiem morza, a ciepłe fale obmywały ich stopu – Widzisz te dwie jasne gwiazdy obok siebie? – graf wskazał na północną część nieboskłonu.
-
Gwiazdy plątały jej się w oczach. Oparła się o Wojciechowe ramię i przymknęła oczy. Szkoda sensu na szukanie celu w postaci 2 punktów.
Trwali tak, gdy usłyszała natężony dźwięk fal, jakby coś mocno plusnęło - Słyszałeś to? - zapytała Wojciecha. Zastanawiała się, czy to jakaś ryba, czy uczestnik imprezy. Wyobraźnia krzyczała, że to na pewno ktoś się topi...
-
Graf przytulił wicehrabinę Altrimenti i patrząc na konstelację Małego Węża zastanawiał się na ile jej zachowanie podyktowane jest ilością wypitego w ciągu ostatnich dni alkoholu. I tak miała mocną głowę, Król Dreamlandu w końcu odpadł. Nagle coś plusnęło nie tak daleko od nich, a wicehrabina spytała z lekkim przestrachem - Słyszałeś to? – a graf skierował wzrok w kierunku, z którego dobiegł ów dźwięk.
– Kurwa mać… – zaklął zrezygnowany po całym dniu graf. Na tafli lekko falującego morza, zaledwie kilkanaście metrów od nich, unosiło się zwrócone twarzą w dół ciało w wytwornej balowej sukni, będącej zapewne ostatnim krzykiem mody.
-
To wszystko działo się tak szybko! W jednej chwili, gdy ją przytulał, w głowie Jul rodziły się niecne, ale jakże emocjonujące scenariusze rozwoju dalszej akcji, od czasu rozwodu mocno brakowało jej damsko-męskich relacji, w drugiej zaś chwili gwałtownie wstał. Jul była zaskoczona, to prawda – słyszała jakiś dźwięk ale nie spodziewała się, że to może być coś poważnego.
Wojciech tymczasem w pośpiechu ściągał buty. Zrzucił z siebie marynarkę i zniknął w ciemności. W świetle księżyca widziała jego umięśnione, oblepione mokrą koszulą, barki. Płynnie poruszał się w wodzie, jej myśli znów odpłynęły w niebezpiecznym kierunku. Czar atmosfery prysnął, gdy wyłonił się z wody… ciągnąc… trupa?!
-Ja pierdole!!! - Jul krzyknęła przeraźliwie! – Co to? Czy to… żyje?
-
Ten pokaz mody był wyjątkowo pechowy. Zawsze ilekroć robiła się dobra atmosfera, ktoś musiał wszystko zepsuć. W nocy przed pokazem był to nachalny handlarz parasolami, na bankiecie najpierw Natalia, a potem Aluś rzygający przy cesarskim stole, a teraz jakieś ciało w rzece. Graf nie miał wyjścia.
Zdjął szybko marynarkę i spodnie, upewnił się że małe, metalowe pudełko jest zamknięte i znajduje się bezpieczne w marynarce, po czym rzucił się w morskie głębiny. Walcząc z falami i skutkami własnego nałogu wyciągnął na plażę ciało młodej, nieprzytomnej dziewczyny.
– Psiakrew… – spojrzał pytająco na wicehrabinę Altrimenti. W okolicy nie było żywego ducha. Tylko oni we dwoje i nieprzytomna dziewczyna. Cóż robić, co począć?
-
Może to nie przypadek, pomyślała Jul. Zawsze, gdy atmosfera robiła się gorąca, wszystko trafiał szlag. Tak, jak i teraz – z wody wynurzył się Wojciech, za sobą taszcząc kobiecą postać w sukni balowej. Jul była trzeźwa jak poranek. I zaczęła panikować. Owszem, czytała magazyn Teutońskiej Akademii Medycznej ale w tym momencie miała ziejącą dziurę zamiast pracującego mózgu. Co robić, gorączkowo myślała. Czy… to coś jeszcze żyje?
-Sprawdź, czy oddycha! – krzyknęła do Wojciecha, który był bliżej nie-wiadomo-czy-topielca.
-
Graf wyjął z kieszeni Teutońską Encyklopedię Chorób wydaną przez TAM, poszukując w niej jakiegoś wyjścia z tej jakże dramatycznej sytuacji. Korzystając z jakże szczegółowych i przejrzystych wskazówek jego bratanicy Joanny Izabeli, wykonał niezbędne badania i ustalił, że wyłowiona dziewczyna nie cierpi na skazę krasnobru, chorobę cesarską, chłonniaka dreamlandskiego, ani na białaczkę awarską. Niestety wszechwiedząca Joanna o topielcach nic nie napisała.
– Noż, kurwa mać! – warknął graf, rzucił na plażę Encyklopedię TAM-u i ze złością uderzył, niczym w swoje dawne biurko w Zielnyborze, w klatkę piersiową coraz bardziej sinej dziewczyny. I oto, co zadziwiające stał się cud. Dziewczyna gwałtownie wypluła wodę i ze świstem wciągnęła powietrze. Graf z ulgą usiadł na porzuconych wcześniej na piasku spodniach.
-
Wojciech był bez spodni. Miał na sobie jasnoniebieskie slipy, które w tym momencie mokre przylegały do ciała… Tu leży chyba-martwy człowiek, mózg Jul bezlitośnie sprowadzał ją na ziemię.
W czasie rzeczywistym, gdy wkurwiony Wojciech szukał w książce, jak wykonać pierwszą pomoc w takim wypadku, Jul wykonała telefon do TAM, by przysłali specjalistów. Nagle Wojciech uderzył kobietę prawie-umarłą w klatkę piersiową, i ona się ocknęła. Uff, jednak żyje. Przekręciła się na piasek i powoli wstała.
-Jesteś bohaterem! – Jul krzyknęła do Wojciecha! -
Graf Hergemon słysząc okrzyk wicehrabiny Altrimenti poczuł się oczywiście dumny jak paw. Zamierzał właśnie udawać fałszywą skromność oraz że od początku wiedział co robi, gdy uratowania dziewczyna nagle wstała i ucałowała go w policzek.
– Dziękuję mój bohaterze – krzyknęła, głos był piskliwi i raczej nie świadczył o nadmiernej inteligencji świeżo reanimowanej – Czy pokaz mody nadal trwa?
Graf oraz wicehrabina spojrzeli ze zdumieniem na tę idiotkę. W końcu graf kiwnął głową, trudno powiedzieć czy w odpowiedzi, czy też jako swoisty komentarz do absurdalności całej tej sytuacji. Uratowana poprawiła mokrą suknię i zaczęła nawijać:
– Najnowsza moda! Wyższe sfery! Savoir vivre! Książęta! Hrabiowie! Królowie! Majętni Cudzoziemcy! Splendor! Gratulacje! Uściski Dłoni! Zdolni Projektanci! Cesarzowa! Wytworne Maniery! Prawdziwe Elity! Baronowie! Kulturalne Toasty! Small Talk Przy Brunchu! Networking! Wicehrabiny! Książęta Seniorzy! Pochwały! Tytuły! Ordery! – wykrzyczała jednym tchem swoim piskliwym głosem i nie zwracają uwagi na grafa i wicehrabinę popędziła do Domu Mody Auterra.
Graf Hergemon spojrzał ostatni raz za zaginionym duchem tego bankietu i wymacał w kieszeni marynarki malutkie pudełko, te same które starannie schował zanim rzucił się w odmęty. Na szczęście pozostawało suche i nieuszkodzone, zawartości zatem nic się chyba nie stało. Graf spojrzał na swoje mokre ubranie, nadal wystraszoną wicehrabinę i nocny plener plaży. Lepszej okazji chyba już nie będzie.
Wprawdzie ręce grafa na wskutek uwolnionej adrenaliny trzęsły się lekko, jednak troskliwie przetarł pudełko i delikatnie je otworzył. Na całe szczęście zawartość nie uległa uszkodzeniu, czego bardzo się obawiał po ostatnich przygodach. Tylko tego brakowało by w tym nieszczęsnym dniu.
W końcu spojrzał na siedzącą obok wicehrabinę Altrimenti, która kierowała na niego pełne zachwytu i zainteresowania spojrzenie – Zapalisz? Wiśniowe Djarumy, specjalny import. Na szczęście nie zamokły. – powiedział z delikatnym uśmiechem i skierował w kierunku wicehrabiny otwartą cygarnicę – Myślę, że tobie też dobrze zrobi. – dodał.
-
Tragikomizm tej sytuacji przerósł wszelkie wyobrażenia. Wyłowione ciało, reanimacja, zaskakujący zwrot akcji. Noc była długa, już świtało. Przedłużony pobyt w Auterze obfitował w tak wiele krzywych akcji, że Jul chciała już odpocząć w swojej posiadłości w Górach Smoczych.
Wyciągnęła dłoń po djaruma. Wojciech miał rację, tego potrzebowała.
-Z samego rana mam samolot do Grodziska - rzekła do towarzysza - myślałam, że mnie odwieziesz... ale jesteś cały mokry! pożyczysz mi kierowcę z limuzyną? Oddam w nienaruszonym stanie - zaśmiała się - zarówno kierowcę, jak i limuzynę.
-
Graf zaciągnął się papierosem, zapach wiśni przypominał minione lato, słychać było świerczenie wymieszanych z tytoniem goździków, a dym przyjemnie wędrował po płucach. Graf odchylił na chwilę głowę do tyłu i patrząc w lekko wirujące wypuścił po chwili dym. Spojrzał ze smutkiem na wicehrabinę Altrimenti, na cały ten otaczający ich bajzel.
– Jul… – zaczął łapiąc delikatnie za dłoń wicehrabiny – …wszystko się tym razem spierdoliło. Nie tak to miało wyglądać. Przepraszam. – puścił dłoń wicehrabiny i jeszcze raz zaciągnął się głęboko dymem tytoniowym, patrząc gdzieś bardzo daleko przed siebie, w jakiś punkt gdzie nieboskłon stykał się w z falującym morzem, a myślami będąc znacznie, znacznie dalej. Bił się z myślami, aż w końcu zamiast spytać czy wszystko mogło potoczyć się inaczej powiedział tylko – Bentley jest do twojej dyspozycji.
-
Nie ma się co oszukiwać. Jul nie czuła się dobrze na terenie Unii, szczególnie po tak długim czasie tu spędzonym. Wojciech z kolei unikał sarmackich terytoriów. Była to niezaprzeczalna prawda.
-Wojciech! To były pełne przygód dni, jak za starych, dobrych czasów! - zaczęła zamyślona Jul - ale wszystko, co dobre mija! Liczę, że niebawem mnie odwiedzisz!.
Pomachała mężczyźnie i wskoczyła do samochodu, który szybko pomknął w stronę lotniska.