@natalia-helena-von-lichtenstein
-- Niedaleko. Chodźmy. - powiedział krótko Vanderlei i spojrzał na Natalię, po czym wyciągnął do niej rękę i uśmiechał się, gdy ona w mig odczytała jego intencje i w odpowiedzi podała mu swoją dłoń.
Ruszyli w głąb lasu niewielką ścieżką wijącą się wśród wysokich, przyprószonych białym puchem drzew. Krystalicznie czyste, mroźne, powietrze zapewniało doskonały widok na przyrodę pogrążona w zimowym śnie. Śnieg trzeszczał pod ich butami, a zruszone gałązki rozsypywały dookoła mieniący się srebrzysty pył - zimny i orzeźwiający.
Po kilku minutach wyszli na sporą polanę. Vanderlei odetchnął z ulgą, ciesząc się, że dobrze zapamiętał otrzymane instrukcje i trafił w umówione miejsce. Co więcej, już z tej odległości doskonale widział, że 'Podróżnik' kolejny raz sprawił się doskonale.
Na środku polany stały duże drewniane sanie, niezwykle ozdobne, mające kształt złotego lwa. Zaprzęgnięto do nich trzy niewielkie, ale niezwykle krępe loardyjskie konie stepowe, a każdy z nich miał założoną uprząż zdobioną drogimi kamieniami, wstążkami i pawimi piórami. Powoził nimi pachołek siedzący w zagłębieniu znajdującym się w szyi lwa. Ubrany był w złotą liberię, na którą narzucony miał płaszcz z ciemno-zielonego aksamitu, spięty pod szyją złotymi sprzączkami. Na prawej piersi płaszcza dało się zobaczyć wyszywanego zielonego lwa teutońskiego trzymającego w łapach węża, herb Vanderleia.
Widząc idącą parę, woźnica zeskoczył na ziemię jak oparzony i stanął na baczność, kłaniając się im nisko. Vanderlei i Natalia podeszli do sań. W środku wyłożone były futrami dzikich zwierząt oraz fikuśnie haftowanymi narzutami przedstawiającymi sceny z historii Teutonii. Na siedzisku leżał duży, skórzany bukłak z grzanym winem, a obok niego dwa kubki.
Prefekt podał rękę swojej towarzyszce i pomógł jej wejść do środka, po czym sam wskoczył za nią i otulił Natalię jedną z narzut, podszytą sobolim futrem, przedstawiającą scenę z bitwy o Argon Cux. Gdy miał pewność, że jego partnerka nie zmarznie, wziął bukłak i nalał im po pełnym kubku aromatycznego grzańca.
-- Po spacerze trzeba się rozgrzać! Za nas! - wzniósł toast patrząc na Teutonkę.
Potem sam siadł obok niej, okrył się skórą niedźwiedzia i krzyknął na woźnicę:
-- Pal z bata!
Pachołek, który ponownie siedział już w lwiej szyi, zakręcił batem i wystrzelił, a konie zerwały się z miejsca do biegu. Zimne powietrze pędem uderzyło o ich twarze, więc zaniemówili i słychać było tylko świst zmarzłego śniegu pod płozami, parskanie koni, tętent i krzyk woźnicy. Sanie gnały jak wicher. Śnieg migotał, jakby ktoś sypał nań iskry, a stada wron przelatywały przed saniami wśród bezlistnych drzew, kracząc ile sił w ich ptasich płucach.
-- Dobrze Ci? Nie marzniesz? - Vanderlei pochylił się nad Natalią, obejmując ją ręką.