Dworek Wittelsbach
-
Karty? Albo gra w szczerość lub wyzwanie? Dobrze. Popieram. Zatem co myślą inni? - odpowiedział Michał zapytując.
-
Spotkanie trwało i w końcu Michał spojrzał na zegarek.
-- O jacie, już taka godzina? Wybaczcie, ale będę musiał udać się do portu w celu odebrania mojego auta, które przypłynęło dziś z Monarchii Austro-Wegierskiej. - To powiedziawszy, wstał z krzesełka, na którym siedział, odłożył kieliszek na tacę znajdującą się na stoliku i poszedł do holu. Założył kapelusz i jeszcze zanim wyszedł, powiedział:
-- Do zobaczenia za godzinę.
Po upływie wspomnianej godziny, a nawet krócej, brama do dworku otworzyła się ponownie i przejechało przez nią nowiutkie Bugatti Type 41 Royale. Niezbyt szybko, ostrożnie, z wyczuciem zaparkował go Michał obok budynku. Wysiadł i jeszcze chwilkę popatrzył na swoje cudo.
-
Natalia stała w swojej sypialni przed lustrem. W rękach trzymała zafoliowaną kreację królowej śniegu, napawając się jej urokiem, zanim zostanie oddana w ręce nowego właściciela. Westchnąwszy zawiesiła wieszak na żyrandolu i usiadła przy toaletce. Przyjrzała się swojemu odbiciu. Białej cerze, ciemnej oprawie oczu i fantazyjnym kolczykom na uszach. Otworzyła pamiętnik i zaczęła pisać piórem:
„Pokaz Mody był przełomowy. Tego dnia uświadomiłam sobie, którędy podąża moja ścieżka…”
Chwyciła czarny czepek zakonny z pufy, przyłożyła do głowy i znów spojrzała w swoje odbicie. Jej oczy mieniły się łzami.
„Nie mnie pisana jest miłość. Muszę odkupić winy młodości. Uczynię to przez wierną służbę w czystości w imię Jej Cesarskiej Mości…”
Skierowała wzrok na szybę okienną, o którą zacinał rzęsisty deszcz.
-- Vanderlei… - powiedziała do siebie na głos, gdy pokój rozświetlił błysk pioruna i zagłuszył grzmot. - Vanderlei… gdybyś tylko chciał…
Zamknęła pamiętnik z hukiem. Czas wyjeżdżać z dworku. Zanim zakon zostanie ukonstytuowany, mam jeszcze czas na wyjazd do Rzeczpospolitej.
-
W Dwórku Wittelsbach czekał na Natalie prezent. Nie wiadomo było kiedy do niego powróci jednak paczuszka z biżuterią oraz bilecik z podpisem JI czekał na powrót gospodyni.
-
Natalia wreszcie zajechała po długiej podróży pod swój dworek. Śnieg pod kołami powozu skrzypiał głośno, nieubity. W środku światła były pogaszone, od dłuższego czasu nikt tu nie bywał. Służba miała wolne do odwołania, a Natalia zapomniała całkowicie o tym, by ją ponownie wezwać. Stangert otworzył jej drzwiczki i pomógł wysiąść, podając dłoń. Skorzystała z jego propozycji i podała mu ukrytą pod welwetową rękawiczką dłoń.
-
Zajmę się powozem za chwilę. Najpierw zawołam po lokaja i służbę. Niech się uwijają. – powiedział stangret.
-
Dziękuję, Alfredzie Boryno. Twoja pomoc jest nieoceniona. – odpowiedziała, uśmiechając się do niego szczerze i z wdziękiem.
Po tych słowach ruszyła schodkami do wejścia. Chuchnęła w dłonie kilka razy. Było naprawdę mroźno tego dnia. Już miała chwycić za klamkę, gdy pod nogami zauważyła ukryte w śniegu zawiniątko. Podniosła je i otrzepała ze śniegu. W środku znalazła zdumiewająco piękny naszyjnik i kolczyki z inskrypcją Jej Cesarskiej Mości. Rozpromieniła się szczerze i przytuliła biżuterię do siebie.
„Jakie to czasy nastały, że to kobiety muszą się obdarowywać?” – pomyślała i otworzyła drzwi do dworku.
W środku panowała cisza i chłód. Musiała trochę poczekać, zanim ktoś napali w piecu. Czas na powrót zadomowić się w swoim dworku. Tylko co z nim zrobić, gdy już dołączy do zakonu?
-
-
Natalia, zainspirowana tym, jak pięknie urządziła pałac Jej Cesarska Mość, czym prędzej wyciągnęła z poddasza zakurzone pudła pełne ozdób świątecznych. Po dłuższym czasie i sporej gimnastyce, udało jej się ozdobić salon w dworku. W tym roku królują kolory bieli i zieleni.
Po tym rozpaliła ogień w kominku, nalała sobie kieliszek dobrego wina i rozłożyła się wygodnie na niedźwiedziej skórze. Popijając rozmyślała o tym wszystkim, co wydarzyło się w tak krótkim czasie od jej powrotu.
Najbardziej żałowała, że musi siedzieć w tymi piękny zimowy wieczór sama. Gdyby nie wczorajsze wydarzenia, być morze leżałaby tu teraz z Alfredem vel Charlemange. Pogłaskała futro wypielęgnowaną dłonią. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że Pan Charlemange jest przemiłym człowiekiem i mogłaby naprawdę poważnie potraktować ich związek, gdyby nie to, że krótko się znali i nie tyle obawiała się prawdy o jego zamiarach, co tego, że to o niego się martwiła. Nie chciałaby, aby przeżył zawód, poznając jej naturę i przeszłość. Nie zamierzał on jednak o nią walczyć, więc… chyba nie było o czym mówić.
Czy mógłby tu zatem leżeć z nią Pan Michał Potocki? Musiała przyznać, że miał dużo odwagi, stylu i gracji. A i nie brakowało mu majętności. Zapewne wbiła mu sztylet w serce swoim zachowaniem. Musiała jednak to uczynić, by nie żałował jeszcze bardziej, gdy dołączyłaby do zakonu.
Co byłoby zatem, gdyby leżał tu z nią Wojciech? Były chyba zawsze wzbudza pewne zainteresowanie. Nie chciała jednak myśleć o nim ani chwili dłużej. Z tego, co było jej wiadomo, siedział teraz u Pani Juliette.
Natalia wypiła kieliszek do końca, zrobiło jej się gorąco, a na policzki wstąpił rumieniec.
„Jeszcze bardziej szkoda, że Pan Vanderlei tak łatwo rzuca słowa i obelgi na wiatr… wpływając na toczące się wydarzenia.” – pomyślała, zastanawiając się, czy nalać sobie jeszcze jednego.
-
Ludwik przejeżdżał koło Auterry, chcąc w drodze na Jarmark pozwiedzać trochę Teutonii.
-Może zajedziemy odwiedzić Natalię do Dworku? - zapytał partnerki, ale miarowy oddech dochodzący z siedzenia pasażera uświadomił Ludwikowi że raczej nie uzyska w tym momencie odpowiedzi. -
Natalia założyła na głowę puszystą, wełnianą czapkę i grube rękawiczki na ręce. Stanęła przed lustrem i obejrzała jeszcze raz swoje odbicie w pięknym kożuszku. Zamrugała oczami kilka razy i uśmiechnęła się do siebie. Właśnie miała wychodzić na umówione spotkanie z Jej Cesarską Mością, ale ten sam strój zamierzała założyć na zbliżający się jarmark. Mogło być zimno w ten zimowy czas, więc musiała zadbać o to, by na dłuższym spacerze nie wyziębiła się. Wprawdzie liczyła na to, że jej osoba towarzysząca ogrzeje ją swoimi gorącymi objęciami. Ale bezpieczny zawsze ubezpieczony. Bo tyle miało dziać się niebawem. Po jarmarku jeszcze wigilia u Alusia. Tyle wydarzeń towarzyskich w jednym czasie.
Ukontentowana pomyślała jeszcze raz o swojej osobie towarzyszącej, gdy skierowała kroki w kozaczkach do drzwi wyjściowych. Zbliżając się do powozu zrobiło jej się gorąco z ekscytacji. Naprawdę przykro by jej było, gdyby została wystawiona do wiatru na Jarmarku. I tak zamierzała dobrze się bawić, nawet, jeśli samej, ale jednak…
Wskoczyła do powozu i wyglądając z okienka zauważyła przejeżdżającego Ludwika Tomovicia. Wychyliła się z okna uradowana tym niecodziennym widokiem w okolicach dworku. Zamachała głośno i krzyknęła:
-- Ludwiku! – zakrzyknęła głośno, aż chmurka gorącego powietrza z jej buzi buchnęła wokoło. – CZEŚĆ! – krzyknęła, machnęła ręką i… ups! Straciła równowagę, nie zdążyła złapać się krawędzi okna i… bum! Wypadła, zanurzając się głową w pobliską, miękką zaspę, z której wystawały tylko dwie, kopiące i szamoczące się nóżki.
-- PANI! – ryknął przerażony stangret Alfred. Czym prędzej pomógł jej wydostać się ze śniegu. Gdy tylko łapiąc ją za biodra wyciągnął ją na powierzchnię, przetoczyli się trochę po śliskim śniegu i usiedli tak, patrząc na siebie. Roześmiali się w głos.
-- Wygląda na to… - mówiła dalej Natalia, próbując nieudolnie wstać z powrotem na nogi. – … że moje starania o wygląd spełzły na niczym. Makijaż się rozpuścił. – zaśmiała się jeszcze raz. Otrzepała pobieżnie ze śniegu i wsiadła z powrotem do powozu. – Jedźmy, Alf!
-
Do dworku na białym osiołku przyjechał nie kto inny, tylko Maciej II, w ręku trzymał gałązkę oliwną, służba rozsypywała przed wierzchowcem drogę z liści palmowych. Nie schodząc z osła, zatrzymał się na eleganckim podjeździe (takim z rondem) i krzyknął pod oknem: "O Natalio! Czy podpiszesz ze mną święty kontrakt zaręczynowy?"
-
Po niedługim, a jakże intensywnym pobycie w Bazylei, bryczka w końcu zajechała przed front dworku. Natalia siedziała w środku pogrążona w myślach. Nawet nie zauważyłaby, że już dojechała na miejsce, gdyby nie to, że Alfred otworzył drzwiczki pojazdu.
-- Pani! Jak wspaniale, że jest Pani z powrotem! – zakrzyknął szczerze ucieszony z jej widoku.
I ona odwzajemniła uśmiech, choć był jeszcze nieobecny. Powrót ze świata myśli zawsze trwał jeszcze chwilę, zanim wracała w pełni do rzeczywistości. Podparta jego ręką wysiadła na zaśnieżony podjazd.
-- Pani Natalio, nie uwierzy Pani, co tu się wyprawiało pod Pani nieobecność. – zaczął Alfred, podążając przed Natalią i otwierając dla niej drzwi wejściowe. – Przybył tu na białym ośle jakiś typiarz z Dreamlandu i zaczął wykrzykiwać jakieś bzdury. Chyba był doszczętnie pijany. – mówił z przejęciem, zdejmując Natalii płaszcz z pleców. – Ale myśmy go przegonili. Psy spuścili i won!
Natalia posłała Alfredowi rozbawione spojrzenie. Uśmiechnęła się nawet szeroko.
-- Kto to był? – zapytała zaciekawiona.
-- Nie mam pojęcia, ale … - zniżył głos i powiedział szeptem. - … przyszedł prosić o rękę Pani, a przecie Pani nie wzięłaby sobie Dreamlandczyka choćby … - szukał dobrego słowa. - …choćby świat na głowie stanął. Bo Pani to przyzwoita kobieta.Natalia znów uśmiechnęła się szeroko.
-- Pani musi sobie wziąć Teutończyka. Jak należy się. Jak tradycja nakazuje.
-- Wojciech był Teutończykiem i co z tego?
-- No, no i co? Zły był? – zapytał Alfred oburzony, bo zawsze lubił swojego dawnego Pana. Razem pijali różne trunki wieczorami.
-- Niby nie. – odparła. – A Nasza Cesarska Mość bierze Baridajczyka.
-- I to DUŻY błąd, Pani Natalio. – znowu zniżył głos. – O nim to nawet i gorsze rzeczy mówią. - pochylił się do ucha Natalii i coś jej wyszeptał, na co ta zaśmiała się już w głos. -
Ludwik ostatnio często przebywał w Teutonii w interesach. Sunąc autostradą myślał o wielu przyjaznych mu miejscach - czy i Dworek Wittelsbach do nich należy? - rozmyślał, zastanawiając się czy złożyć wizytę
-
@ludwik-tomović Gdybym akurat nie pykał fajki z @Ignats-ik-Ruth na biesiadzie, którą nota bene Szanowny Gubernator organizował, to zabrał bym się na przejażdżkę razem z Szanownym i też pewnie bym się zastanawiał czy Jej Wysokość @Natalia-Helena-von-Lichtenstein akurat jest w dworku, czy jej nie ma.
-
Poranny lot z Poddębic do Auterry liniowym RCAirbusem przebiegł spokojnie. Żadnych turbulencji, chcących się spoufalać podróżnych ani nachalnych stewardes. Nie-niepokojony przez nikogo mógł więc trochę odpocząć, a trochę poszerzyć horyzonty, czytając o nowy o technikach tortur w toku śledztwa.
Dochodziła 10 rano, gdy samolot przyziemił na płycie lotniska im. Piotra Artura, po czym dostojnie zakołował do miejsca postoju i ospale zatrzymał się. Vanderlei miał ze sobą jedynie mały bagaż podręczny więc niespiesznie przygotowywał się do opuszczenia pokładu. Nie chciał zresztą rzucać się w oczy. To nie była wizyta oficjalna i wolał pozostać na tyle anonimowy, na ile tylko było to możliwe.
Po kilkunastu minutach stał już przed terminalem przylotów. Wszędzie leżał śnieg i było dosyć mroźnie, cieszył się więc, że uwierzył prognozom i wzial ciepłe ubrania, mimo że kojarzył Auterre raczej z ciepłymi klimatami. 'No cóż, jak widać po secesji klimat wszędzie się zmienił' - pomyślał.
Już zawczasu, planując swoją podróż do Loardii, poczynił pewne starania, by zapewnić sobie na miejscu wszystko, czego potrzebował do realizacji planów.
Włączył telefon i zadzwonił do kontaktu operacyjnego sarmackich służb specjalnych w Teutonii. Tajny Współpracownik o pseudonimie 'Podróżnik' był oddanym oficerem wywiadu, dostarczającym Księstwu cennych informacji i zawsze służącym pomocą, więc Prefekt wiedział, że może na niego liczyć. Nie zmieniało to jednak faktu, iż niektóre z jego życzeń były tym razem dosyć niecodzienne, toteż odetchnął z ulgą, gdy rozmówca zadeklarował, że udało się załatwić wszystko, o co prosił.
Pierwszym na liście życzeń był samochód, który miał już na niego czekać na parkingu pod lotniskiem. Poszedł we wskazane mu miejsce i z zadowoleniem stwierdził, że auto rzeczywiście stało, co więcej prezentowało się znakomicie:
http://img.sarmacja.org/thumbs/550/3Eu19cc6.jpg
Wsiadł za kierownicę. Na siedzeniu pasażera leżał bukiet, czyli jego życzenie numer dwa:
http://img.sarmacja.org/thumbs/550/N4F0B3nB.jpg
'Doskonale' - Podróżnik spisał się naprawdę wzorowo. Vanderlei odpalił silnik, a samochód przyjemnie zamruczał.
Podróż trwała około godziny. Mknął przez ośnieżone stepy Loardii, a czarny mustang musiał w tej scenerii wyglądać, jak mały punkcik pośrodku białego bezkresu.
Gdy dotarł na miejsce było wciąż dosyć wcześnie, dochodziła 11. To dobrze. Miał dzisiaj dużo do zrobienia i potrzebował do tego niemal całego dnia. Wziął kwiaty i ruszył w stronę Dworku Wittelsbach.
Energicznie zapukał do drzwi...
-
Po krótkiej chwili drzwi otworzyła pokojówka w stroju typowym dla swego zawodu. Obejrzała osobę, która stała przed wejściem, od stóp do głów. Potem jej wzrok padł na kwiaty. I na auto, którym przyjechała. Nawet, jeśli coś powiedział, nie zwróciła na to większej uwagi. Odwróciła się i krzyknęła w stronę holu.
-- Panie Alfredzie. Jeszcze jeden z kwiatami. Spuścić psy? – zakrzyknęła.
Wtedy z gabinetu po prawej od wejścia wyłoniła się pośpiesznie Natalia.
-- Alinko, nie! – zakrzyknęła za nią spłoszona.
Spodziewała się, że tego dnia ktoś mógłby ją odwiedzić. Zapowiadał się z wizytą na dniach Ludwik Tomović oraz Pan Michał Potocki wspominał o planach przybycia. Gdy stanęła w progu, zamarła jednak zaskoczona i trochę zmieszana. Podniosła brwi, ale uśmiechnęła się mimowolnie.
-– O… oh. Dzień dobry. Vanderlei. – powiedziała, prostując się i machinalnie gładząc lekko włosy. – Przepraszam za … - rzuciła Alinie gromkie spojrzenie, na którego widok dziewczyna natychmiast podreptała do salonu, by wrócić do swoich obowiązków. - … normalnie nie przepędzamy nikogo psami. – zaśmiała się zakłopotana. – Zresztą moje psy na pewno od razu by cię polubiły!
-
@natalia-helena-von-lichtenstein
Otworzyła mu służąca. Trochę go to zdziwiło, bo choć wiedział, że Natalia mieszka w okazałym dworze, zupełnie nie spodziewał się służby. Stal więc teraz zaskoczony, w progu, z kwiatami w ręku i z niezbyt mądrą, zdziwioną miną, a drogę zagradzała mu jakaś kobiecina w stroju pokojówki, która coś gderała, może do niego, może nie do niego - tego mówiąc szczerze nie wiedział, bo zupełnie jej nie słuchał wodząc oczami w poszukiwaniu pani domu.
Natalia na szczęście pojawiła się chwilę później, gdy poziom konsternacji był jeszcze stosunkowo nieduży i przegoniła służkę hen do innych spraw. Spojrzał na nią i uśmiechnął się cynicznie:
-- Natalia, dobrze Cię widzieć! Mało brakowało, a nie przeszedłbym selekcji twojego komitetu powitalnego - powiódł wzrokiem w kierunku, w którym podreptała slużaca - Wyjechałaś z Bazylei tak szybko, że nie zdążyliśmy się pożegnać. Sama rozumiesz, że nie mogłem przejść nad tym do porządku dziennego. Postanowiłem więc zrobić Ci niespodziankę i przyjechać. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Tym razem nie znalazłem niestety nigdzie żadnego stroika, więc ten bukiet musi stanowić wystarczająco godny ersatz - podniósł kwiaty i udał przepraszającą minę - Mogę wejść?
-
Z każdym kolejnym słowem Vanderleia, na ustach Natalii pojawiał się coraz szerszy, ukontentowany uśmiech. Wzięła kwiaty do rąk, pociągnęła nosem ich słodki zapach, opuszczając powieki skromnie. Trudno jej było już ukryć swoje zadowolenie. Jak niewiele trzeba było, by ją ucieszyć. Kwiaty zamiast stroika!
-- Dziękuję. – odpowiedziała, po czym zbliżyła się do Vanderleia i pocałowała go w policzek. Po tym odsłoniła przejście do środka. Tak, jakby bez kwiatów wstęp był wzbroniony. – Oczywiście zapraszam!
Służba wzięła od Vanderleia płaszcz, dzięki czemu nieskrępowany mógł przejść dalej do dworku, którego wystrój był jasny i pozytywny. Bardzo dziewczęcy. Natalia poprowadziła go w lewo w przestronnego salonu. W kąciku obok białego fortepianu stała dwuosobowa sofka i wygodny, uszaty fotel.
Gospodyni włożyła kwiaty do wazonu na stoliku. Pogładziła je rękami z uczuciem, a potem pstryknęła palcami na lokaja. Nie minęła minuta, a ten wjechał z barkiem i oczekiwał na polecenia. Natalia zasiadła na dwuosobowej sofce, Vanderleiowi pozostawiając wybór swojego miejsca.
-- Czego miałbyś ochotę się napić? – zapytała. Lokaj postawił przed nią kawę i ciasteczka korzenne. – Może jesteś głodny po podróży? Jeśli tak, to zaraz poproszę kuchenną o przygotowanie drugiego śniadania. – powiedziała i czuła wciąż pewną sztywność, więc zdecydowała się rozpocząć jakiś temat. – Właśnie miałam wybrać się do ogrodu ulepić bałwana. Pierwszego w tym sezonie. W Bazylei nie będziesz miał takiej okazji. – zaproponowała, puszczając do niego oczko.
-
@natalia-helena-von-lichtenstein
Przyjęła od niego kwiaty, po czym cofnęła się, zapraszając go do środka. Zdjął płaszcz. Ubrany był w ciemnogranatową wełnianą marynarkę klubową, kaszmirowy butelkowo-zielony golf oraz popielate tweedowe spodnie ( ). Zdecydowanie za ciepło na przesiadywanie w domu, ale nie przejmował się tym - miał tu przecież spędzić tylko chwilę.
Poszedł za Natalią do salonu i wygodnie rozsiadł się na szerokim, miękkim fotelu. Nie miał zresztą za bardzo wyboru - na małym szezlongu, na którym przycupnęła Pani Domu, z całą pewnością nie dałoby się wygodnie siedzieć we dwoje.
Był głodny, od rana nic nie jadł, więc propozycję gospodyni przyjął z wdzięcznością, mając jednocześnie nadzieję, że nie była kurtuazyjna.
-- Z przyjemnością napiję się kawy, a i strawą nie pogardzę waćpanna! Ostatni posiłek jadłem na lotnisku w Poddębicach i zgłodniałem na tyle, by skusić się na jakowyś loardyjski przysmak! - odparł jowialnie, próbując żartobliwie dostosować się do klimatu dworku.
W ułamku sekund spoważniał jednak. Spiął mięśnie twarzy, wyprostował się na fotelu i przeszył Natalię wzrokiem z grobową miną:
--Tak naprawdę nie zabawię tu długo. I Ty też raczej nie. Nie przyjechałem w odwiedziny. Przyjechałem Cię porwać...Zrobił pauzę. Nastała ciężka, zalegająca, przedłużającą się w nieskończoność cisza. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Vanderlei rozpromienił się i wyszczerzył do Teutonki swoje śnieżnobiałe żeby w szerokim uśmiechu.
-- Dasz się porwać, Moja Droga? - spytał figlarne puszczając do niej oko.
-
Służba nawet nie czekała na rozkaz. Lokaj słysząc rozmowę ruszył do kuchni.
Gdy Vanderlei wspomniał o porwaniu, Natalia uśmiechnęła się zza filiżanki kawy filuternie, rzucając spojrzeniem wyzwanie. Uznała to oczywiście za droczenie się. Gdy jednak zamilkł, przemknęło jej przez głowę, że być może jednak nie żartuje.
-- Ależ oczywiście. – zażartowała, spoglądając na zegarek . – Tylko przed czy po jedzeniu? Nie chcę się spóźnić! – dodała.
-
@natalia-helena-von-lichtenstein
-- To zależy, na co masz większy apetyt - na obiad czy przygodę. Na pewno jednak po drugim śniadaniu! - to mówiąc Vanderlei wymownie spojrzał w stronę kuchni, gdzie zniknął służący.
-
Natalia uśmiechnęła się pod nosem. Nie powiedziała jednak na głos, na co tak naprawdę miała największą ochotę i o czym pomyślała.
Niebawem okrągły stolik pod oknem został nakryty gustowną zastawą i służba wniosła posiłki. Była to sałatka z wędzonym łososiem i orzeszkami, roladki z ciasta francuskiego oraz lekkie kanapeczki z różnymi pastami.
Natalia zaprowadziła swojego gościa do stołu, gdzie mogli jeszcze porozmawiać przy posiłku.-- Miło mi, że udało ci się koniec końców zawitać w moim dworku. – zaczęła, zbierając się do tego, by jednak przeprowadzić rozmowę na inne tory. – Szkoda, że … - zaczęła, ale wycofała się z tego jednak. – Mam nadzieję, że… - zaczęła znów, ale ponownie nie dokończyła. Zagryzła kanapkę, żeby ukryć skrępowanie. – Gdyby… - powiedziała, opuściła wzrok i kaszlnęła lekko. – Przepraszam. Ciężko myśli mi się przed dwunastą. – wykręciła się. – Jak smakują kanapeczki?