Hergolienowski Jarmark Bożonarodzeniowy 2020
-
@natalia-helena-von-lichtenstein Spacer był miły, bardzo miły. Szli przed siebie w ciszy, ale nie była to cisza z natury cisz kłopotliwych, raczej cisza szlachetna, piękna w swojej naturalności, niezmącona wymuszonymi, niewiele wnoszącymi rozmowami, które w dzisiejszych czasach ludzie tak bardzo czują się zobowiązani prowadzić niezależnie od miejsca i okoliczności.
Podczas spaceru zobaczył kilka znajomych twarzy, a raczej - niegdyś znajomych, obenie zaś - najbardziej obcych z całej gradacji obcości, jaką tylko człowiek może sobie ułożyć. W pewnym momencie zdawało mu się nawet, że pod choinką dostrzegł swojego ojca. August był bardzo wycofanym człowiekiem, wiecznie zamyślonym, spoglądającym na świat smutnymi oczami - zatroskanymi nawet, jeśli akurat się śmiał, co akuratnie w jego przypadku było nader nieczęste... 'Ojcze, obyś znalazł swoje miejsce' - pomyślał Vanderlei i poczuł lekkie szarpnięcie za rękaw. Natalia wyraznie zboczyła z kursu, ciągnac go subtelnie ale zdecydowanie w kierunku kramu z grzanym winem.
Siedli przy drewnianym stoliki, w miejscu, z ktorego roztaczał się widok na cały otaczający ich gwar. Natalia wyjęła papierosy. Zapalił chętnie. Lubił smak tytoniu, lubil dym wciskający się w najdrobniejsze oskrzeliki jego ciała i opuszczający je pióropuszem biało-siwej mgły. Lubił wreszcie świadomość, że ta zakazana przyjemność powoli go zabija.
Chciała coś powiedzieć, zbierała się, składając w myślach kolejne słowa. Wreszcie się odważyła. 'Jesteś spięty, dlaczego?', spytała, niby od niechcenia.
'Jestem zdrajcą wśród ludzi, których ja uważam za zdrajców. Jest noc, a w mroku zawsze czają się jakieś upiory', powiedział uśmiechając się lekko i patrząc jej głęboko w oczy. Następnie zaciągnął się, pozwalając, by pauza była wyraźna i oczyszczająca. Wypuścił dym.
'Jakie upiory kryją się w Tobie, Natalio? Wiesz przecież, że oboje jesteśmy dzisiaj dla siebie zarówno łowcami jak i zwierzyną. Jeśli uważasz więc, że mnie upolujesz, to zanim zaczniesz strzelać, miej świadomość, ze ja liczę dokladnie na to samo wobec Ciebie'. Uśmiechał się i podniósł kubek z grzanym winem. 'Za nas?'
-
Graf Hergemon pojawił się na jarmarku dosłownie tylko na chwilę i wyłącznie by poczuć klimat świąt i zimy w Złotym Rogu, a przy okazji kupić jakieś estetyczne ozdoby świąteczne, będące rękodziełem oferowanym przez starszych Teutończyków, których nie stać na wykupienie straganu w centrum jarmaku. Do tego oczywiście zamierzał przy okazji kupić jakiś ziołowy alkohol, adekwatny do nadchodzącej mroźnej zimy. Położenie straganów z takimi produktami bardzo grafowi odpowiadało, bowiem ani z nikim nie był umówiony, ani też nie za bardzo wiedział o czym mógłby porozmawiać, gdyby jednak natrafił na kogoś znajomego.
Kupił więc dwie butelki atrakcyjnie pachnącego alkoholu (po wszcześniejszej degustacji), a na kolejnym straganie wybrał bombki pomalowane w pingwiny odgrywające różne scenki dnia codziennego. Przykładowo na jednej bombce pingwin pędził z torbą pełną listów, nie dostrzegając tego, że zapomniał ją zamknąć przez co listy wylatują z torby i tańczą na wietrze. Graf chwycił torby ze sprawunkami i szybkim krokiem ruszył w kierunku bocznej uliczki, gdzie czekał jego zielony, leciwy Bentley (szofer pilnował, żeby znowu jacyś dowcipnisie nie spuścili powietrza z kół).
-
@vat
Uśmiechnęła się rozbawiona kącikiem ust. Lubiła to w nim. Ten znajomy styl myślenia. Rzadkość w v-świecie. Obróciła głowę w bok i wypuściła dymek.-- Nie przywykłam do roli ofiary, więc chyba jednak to Pan ją musi pozostać. - Podniosła kubek do góry, odwzajemniając toast. Upiła kolejny łyczek, opróżniając swoją szklankę, a skoro już siedzieli na krzesłach, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
„Jak kraść, to miliony.” – pomyślała, a na policzki wyszły jej rumieńce wywołane rozgrzewającym trunkiem.
Wstała z miejsca i usiadła swojemu towarzyszowi na kolanach, rozgaszczając się wygodnie.-- Moje upiory? Jak Pan pewnie zdążył do tej pory zauważyć, jestem jak mucha lgnąca do żarówki. Pociąga mnie to, co nieosiągalne i niebezpieczne. – powiedziała, przeciągając między palcami jego kaszmirowy szalik. - Właśnie siadam na kolanach zdrajcy wśród zdrajców. – powiedziała, zniżając głos. - Zrobiłam błąd, zapraszając Pana tutaj. Szkodzi to tak mnie jak i Panu.
-
@natalia-helena-von-lichtenstein Czuł wyraźnie jej ciepło. Przenikało przez materiał i zdobywało bezpretensjonalnie kolejne centymetry jego skóry, rozlewając się i pętając jego myśli feerią bodźców. Słodkie zniewolenie.
Ich spojrzenia spotkały się. Jej ciemne, kocie źrenice wwiercały się w niego, a on, podejmując wyzwanie, eksplorował łapczywie tą czarną przepastną czeluść, zsuwając się w nią coraz głębiej i głębiej, prosto do raju lub piekła jej duszy.
Wreszcie mrugnęła, a on znalazł się znowu w środku złotogrodzkiego jarmarku.
'Popełniłam błąd. Szkodzi to tak mnie jak i Panu.' - usłyszał jej przechodzące w szept słowa. Spojrzał na nią.
'Skoro tak Natalio, musimy z sobą skończyć tu i teraz, albo...' - zawiesił głos - '...uzależnić się od siebie tak mocno, by postradać rozum i zapomnieć o konsekwencjach.'
Nie był tu dla umizgów. Kobiece sztuczki, przyjemne, ale wciąż sztuczki, nie robiły na nim wrażenia. Dosiadła go niczym kucyka, a on nie lubił być ujeżdżany - przez nikogo.
Zbliżył swoją twarz do jej twarzy, tak blisko, że czuł żar bijący od rumieńców oblewających jej policzki. Podniósł dłoń i pogładził ją lewym policzku. Następie, nie odrywając palców, zjeżdżał niżej, wędrując opuszkami po jej smukłej szyi, wzdłuż obojczyka, ku ramieniu, i dalej dół, w stronę jej dłoni. Gdy już do niej dotarł, chwycił delikatnie jej rękę i lekko ją unosząc, pochylił się i złożył na niej subtelny pocałunek.
"Idę prosto, nie biorę jeńców żadnych" - przypomniał sobie słowa piosenki. Następnie wszystko zadziało się bardzo szybko. Jedną ręką objął jej plecy, a drugą oplótł uda. Gdy tylko poczuł, że chwyt jest dostatecznie pewny, odsunął się od stołu i zdecydowanym ruchem wstał, trzymając swą partnerkę na rękach. Nim zdążyła zaprotestować, zrobił krok w tył i posadził ją na miejscu, które przed chwilą sam zwolnił.
Popatrzył jej w oczy ostatni raz tego wieczora i delikatnie się skłonił.
"Nie zwykłem padać od pierwszego strzału, nawet celnego. Do zobaczenia w Twoim dworku, Natalio."
Odwrócił się i odszedł nie oglądając za siebie.
-
Maciuś przyjechał na Jarmark metrem, jak to miał w zwyczaju, gdy tylko zamierzał wypić parę głębszych. Gdy wyjeżdżając na powierzchnię poczuł na twarzy orzeźwiający podmuch miejskiego L'Air de Panache, postanowił zapalić swoją ulubioną fajkę z wiśniowym tytoniem. Bez większego zainteresowania przepłynął przez tłum pijanych Teutończyków, wyminął stragany i świąteczne dekoracje, szukając sobie dogodnego miejsca do procederu ubicia fajki. Odkrył całkiem poprawną alejkę z całkiem poprawnie zaparkowanym zielonym Bentleyem. Przy nikłym zainteresowaniu przelewającego się w pobliżu tłumu i jeszcze mniejszym samego kierowcy, położył zgrabną puszeczkę z tytoniem na masce, w ten raz ją otwierając, zza pazuchy wyciągnął fajkę i profesjonalnym, metodycznym i spokojnym ruchem, jął ją nabijać kciukiem do 3/4 wysokości główki, myślami błądząc gdzieś między miejscem przechowania zapałek a skąpo okrytym biustem całkiem niezłej panny przechadzającej się nieopodal. Gdy poczuł się ukontentowany stanem ubicia - tytoń nie był wciśnięty zbyt głęboko ale tworzył przyszłe gniazdo dla żaru, delikatnie zagryzł ustnik i począł szukać zapałek. Pech chciał, że ich nie było tam gdzie być powinny, a nie było ich tam dlatego, że nie przełożył pudełeczka z innego płaszcza. Zrobiło mu się przykro, bo fajka była wspaniale nabita, a cybuchem szedł na język przyjemny zapach wiśni. Wpadł na niezły pomysł, a pomysł ten był niezły, bo spełniał wszystkie przesłanki psucia komuś zabawy w mirkonacje. Postanowił odpalić fajkę iskrami powstałymi ze zdrapywania ołowianego lakieru bogolskiego landmobilu. Do tego celu przygotował sobie już nawet długi, zardzewiały gwóźdź...
-
Natalia siedziała na krześle wyraźnie niezadowolona z obrotu spraw. Nie tak to sobie wymyśliła. Chciała inaczej potoczyć wydarzenia. Odpaliła więc jeszcze jednego papierosa, ale tym razem już bez fifki. Zdjęła rękawiczkę, żeby nie przeszła zapachem i tak, trzymając go w rękach, obserwowała nieobecnym wzrokiem otoczenie.
Przez chwilę zastanawiała się. Jak chyba nikt, nie lubiła dostawać kosza. Ale też nie uważała się, wbrew pozorom, za bezbłędną czy niezwyciężoną. Uznała więc po chwili, że nie ma sensu roztrząsać tej sytuacji. Kto gra, czasem musi przegrać.
Zrobiło jej się wyraźnie niewygodnie na tym krześle i to nie z powodu jego twardości czy kształtu. Zgasiła więc nonszalancko papierosa o oparcie i peta wyrzuciła do popielniczki.
Wtedy jej oczom ukazał się Pan August. Miłe wybawienie w tej sytuacji. Wstała i ruszyła w jego stronę. Gdy tylko w końcu do niego dotarła, uśmiechnęła się zadowolona.
-- Jakże miło mi Pana widzieć, Panie Auguście. – powiedziała, całując go w policzek na powitanie. – Bardzo się cieszę, że skorzystał Pan z mojej propozycji i zamierza rozpocząć pracę dla Gazety Teutońskiej. To prestiżowa gazeta i sądzę, że nasza współpraca dobrze się ułoży. – rzekła, posyłając mu uprzejmy uśmiech. Potem popatrzyła na niego, obejrzała go ostentacyjnie z każdej strony. – A gdzie Pańskie walizki? Zostawił je Pan w skrytce czy posłał do dworku? – zapytała.
-
August, nie ukrywając zbytnio zadowolenia, odpowiedział, jednocześnie patrząc uważnie na rozmówczynię Posłałem bagaże do dworku. Mam nadzieję, że nie popełniłem faux pas. Patrzył na nią, był blisko niej i był jakby weselszy. Wszystko się wydawało jakby weselsze.
-
@august-de-la-sparasan @Grzegorz-Tomasz-Jakub-Czartoryski
-- Bardzo dobrze Pan uczynił. – odpowiedziała. – Nie może Pan stać tak o suchym pysku. Zaraz poraczymy się tutejszymi specjałami. Ale najpierw chciałabym przedstawić Pana organizatorowi tegorocznego jarmarku. – Złapała Pana Augusta pod ramię i poprowadziła do Pana Grzegorza Czartoryskiego, który podziwiał swoje dzieło, stojąc pod ogromną choinką. – Dzień dobry Panie Grzegorzu. Dziękujemy bardzo za organizację tego pięknego jarmarku. Chciałam przedstawić Panu Augusta de la Sparasan. Nowego redaktora Gazety Teutońskiej i człowieka z burzliwą przeszłością. – powiedziała, wskazując na Pana Augusta ręką. – To natomiast Pan Czartoryski, który ma hopla na punkcie wielkości choinek. – zażartowała.
-
August przywitał się i uścisnął rękę nowo przedstawionemu, po czym stwierdził, patrząc na bogato przystrojoną choinkę Faktycznie, ale najwyraźniej jest to nie tylko fascynacja na punkcie wielkich, ale i na punkcie pięknych choinek.
-
Joanna Izabela pojawiła się na jarmarku bożonarodzeniowym. Stanęła przy straganie z perfumami zastanawiając się które to z nich wybrać. W końcu kupiła 2 flakoniki jeden z perfumami „Wittelsbach", a drugi z perfumami "Teutoński lew".
"Przyda się na prezent"- pomyslałaPo czym radośnie zawędrowała pod scenę gdzie leciała w tej chwili świąteczna muzyka. Kątem oka zauważyła w bocznej uliczce Bentleya. którego nie powinno tam być. W końcu cały teren na czas jarmarku został wyłączony z ruchu. Zbliżała się powoli do samochodu, a sylwetka która była odwrócona do niej tyłem z każda minuta zdawała się jej coraz bardziej znajoma. "Tak, no tak, znowu musi robić po swojemu" i gdy już miała zacząć powitanie od standardowego opierdolu, postać odwróciła się do niej,
-Eee. Maciej? nie był to szczyt elokwencji, ale cóż poradzić no tego pana to się w tej scenerii nie spodziewała. - Pożyczasz samochód od dziadka? - zadała kolejne pytanie, żeby zamaskować zaskoczenie. -
Tymczasem August przerwał nagle wygłaszanie swojej opinii na temat choinki, gdy spostrzegł dość dziwaczną scenę w oddali. Przy samochodzie bliżej nieznanej marki stał jakiś człowiek, robiący z karoserią tegoż pojazdu rzeczy co najmniej niecodzienne. Obok stała i patrzyła na niego z dostrzegalnym z daleka zdziwieniem. Może to Cesarzowa Teutonii?, zażartował w myślach, po czym skierował się wręcz odruchowo w tamtą stronę, wiedziony czystą ciekawością.
-
(Grzegorz również podaje rękę Augustowi) -*Bardzo miło z mojej strony, mam nadzieję, że się podoba Jarmark - Nie często się ubiera choinkę, więc tym bardziej taka majestatyczna i piękna zawsze jest dla mnie atrakcyjna - zadeklarował gospodarz. W oddali ujrzał również Jej Cesarską Mość, a w oko wpadła mu jej świecąca w połysku światełek biżuteria. Musiał powstrzymać śliny, coby się nie skompromitować, i to jeszcze na organizowanej przez niego samego uroczystości. Potem poszedł na drobne "zakupy", żeby jego biuro w Boże Narodzenie nie świeciło pustką. I poczuł dumę....
-
Czas szybko mijał. August postanowił się skierować do dworku. Swoją wizytę na jarmarku z pewnością zapamięta pozytywnie.
-
Joanna Izabela widząc, że Maciej dostał autyzmu charakterystycznego dla linii Grafa Hergemona stwierdziła, że nie doczeka się odpowiedzi na zadane pytanie i wróciła na jarmark. Miała tylko nadzieje, że jej Wuj może zazna radości z namalowanych scenek na jego samochodzie. Tym razem postanowiła kupić wszystkim znaną gwiazdę teutońską, charakterystyczny kwiat który zakwita właśnie w tym okresie. Po czym zaczęła się zastanawiać w którą stronę do świątecznych przekąsek
-
Graf Hergemon już prawie doszedł do zielonego Bentleya, gdy wpadł na swoją bratanicę Joannę Izabelę zmierzającą w kierunku Jarmarku. – Cóż za niespodziewane spotkanie! – zakrzyknął mimo, że spotkanie nie dość, że było do przewidzenia, to wręcz należało się tego spodziewać, lecz takim okrzykiem przecież łatwiej zainaugurować konwersację – Nie widzieliśmy się chyba od pokazu mody w Auterze! Powiedziałbym, że wyrosłaś, ale jesteś już na takie teksty za stara, a poza tym nie wyrosłaś, nawet w tych butach. – roześmiał się ze swojego żartu, zwłaszcza że udało mu się wymyśleć żart niebywale kapeluszniczy i grzybowy – Mam coś specjalnie dla ciebie! – graf sięgnął do torby z bombkami i po chwili poszukiwań wręczył Joannie Izabeli ręcznie malowaną, drewnianą bombkę, na której artysta umieścił małego pingwina z fryzurą stylizowaną na Kim Jo Dzong, siedzącego samotnie, lecz z zawzięta miną, na ogromnym tronie.
-
Gdy na Joanne Izabele szła z ledwo co zakupionym wielkim kwiatkiem wpadła jakaś strasznie duża postać. Zastanawiała się kto to może być. W końcu większość jej poddanych raczej dygała jej z dystansu i zbytnio się do niej nie zbliżała. Dodatkowo jegomość swoimi źle obciętymi pazurami drasnął jej skórę i poczuła powoli wypływającą krew z rany. "Co za troglodyta, w ogólnie nie szanujący Hergolienowej krwi" pomyślała. Spojrzała znad kwiatka do góry, chociaż słysząc pierwsze zdanie już wiedziała kim on jest. Ten sarkastyczny ton poznała by wszędzie.
-Witaj...wuju. - powiedziała spokojnie - Widzę, że zawitałeś w końcu do nas.
W tej chwili Graf wyjął bombkę, która jak rozumiem miała być cynicznym przedstawieniem jej osoby.
-Dziękuje za prezent, na pewno powieszę na choince w naszym domu - na ostatnie dwa wyrazy położyła szczególny akcent.
Widząc, że kwiatek który niosła został nadłamany z słodkim uśmieszkiem wyciągnęła donice w stronę Grafa.
-Też mam dla ciebie prezent. Trzymaj! Idealnie pokazuje nasze rodzinne więzi.
A z jej rany, ze względu na chorobę cesarska, coraz więcej kropli krwi padało na ziemię... -
– Myślę, że w Waszym domu ta bombka będzie pasować idealnie. – graf spojrzał z góry na swoją bratanice. Trudy rządzenia odcisnęły na niej swoje piętno, wyglądała znacznie starzej niż kiedy widział ją ostatnio na pokazie mody, choć może to kwestia źle dobranej czerwonej kreacji, w czerwonym prawie każdy wygląda gorzej. Z radością przyjął podarowany mu kwiatek – Dziękuję, myślę że razem z Jul będziemy o niego potrafili zadbać, tak by mimo wszystko pięknie zakwitł! – graf miał już udać się do swojej limuzyny, gdy ze zdumieniem zauważył kapiącą z ręki bratanicy krew. Czyżby znowu samodzielne rządy ją przerosły i nie potrafiła sobie poradzić ze stresem? Graf pomyślał, że przynajmniej nie topi znowu smutków w alkoholu, tak jak na koronacji Alusia. Mimo to spytał z autentyczną troską w głosie – Asiu, znowu to robisz?
-
Joanna Izabela spojrzała się na grafa z znudzeniem
-Pytasz czy wykrwawiam się za Ciebie? No to jak za każdym razem - powiedziała z ironią
Nagle zza jej pleców zaczęły dochodzić miauknięcia, nie jedno, nie dwa, może dziesięć, może trochę więcej. No cóż, może TLGK nie zawsze chodziło za nią ale hasselandzkie cesarskie elpingi zawsze radziły sobie świetnie w wyczuwaniu bagna. Prawdę mówiąc, sama je wyczuła kiedy przez ten moment jej wuj jak zawsze złamał protokół i stanął jej na drodze. W połączeniu z jej krwią która właśnie plamiła ziemię, musiały się obudzić w nich mordercze instynkty żeby ją obronić.
-Wiesz co...rzuć ten kwiatek to ci się bardziej przyda - pośpiesznie wyjęła z torby perfumy "Teutoński lew" i popryskała nim Wojciecha, mając nadzieje że da jej to chociaż trochę czasu aby zapanować nad tymi małymi bestiami. -
Graf drapał największego elpinga za uchem, zresztą nie takie hasselandzkie bestie już poskramiał – Co za rozkoszny pieszczoch! – rzucił do bratanicy, udając że nie dostrzega jej dziwacznego zachowania. O Hergolenie, do reszty już jej odpierdoliło. Od kilku miesięcy miał wrażenie, że sytuacja ją przerasta i że zamiast kierować się własnym rozsądkiem miota się coraz bardziej słuchając nieprzychylnych podszeptów, ale nie sądził jednak, że aż tak bardzo straciła kontakt z rzeczywistością. Zdecydowanym chwytem zaciągnął bratanicę do budki z gorącą czekoladą, gdzie zamówił dwie, mocno ochrzcił ziołową wódką wyjęta z torby i podał jedną Joannie – Usiądź, napijmy się czekolady, W taki zimny dzień zrobi nam obojgu dobrze. – może faktycznie zbyt rzadko bywał w Teutonii?
-
Joanna Izabela cieszyła się, że wypsikała grafa perfumami które miały mieć zapach Króla-Seniora, zmyliło to elpingi. Widać jeszcze dało się uratować sytuacje zanim dobrały mu się do tętnicy. Oczywiście Wojciech jak zawsze uważał, że to jego niesamowity urok osobisty. Ze względu na to, że zapach bagna został zażegnany i jednak trochę go już nie widziała
postanowiła przystać na jego propozycje.
-Dobrze, wypijmy tą czekoladę tylko gorzką poproszę z duża ilością malin.