Hergolienowski Jarmark Bożonarodzeniowy 2020
-
Cały sobotni dzień w Złotym Grodzie upłynął pod znakiem ostatnich przygotowań do Jarmarku. Tego dnia śnieg dopisał, a i temperatura była niska, choć dla niektórych nadal wysoka, i z czasem rosła.
Kilka chwil przed godziną dwudziestą na scenę wszedł organizator Jarmarku wysoki mężczyzna z ułożonymi ciemnymi włosami, w granatowym garniturze i czerwonym krawatem - to Tenutariusz Miejski Grzegorz Tomasz Jakub Czartoryski, który przemówił do zgromadzonego ludu:
"Szanowni obywatele Teutonii oraz państw członkowskich Unii Państw Niepodległych!
Nadchodząca uroczystość będzie wyjątkowa, bo i okres jest wyjatkowy. Święta Bożego narodzenia jak co roku kojarzyły się Złotogrodzianom tylko i wyłącznie z odbywającym się w centrum targami. Jednak tym razem postanowiliśmy dać szansę rozwinąć koncept na arenę krajową. Widzę, że - co miłe- nie zabrakło również gości zza granicy teutońskiej. Jeżeli ktoś zamierza wypowiedzieć swoje zdanie, to gorąco zachęcam
Dzisiejszy jarmark jest pokazaniem części dorobku naszej kultury; Kultury, którą zbudował ojciec Narodu teutońskiego, Hergolien Wielki. Chcemy również, aby to wydarzenie było zapamiętane nie jako zwykłe targowisko, skup, handel. Tylko jako kontynuowanie tradycji, a przede wszystkim okazja do spędzenia czasu świątecznego w szerszym gronie, na świeżym powietrzu, w atmosferze świątecznej.
W tym momencie nie pozostaje mi nic innego jak zejść ze sceny, i przy okazji życzyć Wam udanego świętowania.
(-chwila ciszy, podczas której zabrzmiał dzwon )-
Wszak oto biciem dzwonu uważam Hergolienowski Jarmark Bożonarodzeniowy za rozpoczęty!" Zszedł ze sceny, rozpoczął się spektakl fajerwerek dostarczonych przez niektórych gości i mieszkańców.
Tych, których nie interesowało zbytnio przedstawienie fajerwerków z tłem muzycznym lokalnej orkiestry, zaproponowaliśmy przejście się po kramach.Jednym z kramów świątecznych był charakterystyczny namiot opatrzony logo Domu Mody Auterra. Nie znalazło się w nim jednak ani jednego stroju. Podchodząc bliżej można było dojrzeć, że na regałach za ladą stoją rozstawione pakunki. Asystentka Pani Natalia von Lichtenstein w towarzystwie ślicznych hostess natomiast prezentowała gromadzącym się wokół Teutończykom zawartości…
Perfumy „Cesarzowa”, zapewnij sobie wszystko, co cesarskie. Poczuj się, jak Jej Cesarska Mość, rozpuść długie blond włosy i olśniewaj blaskiem teutonizmu. To kwiatowo - drzewno - piżmowe perfumy dla kobiet. Flakonik z drobinkami złota. Cena 1 000 kr za 50 ml.
Perfumy „Wittelsbach” to damskie perfumy o wyjątkowej nucie paczuli i orchidei nadają kobiecie tajemniczego wdzięku i poczucia bycia nieuchwytną. Ulubiony zapach Pani Natalii von Lichtenstein. Cena 600 kr za 50 ml.
Perfumy „Szamanka”. Rzucaj uroki na wszystkich panów niczym Sorcha Raven. Zachwycaj zapachem, którego nikt nie będzie potrafił rozszyfrować. Cena 800 kr za 50 ml
Perfumy „Teutoński lew” to propozycja dla Panów, chcących wcielić się w Króla Seniora. Przykuwaj uwagę kobiet ucieleśnieniem ekskluzywności i luksusu. Dominacja zapachów drzewnych i orientalnych. Cena 1 000 kr za 50 ml.
https://www.clivechristian.com/wp-content/uploads/Artboard-3.jpg
Perfumy „Yareah” to zapach dla mężczyzn, którzy nie zamierzają roztkliwiać się nad zapachem. Ma być. I ma być najlepszy. I ma być najdroższy. Jak na Króla Dreamlandu przystało. Cena 2 000 kr za 50 ml.
Perfumy „Hergemon” - poczuj zapach morskiej bryzy o poranku i wiatru we włosach przy szybkiej jeździe kabrioletem. To zapach dla mężczyzn, którzy chcą olśniewać błyskotliwością i stylem. Cena 800 krTymczasem Grzegorz podszedł pod choinkę usadowioną w centrum placu, na którym zbierało się coraz więcej ludzi. Stamtąd tak jak inni obserwatorzy obserwował czarne niebo, na którym pobłyskiwały coraz to kolejne wariacje fajerwerków. To było najpiękniejsze, co jego oczy mogły ujrzeć w v-życiu. Nagle ktoś go zagadał...
-
August pojawił się na jarmarku z lekkim kilkuminutowym opóźnieniem. Panowała tam przyjazna atmosfera, czuć było zbliżające się wielkimi krokami święta. Obserwował on bez ustanku zmieniające się na niebie kolorowe wzory fajerwerków. Potem natomiast dotarł w okolice choinki pod którą zebrało się mnóstwo ludzi tak jak on podziwiających wszystko dookoła. Ciekawe, jak zdołali zorganizować to wszystko. Imponujące, powiedział sam do siebie August.
-
Zimno. Poprawił kołnierz czarnego wełnianego płaszcza by mieć pewność, że ten stoi najlepiej, jak tylko stać potrafi, i jeszcze szczelniej opatulił się miękkim kaszmirowym szalem. Czarny płaszcz, szal, spodnie, golf i nie mniej czarna dusza. Wszystko w nim było czarne - pełna zgodność tego co wewnątrz i na zewnątrz.
Wokół niego migotały światełka, pachniały piernikiem regionalne łakocie, a ludzie w każdym wieku i o każdej możliwej aparycji krzątali to tu to tam, bez celu.
Nie interesowało go to. Nie przyleciał do Złotego Grodu by poczuć przedświąteczną nowoteutońską atmosferę, kupić lokalne frykasy wychwalane pod niebiosa przez zziębniętych kupców, ani nawet odwiedzić dawnej ojczyzny. Nigdy nie był sentymentalny. Był tu tylko i wyłącznie dla jednej osoby, której wypatrywał od dłuższej chwili w tłumie, a im bardziej jej wypatrywał, tym bardziej uświadamiał sobie, że jej nie ma...
-
Natalia biegła przez tłum ludzi ile sił w nogach. Nie było łatwo, bo choć miała stosunkowo niski obcas, obcisła spódnica nie pozwalała na wiele ruchu. To wszystko przez stylistkę, która spóźniła się i koniec końców zrobiła jej tylko długi warkocz, opadający niemal na samą ukrytą pod zapiętymi guziczkami pupę.
Stanęła pod sceną, posłuchała chwilę przemówienia Pana Czartoryskiego. Złapała się się rękami ukrytymi w długich rękawiczkach za ramiona i potarła. Pod futerkiem, który miała na sobie i czapką, było jej dość ciepło, jednak na dworze okazało się odrobinę chłodniej, niż przypuszczała.
Rozejrzała się dookoła, szukając pewnego Pana. Chuchnęła w rękawiczki, aby się rozgrzać i wtedy dopiero go ujrzała. To musiał być on. W tej czerni.
Podbiegła do niego i stanęła przed nim o krok. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje piękne ząbki.
-- Bardzo mi miło Pana widzieć, Vanderlei. – powiedziała, znów kładąc ręce na ramionach i pocierając. – Zrobiło się chłodno. Proponuję coś na rozgrzanie na początek. – powiedziała, puszczając mu oczko.
-
@natalia-helena-von-lichtenstein a więc jest, przyszła, stoi teraz przed nim i nadaje sensu temu wszystkiemu, co działo się wokół niego od momentu, gdy pojawił się na jarmarku. Gwar i kakofonia zapachów, migocące światełka, ci wszyscy ludzie snujący się bez celu, te wszystkie elementy, typowe dla tego rodzaju świąt, które jeszcze przed chwilą go irytowały, teraz stały się oczekiwanym i spójnym tłem dla spotkania, na które czekał.
Śmiała się. Coś mówiła rozentuzjazmowana. Widać było, że biegła bo jeden kosmyk niesfornych włosów wyswobodził się z imponującego warkocza i spadał kaskadą na czoło, policzek, aż ku szlachetnej, pokrytej jasno alabastrową skórą, ganią żuchwy, i dalej równolegle do smukłej szyi, znikajac gdzieś hen, w dolinach obojczyków.
Coś mówiła, ale nie słyszał żadnego dźwięku, podziwiając jak doskonale wygląda. Przywołał się do porządku. Musiał się skoncentrować, tym bardziej, że Natalia skończyła poruszać ustami i patrzyła na niego wyraźnie czekając na jego reakcję. Nie miał pojęcia co powiedziała, zrobił więc jedyną rzecz, którą mógł zrobić w tej sytuacji. Wziął ją pod rękę.
- Chodźmy więc! - powiedział i ruszyli przed siebie.
-
Tymczasem August robił rzecz typową dla siebie i dość charakterystyczną. Obserwował wszystko, stojąc nieopodal choinki. W sumie lubił patrzeć, jak w jednym miejscu dzieje się i przeplata jednocześnie tyle ludzkich historii. Bez większych rozmyślań zaczął iść naprzód w bliżej nieokreślonym kierunku i zastanawiać się nad przeszłością. Może nazbyt intensywnie, bo w końcu zderzył się z kimś.
-
@vat
Usatysfakcjonowana Natalia złapała swojego towarzysza i, chcąc nie chcąc, wtuliła mu się w ramię. Zrobiło jej się chłodno i zamierzała w ten sposób w sposób, dla kobiet typowy i czysto egoistyczny, „pożyczyć” trochę ciepła od mężczyzny. A jednocześnie miło jej się zrobiło. Tak milej na duszy.Zadowolona nie chciała psuć tej chwili, strzępiąc język na nudne opowieści, bo jak przypuszczała, Vanderlei nie byłby nimi szczególnie zainteresowany. A i ona nie czuła potrzeby opowiadać mu o sobie i swoich relacjach na dworze cesarskim. Spodziewała się na pewno ujrzeć gdzieś tutaj Pana Augusta, z którym miała również interesy do załatwienia. Pozostawiła to jednak na chwilę później. Najpierw inne przyjemności.
Podziwiała wszystko, co przygotował dla nich Pan Czartoryski, z uznaniem. Po krótkim spacerze zaproponowała przystanięcie przy dobrze usytuowanym stanowisku z grzanym winem. Były tam stoliki, przy których można było przystanąć. A przede wszystkim bardzo dobry widok na uroczą choinkę i sztuczne ognie. Po tym, jak zatroszczyli się o trunki dla siebie, Natalia wyciągnęła z torebki swój długi ustnik i wetknęła w niego z wprawą papierosa. Zaproponowała również jednego Vanderleiowi. Przekręciła zapalniczkę. Podała ogień jemu, jeśli zamierzał palić, a potem odpaliła sobie. Tak przystawiając ustnik co chwilę do ust i wypuszczając dymek, zostanawiała się, jakich użyć słów. W końcu jednak zebrała się na odwagę. Spojrzała udając pewność siebie na Vanderleia, zwinęła usta w trąbkę i powiedziała:
-- Wczuwam w Panu napięcie. Czy to ta długa podróż czy może powrót do Teutonii powoduje dyskomfort? – zapytała i patrząc na rozmówcę wyczekująco starała się wywrzeć pewną presję.
-
@natalia-helena-von-lichtenstein Spacer był miły, bardzo miły. Szli przed siebie w ciszy, ale nie była to cisza z natury cisz kłopotliwych, raczej cisza szlachetna, piękna w swojej naturalności, niezmącona wymuszonymi, niewiele wnoszącymi rozmowami, które w dzisiejszych czasach ludzie tak bardzo czują się zobowiązani prowadzić niezależnie od miejsca i okoliczności.
Podczas spaceru zobaczył kilka znajomych twarzy, a raczej - niegdyś znajomych, obenie zaś - najbardziej obcych z całej gradacji obcości, jaką tylko człowiek może sobie ułożyć. W pewnym momencie zdawało mu się nawet, że pod choinką dostrzegł swojego ojca. August był bardzo wycofanym człowiekiem, wiecznie zamyślonym, spoglądającym na świat smutnymi oczami - zatroskanymi nawet, jeśli akurat się śmiał, co akuratnie w jego przypadku było nader nieczęste... 'Ojcze, obyś znalazł swoje miejsce' - pomyślał Vanderlei i poczuł lekkie szarpnięcie za rękaw. Natalia wyraznie zboczyła z kursu, ciągnac go subtelnie ale zdecydowanie w kierunku kramu z grzanym winem.
Siedli przy drewnianym stoliki, w miejscu, z ktorego roztaczał się widok na cały otaczający ich gwar. Natalia wyjęła papierosy. Zapalił chętnie. Lubił smak tytoniu, lubil dym wciskający się w najdrobniejsze oskrzeliki jego ciała i opuszczający je pióropuszem biało-siwej mgły. Lubił wreszcie świadomość, że ta zakazana przyjemność powoli go zabija.
Chciała coś powiedzieć, zbierała się, składając w myślach kolejne słowa. Wreszcie się odważyła. 'Jesteś spięty, dlaczego?', spytała, niby od niechcenia.
'Jestem zdrajcą wśród ludzi, których ja uważam za zdrajców. Jest noc, a w mroku zawsze czają się jakieś upiory', powiedział uśmiechając się lekko i patrząc jej głęboko w oczy. Następnie zaciągnął się, pozwalając, by pauza była wyraźna i oczyszczająca. Wypuścił dym.
'Jakie upiory kryją się w Tobie, Natalio? Wiesz przecież, że oboje jesteśmy dzisiaj dla siebie zarówno łowcami jak i zwierzyną. Jeśli uważasz więc, że mnie upolujesz, to zanim zaczniesz strzelać, miej świadomość, ze ja liczę dokladnie na to samo wobec Ciebie'. Uśmiechał się i podniósł kubek z grzanym winem. 'Za nas?'
-
Graf Hergemon pojawił się na jarmarku dosłownie tylko na chwilę i wyłącznie by poczuć klimat świąt i zimy w Złotym Rogu, a przy okazji kupić jakieś estetyczne ozdoby świąteczne, będące rękodziełem oferowanym przez starszych Teutończyków, których nie stać na wykupienie straganu w centrum jarmaku. Do tego oczywiście zamierzał przy okazji kupić jakiś ziołowy alkohol, adekwatny do nadchodzącej mroźnej zimy. Położenie straganów z takimi produktami bardzo grafowi odpowiadało, bowiem ani z nikim nie był umówiony, ani też nie za bardzo wiedział o czym mógłby porozmawiać, gdyby jednak natrafił na kogoś znajomego.
Kupił więc dwie butelki atrakcyjnie pachnącego alkoholu (po wszcześniejszej degustacji), a na kolejnym straganie wybrał bombki pomalowane w pingwiny odgrywające różne scenki dnia codziennego. Przykładowo na jednej bombce pingwin pędził z torbą pełną listów, nie dostrzegając tego, że zapomniał ją zamknąć przez co listy wylatują z torby i tańczą na wietrze. Graf chwycił torby ze sprawunkami i szybkim krokiem ruszył w kierunku bocznej uliczki, gdzie czekał jego zielony, leciwy Bentley (szofer pilnował, żeby znowu jacyś dowcipnisie nie spuścili powietrza z kół).
-
@vat
Uśmiechnęła się rozbawiona kącikiem ust. Lubiła to w nim. Ten znajomy styl myślenia. Rzadkość w v-świecie. Obróciła głowę w bok i wypuściła dymek.-- Nie przywykłam do roli ofiary, więc chyba jednak to Pan ją musi pozostać. - Podniosła kubek do góry, odwzajemniając toast. Upiła kolejny łyczek, opróżniając swoją szklankę, a skoro już siedzieli na krzesłach, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
„Jak kraść, to miliony.” – pomyślała, a na policzki wyszły jej rumieńce wywołane rozgrzewającym trunkiem.
Wstała z miejsca i usiadła swojemu towarzyszowi na kolanach, rozgaszczając się wygodnie.-- Moje upiory? Jak Pan pewnie zdążył do tej pory zauważyć, jestem jak mucha lgnąca do żarówki. Pociąga mnie to, co nieosiągalne i niebezpieczne. – powiedziała, przeciągając między palcami jego kaszmirowy szalik. - Właśnie siadam na kolanach zdrajcy wśród zdrajców. – powiedziała, zniżając głos. - Zrobiłam błąd, zapraszając Pana tutaj. Szkodzi to tak mnie jak i Panu.
-
@natalia-helena-von-lichtenstein Czuł wyraźnie jej ciepło. Przenikało przez materiał i zdobywało bezpretensjonalnie kolejne centymetry jego skóry, rozlewając się i pętając jego myśli feerią bodźców. Słodkie zniewolenie.
Ich spojrzenia spotkały się. Jej ciemne, kocie źrenice wwiercały się w niego, a on, podejmując wyzwanie, eksplorował łapczywie tą czarną przepastną czeluść, zsuwając się w nią coraz głębiej i głębiej, prosto do raju lub piekła jej duszy.
Wreszcie mrugnęła, a on znalazł się znowu w środku złotogrodzkiego jarmarku.
'Popełniłam błąd. Szkodzi to tak mnie jak i Panu.' - usłyszał jej przechodzące w szept słowa. Spojrzał na nią.
'Skoro tak Natalio, musimy z sobą skończyć tu i teraz, albo...' - zawiesił głos - '...uzależnić się od siebie tak mocno, by postradać rozum i zapomnieć o konsekwencjach.'
Nie był tu dla umizgów. Kobiece sztuczki, przyjemne, ale wciąż sztuczki, nie robiły na nim wrażenia. Dosiadła go niczym kucyka, a on nie lubił być ujeżdżany - przez nikogo.
Zbliżył swoją twarz do jej twarzy, tak blisko, że czuł żar bijący od rumieńców oblewających jej policzki. Podniósł dłoń i pogładził ją lewym policzku. Następie, nie odrywając palców, zjeżdżał niżej, wędrując opuszkami po jej smukłej szyi, wzdłuż obojczyka, ku ramieniu, i dalej dół, w stronę jej dłoni. Gdy już do niej dotarł, chwycił delikatnie jej rękę i lekko ją unosząc, pochylił się i złożył na niej subtelny pocałunek.
"Idę prosto, nie biorę jeńców żadnych" - przypomniał sobie słowa piosenki. Następnie wszystko zadziało się bardzo szybko. Jedną ręką objął jej plecy, a drugą oplótł uda. Gdy tylko poczuł, że chwyt jest dostatecznie pewny, odsunął się od stołu i zdecydowanym ruchem wstał, trzymając swą partnerkę na rękach. Nim zdążyła zaprotestować, zrobił krok w tył i posadził ją na miejscu, które przed chwilą sam zwolnił.
Popatrzył jej w oczy ostatni raz tego wieczora i delikatnie się skłonił.
"Nie zwykłem padać od pierwszego strzału, nawet celnego. Do zobaczenia w Twoim dworku, Natalio."
Odwrócił się i odszedł nie oglądając za siebie.
-
Maciuś przyjechał na Jarmark metrem, jak to miał w zwyczaju, gdy tylko zamierzał wypić parę głębszych. Gdy wyjeżdżając na powierzchnię poczuł na twarzy orzeźwiający podmuch miejskiego L'Air de Panache, postanowił zapalić swoją ulubioną fajkę z wiśniowym tytoniem. Bez większego zainteresowania przepłynął przez tłum pijanych Teutończyków, wyminął stragany i świąteczne dekoracje, szukając sobie dogodnego miejsca do procederu ubicia fajki. Odkrył całkiem poprawną alejkę z całkiem poprawnie zaparkowanym zielonym Bentleyem. Przy nikłym zainteresowaniu przelewającego się w pobliżu tłumu i jeszcze mniejszym samego kierowcy, położył zgrabną puszeczkę z tytoniem na masce, w ten raz ją otwierając, zza pazuchy wyciągnął fajkę i profesjonalnym, metodycznym i spokojnym ruchem, jął ją nabijać kciukiem do 3/4 wysokości główki, myślami błądząc gdzieś między miejscem przechowania zapałek a skąpo okrytym biustem całkiem niezłej panny przechadzającej się nieopodal. Gdy poczuł się ukontentowany stanem ubicia - tytoń nie był wciśnięty zbyt głęboko ale tworzył przyszłe gniazdo dla żaru, delikatnie zagryzł ustnik i począł szukać zapałek. Pech chciał, że ich nie było tam gdzie być powinny, a nie było ich tam dlatego, że nie przełożył pudełeczka z innego płaszcza. Zrobiło mu się przykro, bo fajka była wspaniale nabita, a cybuchem szedł na język przyjemny zapach wiśni. Wpadł na niezły pomysł, a pomysł ten był niezły, bo spełniał wszystkie przesłanki psucia komuś zabawy w mirkonacje. Postanowił odpalić fajkę iskrami powstałymi ze zdrapywania ołowianego lakieru bogolskiego landmobilu. Do tego celu przygotował sobie już nawet długi, zardzewiały gwóźdź...
-
Natalia siedziała na krześle wyraźnie niezadowolona z obrotu spraw. Nie tak to sobie wymyśliła. Chciała inaczej potoczyć wydarzenia. Odpaliła więc jeszcze jednego papierosa, ale tym razem już bez fifki. Zdjęła rękawiczkę, żeby nie przeszła zapachem i tak, trzymając go w rękach, obserwowała nieobecnym wzrokiem otoczenie.
Przez chwilę zastanawiała się. Jak chyba nikt, nie lubiła dostawać kosza. Ale też nie uważała się, wbrew pozorom, za bezbłędną czy niezwyciężoną. Uznała więc po chwili, że nie ma sensu roztrząsać tej sytuacji. Kto gra, czasem musi przegrać.
Zrobiło jej się wyraźnie niewygodnie na tym krześle i to nie z powodu jego twardości czy kształtu. Zgasiła więc nonszalancko papierosa o oparcie i peta wyrzuciła do popielniczki.
Wtedy jej oczom ukazał się Pan August. Miłe wybawienie w tej sytuacji. Wstała i ruszyła w jego stronę. Gdy tylko w końcu do niego dotarła, uśmiechnęła się zadowolona.
-- Jakże miło mi Pana widzieć, Panie Auguście. – powiedziała, całując go w policzek na powitanie. – Bardzo się cieszę, że skorzystał Pan z mojej propozycji i zamierza rozpocząć pracę dla Gazety Teutońskiej. To prestiżowa gazeta i sądzę, że nasza współpraca dobrze się ułoży. – rzekła, posyłając mu uprzejmy uśmiech. Potem popatrzyła na niego, obejrzała go ostentacyjnie z każdej strony. – A gdzie Pańskie walizki? Zostawił je Pan w skrytce czy posłał do dworku? – zapytała.
-
August, nie ukrywając zbytnio zadowolenia, odpowiedział, jednocześnie patrząc uważnie na rozmówczynię Posłałem bagaże do dworku. Mam nadzieję, że nie popełniłem faux pas. Patrzył na nią, był blisko niej i był jakby weselszy. Wszystko się wydawało jakby weselsze.
-
@august-de-la-sparasan @Grzegorz-Tomasz-Jakub-Czartoryski
-- Bardzo dobrze Pan uczynił. – odpowiedziała. – Nie może Pan stać tak o suchym pysku. Zaraz poraczymy się tutejszymi specjałami. Ale najpierw chciałabym przedstawić Pana organizatorowi tegorocznego jarmarku. – Złapała Pana Augusta pod ramię i poprowadziła do Pana Grzegorza Czartoryskiego, który podziwiał swoje dzieło, stojąc pod ogromną choinką. – Dzień dobry Panie Grzegorzu. Dziękujemy bardzo za organizację tego pięknego jarmarku. Chciałam przedstawić Panu Augusta de la Sparasan. Nowego redaktora Gazety Teutońskiej i człowieka z burzliwą przeszłością. – powiedziała, wskazując na Pana Augusta ręką. – To natomiast Pan Czartoryski, który ma hopla na punkcie wielkości choinek. – zażartowała.
-
August przywitał się i uścisnął rękę nowo przedstawionemu, po czym stwierdził, patrząc na bogato przystrojoną choinkę Faktycznie, ale najwyraźniej jest to nie tylko fascynacja na punkcie wielkich, ale i na punkcie pięknych choinek.
-
Joanna Izabela pojawiła się na jarmarku bożonarodzeniowym. Stanęła przy straganie z perfumami zastanawiając się które to z nich wybrać. W końcu kupiła 2 flakoniki jeden z perfumami „Wittelsbach", a drugi z perfumami "Teutoński lew".
"Przyda się na prezent"- pomyslałaPo czym radośnie zawędrowała pod scenę gdzie leciała w tej chwili świąteczna muzyka. Kątem oka zauważyła w bocznej uliczce Bentleya. którego nie powinno tam być. W końcu cały teren na czas jarmarku został wyłączony z ruchu. Zbliżała się powoli do samochodu, a sylwetka która była odwrócona do niej tyłem z każda minuta zdawała się jej coraz bardziej znajoma. "Tak, no tak, znowu musi robić po swojemu" i gdy już miała zacząć powitanie od standardowego opierdolu, postać odwróciła się do niej,
-Eee. Maciej? nie był to szczyt elokwencji, ale cóż poradzić no tego pana to się w tej scenerii nie spodziewała. - Pożyczasz samochód od dziadka? - zadała kolejne pytanie, żeby zamaskować zaskoczenie. -
Tymczasem August przerwał nagle wygłaszanie swojej opinii na temat choinki, gdy spostrzegł dość dziwaczną scenę w oddali. Przy samochodzie bliżej nieznanej marki stał jakiś człowiek, robiący z karoserią tegoż pojazdu rzeczy co najmniej niecodzienne. Obok stała i patrzyła na niego z dostrzegalnym z daleka zdziwieniem. Może to Cesarzowa Teutonii?, zażartował w myślach, po czym skierował się wręcz odruchowo w tamtą stronę, wiedziony czystą ciekawością.
-
(Grzegorz również podaje rękę Augustowi) -*Bardzo miło z mojej strony, mam nadzieję, że się podoba Jarmark - Nie często się ubiera choinkę, więc tym bardziej taka majestatyczna i piękna zawsze jest dla mnie atrakcyjna - zadeklarował gospodarz. W oddali ujrzał również Jej Cesarską Mość, a w oko wpadła mu jej świecąca w połysku światełek biżuteria. Musiał powstrzymać śliny, coby się nie skompromitować, i to jeszcze na organizowanej przez niego samego uroczystości. Potem poszedł na drobne "zakupy", żeby jego biuro w Boże Narodzenie nie świeciło pustką. I poczuł dumę....
-
Czas szybko mijał. August postanowił się skierować do dworku. Swoją wizytę na jarmarku z pewnością zapamięta pozytywnie.