Bulduun popatrzył z mokrymi oczami na Annę, a Wódz przytaknął w jego imieniu. Chłopiec jeszcze raz podziękował, po czym w tym momencie wrócił do namiotu matki, by przy niej czuwać.
Tymczasem Wódz zaprowadził Annę, Lorettę i Magnusa do swojego namiotu. Rozmiarowo nie odróżniał się od pozostałych. W środku podzielony był na kilka izb przepierzonych materiałem, przez który przedzierały się co jakiś czas różne osoby, kilka kobiet i mnóstwo dzieci w różnym wieku. Mężczyzna odganiał je machnięciem reki i niskim poburkiwaniem.
Wódz zaprosił swoich gości, aby zasiedli na grubym dywanie, gdzie stał niski stoliczek. Wkrótce kobiety nakryły go półmiskami z suszonym mięsem, podpłomykami oraz wyrobami z koziego mleka. Do picia podano wodę oraz wino domowego wyrobu. Ponadto postawiono również dzbanek z jakimś naparem i jakiegoś rodzaju ciasto, które smakowało korzennie.
Potem do stołu dosiadła się młoda dziewczyna w wieku około dwudziestu lat, która zajęła miejsce obok Magnusa i dawała mu gestami do zrozumienia, że będzie go obsługiwać.
-- Wódz? – zapytał Wódz wioski Magnusa, po czym wręczył mu do ręki nabitą czymś fajkę. – Twoja żony bardzo duża pomoc moja wioska. My dziękować.