Faceci w garniturach w końcu znaleźli zieloną limuzynę, tyle że pod lotniskiem w Ruhnhoff. Nie było już jednak śladu ani po kierowcy, ani tym bardziej po pasażerze. Monitoringu również nie było, w koszu znaleziono jedynie pusty płócienny worek.
W wykazie korzystających z lotów rejsowych nie znaleźli szukanego pasażera, brak było też jakichkolwiek informacji o czarterach odrzutowców. Poszukiwanie właściciela auta urwało się na spółce leasingowej z Ciprofloksji, której przedstawiciel wskazał, że myszy zeżarły papiery i nie wiedzą komu leasingowali starego zielonego Bentleya, a tym bardziej gdzie go szukać.
W międzyczasie okazało się, że Perła Oceanów nie jest już zacumowana w Marduk, a nieszczęśliwie nikt nie pilnował portu. Również i ten trop się urywał. W sumie dali się wyrolować jak dzieci.